Paweł Patyra: Zaczął pan już tę pozasportową pracę?
Karol Drej: Tak, można powiedzieć, że zacząłem.
Po odejściu z Motoru otrzymał pan ofertę z Resovii, ale jednak nie skorzystał pan z niej. Czy nie rekompensowała finansowo odłożenia planów pracy w zawodzie na późniejszy czas?
- Nie, na pewno rekompensowała. Podjąłem pewne ryzyko. Na pewno straciłem finansowo podejmując pracę w zawodzie, ale traktuję to jako inwestycję w przyszłość. Czas najwyższy, żeby zdobywać doświadczenie zawodowe. Skończyłem politechnikę i chciałbym rozwijać się w tym kierunku. Postanowiłem, że nie będę jeździł po świecie, bo czas ucieka i tak naprawdę nie ma go za wiele.
A po zakończeniu rozgrywek pojawiła się jakaś propozycja z Motoru?
- Tak. Przedstawiono mi ofertę kontynuowania współpracy w Motorze, ale ja już zrezygnowałem. Nie chciałem, żeby te zaległości dalej narastały.
Lubelski klub spłaci panu zaległe pieniądze?
- Są to zaległości półroczne i będą one spłacane. Doszedłem do porozumienia z władzami klubu i obiecali mi, że sukcesywnie co miesiąc będę dostawał jakieś pieniążki. Jak to wyjdzie, to w trakcie się okaże.
Od zakończenia sezonu minęło sporo czasu. Można chyba już na spokojnie ocenić dlaczego Motor spadł?
- Na pewno na to złożyło się wiele czynników. Nie wiem czy w ogóle jest teraz sens dywagowania, dlaczego Motor spadł. Główne czynniki to na pewno sprawy organizacyjno-finansowe. Pod koniec doszedł brak motywacji, cierpliwości do tego wszystkiego. Takie ogólne zniechęcenie i brak wiary, że coś w ogóle się poprawi, że będzie szło ku lepszemu. Nie ma co już tego rozgrzebywać.
Pańskim zdaniem, Motor ma jeszcze szansę się odbudować?
- Myślę, że Motor to marka znana w Polsce i w końcu ktoś się nim zainteresuje na poważnie, wejdzie solidny inwestor i znowu będzie głośno o Motorze, taką mam nadzieję.
Wciąż interesuje się pan tym, co aktualnie dzieje się w Motorze?
- Cały czas śledzę, jak wygląda sytuacja w Motorze, na bieżąco mam kontakt z chłopakami. Nie mogę powiedzieć, że jest mi on obojętny, gdyż przeżyłem fajne czasy w Lublinie i samym Motorze. Personalnie to wygląda nieźle. Wiem, że zostało kilku chłopaków, którzy zostali w I lidze. Z tego, co słyszałem to jest jakaś szansa nawet na I ligę, ale to jeszcze się okaże. Nie mam porównania do zespołów, które będą grały w tej II lidze. Jeśli działacze zdołają to poukładać finansowo i organizacyjnie, to istnieje szansa, żeby Motor wrócił w szeregi pierwszoligowców. Chociaż zawsze jest to taki zespół, na który przeciwnik mocniej się spręża.
Planował pan łączyć pracę z grą w jednej z niższych lig. Znalazł pan sobie już nowy klub?
- Mogę powiedzieć, że podpisałem umowę z beniaminkiem III ligi - Juventą Starachowice. Trenuję z nimi i tutaj będę się troszkę ruszał i grał w tej III lidze.
Nie można tego potraktować jednak w pełni profesjonalnie?
- Na pewno w pełni profesjonalnie nie, bo jednak będę musiał dzielić obowiązki. Na pierwszym miejscu będzie praca, a dopiero później granie w tym III-ligowym klubie. Jestem jednak takiego zdania, że jeśli gra się w jakimś klubie, niezależnie czy jest to ekstraklasa, pierwsza czy trzecia liga to trzeba podchodzić rzetelnie do tych obowiązków i będę starał się swoim doświadczeniem pomóc tym chłopcom, bo to bardzo młody zespół. Będę chciał dołożyć swoją cegiełkę do tego, żeby zespół się rozwijał i odnalazł się w tej lidze.