Paweł Porzucek: Prokreacyjna hibernacja piłkarska

Całkiem młodym tematem, jednakże dosyć często w ostatnim czasie odgrzewanym na piłkarskich salonach w Polsce, jest problematyka nadawania obcokrajowcom obywatelstwa, by mogli trochę pokopać piłkę w biało-czerwonej reprezentacji. Połączone jest to z gorączkowym poszukiwaniem więzi łączących tychże graczy z naszym krajem. Trwają zaawansowane prace pezetpeenowskich dendrologów nad przeglądem drzewek genealogicznych zawodników, co do których pada podejrzenie, że mogliby mieć biografie, choć ciut, posypane nadwiślańską ziemią.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeśli, natomiast, to kryterium jest nawet niemożliwe do spełnienia przez piłkarza, to zawsze można jeszcze liczyć na dobry gest głowy państwa. A szkoda, bo wystarczyłoby rozejrzeć się troszkę dookoła siebie i poszukać reprezentantów wśród tych, którzy palą się do gry w kadrze i nie wymagają spolszczania. Jeżeli to nie wystarczy - wówczas pozostaje inne rozwiązanie: ogromna kampania zorganizowana przez PZPN mająca na celu obudzenie społeczeństwa z seksualnego letargu piłkarskiego.

Naturalizacja graczy, tylko po to, żebyśmy mogli załatać dziury w kadrze narodowej, wywołane mocarstwowymi ambicjami działaczy futbolowych o podboju świata piłkarskiego przez nasze orzełki jest takim samym nonsensem, jak przeprowadzanie lustracji na klubach i zawodnikach naszej ligi z nadzieją, że oczyszczą to brudne i przesycone degrengoladą środowisko. Gra z orzełkiem na piersi to zaszczyt, to nobilitacja dla zawodników i cudowne docenienie ich umiejętności i wysiłku. Okazuje się jednak, że od niedawna reprezentacja Polski zamieniła się w światowy dom mody, który służy do promocji nowych, obcych piłkarzy. Kreatorzy nowego szyku mody na zagraniczne produkty w kadrze: Jerzy Engel, Paweł Janas, Leo Beenhakker czy inni, nie bardzo, w moim przekonaniu, rozumieją sens istnienia kadry. Nie ma problemu - przecież możemy wysłać armię specjalistów w różne zakątki świata (idąc za przykładem Antoniego Ptaka, którego hobby od lat to kolekcjonowanie brazylijskich graczy) i namówić młodych graczy obcego pochodzenia, którzy umieją zrobić kilka żonglerek, do gry w naszej kadrze, bo potrzebny jest sukces od zaraz.

Właśnie tutaj, w myśleniu i podejściu naszych futbolowych speców, tkwi diabeł. Sukcesu nie powinno odnosić się za wszelką cenę. Przypominają mi się mecze (nie wiem, czy nadal są organizowane) pomiędzy kadrą obcokrajowców w naszej lidze i Polaków i przychodzi mi tu do głowy zatrważająca myśl, że niedługo będą odbywać się wewnętrzne baraże o prawo do gry w reprezentacji, w których udział brać będą: Polacy, zaś naprzeciwko staną obcokrajowcy chętni do przygody kadrowej. Zastanawiam się, czemu, taki Ludovic Obranjak, który otrzymał niedawno obywatelstwo polskie, wcześniej nie był zainteresowany grą w biało-czerwonych barwach, tylko teraz, kiedy strzelił kilka goli w lidze francuskiej nagle obudził się, że można byłoby pograć też w kadrze, tylko że polskiej. Paranoja! Każdy młody chłopiec rozpoczynający przygodę piłkarską marzy o tym, ażeby wystąpić kiedyś w narodowym zespole, ale ,najwidoczniej, miejsca dla takich nie ma, bo wolimy importować zawodników złudnie licząc na ich cudotwórcze moce. Jeśli tak, to od razu zróbmy Obranjaka czy Rogera Guereirowskiego Królem Polski, bo przecież mają nieść dobrą nowinę i sukcesy. To jest jakiś podmiejski kabaret, w którym dowcipy wcale nie śmieszą.

