Szymon Mierzyński: Jakie są pańskie odczucia po sparingu z Lechią Gdańsk? Można powiedzieć, że decydujący wpływ na wynik miały proste błędy w obronie, a przede wszystkim ogromna nieskuteczność.
Bogusław Baniak: Pomyłki w defensywie to jedno, ale na pierwszy plan wysuwa się sporo niewykorzystanych sytuacji strzeleckich. Myślę, że bramkarz rywali, Paweł Kapsa został bohaterem spotkania, bo to on sprawił, że po dziesięciu minutach było nadal 0:0, a nie 3:0 dla Warty. Wynik nie był jednak najistotniejszy. Tego dnia rozgrywaliśmy aż dwa sparingi i niektórzy piłkarze zaliczyli 180 minut na boisku. Jeśli dodać do tego upał, jaki nam towarzyszył, to jestem bardzo zadowolony z postawy swoich podopiecznych. Trenujemy jeszcze dość krótko, mimo to widać, że wykrystalizował się trzon drużyny. Budujący jest fakt, że w meczu przeciwko Lechii, która występuje na co dzień w ekstraklasie, na boisku w ogóle nie było widać różnicy klas, a gdybyśmy zaprezentowali nieco lepszą skuteczność, mogliśmy nawet wygrać.
Jak pan ocenia obecną sytuację kadrową Warty? Czy obecny stan personalny jest satysfakcjonujący?
- Na pewno nie. Załataliśmy dziury po ubytkach, ściągnęliśmy wartościowych zawodników, ale to wciąż za mało. Przede wszystkim potrzeba nam jeszcze zmienników w obronie.
Jeśli chodzi o obronę, to do zespołu wrócił Paweł Ignasiński, z którym początkowo nie chciano przedłużyć kontraktu. Skąd taka zmiana?
- W przypadku Pawła w grę wchodziły inne kluby. Ostatecznie jednak ponownie zawitał w Poznaniu i przyznam, że widzę dla niego miejsce w drużynie, zwłaszcza że sprawdzany przeze mnie Bartosz Wrzesiński jeszcze nie do końca się sprawdza. Ten zawodnik bardzo chce się pokazać i w meczu z Lechią wyszedł na boisko z kontuzją. Tak się jednak nie robi, bo jeśli ktoś ma naciągniętą pachwinę, to trudno o dobrą grę. Dam mu jednak kolejną szansę, bo jest to chłopak z Poznania, a na takich bardzo nam zależy.
Sebastian Przybyszewski i Adrian Bartkowiak tworzą zupełnie nowy środek obrony. Jest pan zadowolony z ich postawy?
- Nie chciałbym porównywać ich do Błażeja Jankowskiego i Krzysztofa Strugarka, którzy grali w tej formacji w ubiegłym sezonie. Myślę, że Sebastian i Adrian muszą nabrać sił, dobrze przepracować okres przygotowawczy i wtedy na pewno będą stanowili dla nas wartościowe wzmocnienia.
Jakie pozycje wymagają jeszcze uzupełnień?
- W oczy rzuca się brak kreatywnego piłkarza w środku pola. Po odejściu Sergio Bataty i Filipa Burkhardta, powstała luka, której do tej pory nie wypełniliśmy. Nie mogę na tej pozycji wystawiać Pawła Iwanickiego, czy Marcina Wojciechowskiego, bo ich miejsce na boisku jest zupełnie gdzie indziej. Piłki nie rozegra też Arkadiusz Miklosik, który zdecydowanie lepiej czuje się w roli defensywnego pomocnika.
Czy władze klubu obiecały panu sprowadzenie jakiegoś zawodnika na tą pozycję?
- Myślę, że działacze mają jeszcze asa w rękawie.
Piotra Reissa?
- O to trzeba zapytać prezesa.
A jaka jest pańska opinia? Widzi pan tego piłkarza w zespole?
- Sprawa jest dość złożona. Nie wiemy bowiem, jaka jest dyspozycja Piotra i czy jest on przygotowany do rozgrywek. Ważną kwestią jest również jego samopoczucie psychiczne. Mimo wszystko jest to doświadczony zawodnik, w dodatku jego pozyskanie mogłoby pozytywnie wpłynąć na frekwencję na meczach Warty.
Sporo wątpliwości budzi obsada bramki. O ile Łukasz Radliński jest pewnym punktem drużyny, to już forma, a przede wszystkim wiek jego zmiennika, Adriana Lisa, nie gwarantuje spokoju.
- Musimy znaleźć jeszcze jednego golkipera, przede wszystkim po to, żeby na tej newralgicznej pozycji powstała realna rywalizacja. Lis ma przecież dopiero 17 lat.
W ostatnim czasie Warta podpisała umowy z dwoma juniorami: Piotrem Gułajskim i Marcinem Kraszkowskim, z kolei w ubiegłym sezonie debiut w I lidze zaliczył Maciej Wichtowski. Czy któryś z tych piłkarzy, bądź inny wychowanek klubu ma szansę realnie zaistnieć na zapleczu ekstraklasy już w nadchodzącym sezonie?
- Na razie trudno liczyć na któregokolwiek z nich. Tych młodych zawodników wciąż sporo dzieli od I-ligowego poziomu. Dla nich ważne jest teraz przebywanie w pierwszym zespole i treningi z bardziej doświadczonymi kolegami.
Ostatnio spore zamieszanie powstało w związku z przybyciem licznego grona Brazylijczyków. Obecnie z Wartą nie trenuje już żaden z nich. Nie żałuje pan, że ci piłkarze byli sprawdzani na zajęciach i w sparingach, a ostatecznie klub nic z tego nie ma?
- Nie da się ukryć, że przez tą historię straciłem tydzień. Testowałem zawodników, spośród których żadnego nie mogliśmy pozyskać, mimo że do podpisania umowy wytypowaliśmy aż trzech: Felipe, Aithona oraz Jeffersona.
Czy da się jakoś porównać obecny potencjał Warty z tym z rundy wiosennej ubiegłego sezonu?
- Obecna drużyna jest zupełnie inna i dość znacznie różni się od poprzedniej. Nie zanosi się raczej na to, że będziemy słabsi niż wiosną, ale bardzo potrzeba nam zgrania. Musi to nastąpić jak najszybciej, w przeciwnym wypadku będziemy zmuszeni do eksperymentów w trakcie sezonu, a tego chciałbym uniknąć. Co do zespołu z ubiegłych rozgrywek, to jestem zdania, że gdyby udało się zatrzymać wszystkich kluczowych zawodników i do tego dołożyć wzmocnienia, które przeprowadziliśmy ostatnio, to celem na nadchodzący sezon na pewno nie byłoby utrzymanie.
Czy to oznacza, że na razie Warta musi myśleć tylko o uniknięciu spadku?
- Tak bym tego nie nazwał, ale jeśli w drużynie zachodzi mnóstwo zmian, zwłaszcza w tak kluczowej formacji jak obrona, to nie można mieć od razu wygórowanych ambicji. Będziemy starać się osiągać takie wyniki, żebyśmy nie musieli nerwowo spoglądać w dół tabeli.
Wydaje się, że nad klubem zaczyna świecić słońce. Niebawem ma zostać podpisana umowa sponsorska, dzięki której budżet Warty ulegnie znacznemu zwiększeniu...
- Jestem pełen podziwu dla prezesa Janusza Urbaniaka i pozostałych działaczy, a także dla Tomasza Magdziarza, który wykorzystuje swoje kontakty i robi wszystko, by pomóc klubowi. Cieszę się bardzo, że sytuacja finansowa ulega poprawie, zwłaszcza że osiągnięcie tego wymagało ogromnego zaangażowania wymienionych przeze mnie ludzi.