Z pewnością, z mojej wypowiedzi wynika jakaś dyskryminacja, ale dla przeciwwagi i rozmycia takich myśli chciałbym dodać, że nie mam nic przeciwko nadawaniu obywatelstwa cudzoziemcowi i powoływaniu go do reprezentacji, ale muszą być utrzymane pewne zasady dobrego smaku. Nie chciałbym być kadrowiczem, który na zgrupowaniu będzie rozmawiał z kolegą w obcym języku, podobnie jak nie zniósłbym, ażeby reprezentant nie znał podstawowych informacji o kraju. W porządku, jeśli kogoś łączą więzi z Polską na podstawie pochodzenia matki, ojca, ewentualnie, jeszcze jeden stopień pokrewieństwa niżej. Ale nie doszukujmy się rewelacji biorąc pod lupę wszystkich wspólnych przodków, bo zabrniemy gdzieś do okresu przedrozbiorowego albo jeszcze wcześniej, uparcie próbując znaleźć rodaków na drzewach genealogicznych. Niedługo, osiągając najwyższy stopień idiotyzmu, będziemy nadawać obywatelstwo piłkarzom wysuwającym argumenty, że są "dziećmi bożymi", więc należą do tej samej rodziny co my.

Miłość do ojczyzny winna być w sercu obywatela całe życie, nie zaś tylko wtedy, kiedy widzi się korzyści z tego płynące, w tym przypadku - gra w reprezentacji. Oburzam się mocno słysząc, że piłkarz chce grać w naszej kadrze, bo w swojej nie ma szans na powołanie. Hipokryzja! Jeśli dalej potoczy się sprawa tym tokiem rozumowania to pezetpeenowcy roześlą po klubach zagranicznych ogłoszenie o treści: "Piłkarza zatrudnię. Wysokie zarobki, umowa o dzieło, zwrot kosztów dojazdu. Do umowy dołączamy obywatelstwo polskie i sprzęt piłkarski gratis. Wymagania: umiejętność obsługi piłki".

Niech będą równe szanse dla wszystkich, równy czas oczekiwania, nie zaś uznawanie za lepszych ludzi tych, którzy potrafią kopnąć futbolówkę lepiej niż inni. Jestem zwolennikiem zgłaszania się piłkarzy z polskimi korzeniami do działaczy z Miodowej, wyrażając tym samym ogromną chęć gry w kadrze i spełnienia wymogów proceduralnych związanych z wiedzą o kraju. Bo jeśli nie, to zrobimy z naszej reprezentacji bazar, na którym swoje usługi będą sprzedawać obcokrajowcy mający nadzieję, że wypromują się w ten sposób (bo nie ma lepszego sposobu reklamy niż mecze międzypaństwowe), po czym znajda lepszy klub i o naszym zespole narodowym zapomną. To jest czysto karierowiczowskie podejście, które może skończyć się nędznie.

Inną sprawą jest, że w Polsce trener kadry utrzymuje się na stanowisku przez okres jednych mistrzostw, dlatego też nie można ich winić całkowicie za takie podejście, ponieważ wyścig szczurów, który rozlał się na wszystkie dziedziny życia, w tym sport (a konkretnie futbol), wymusza natychmiastowe sukcesy, nie pozwalając na stopniowe rozchylanie skrzydeł. Takie zachowanie determinuje, więc, poszukiwanie graczy w ligach, które prezentują wyższy poziom gry niż nasza, niekoniecznie zwracając uwagę na przywiązanie do kraju. Należy, więc, rozpocząć pozytywistyczną pracę u podstaw, ażeby oświecić działaczy PZPN i wskazać im właściwą drogę.

Ostatnią wskazówką, jaką chciałbym przekazać panom odpowiedzialnym za dobór zawodników do reprezentacji jest przeprowadzenie szerokiej kampanii społecznej mającej na celu zachęcenie społeczeństwa do seksu piłkarskiego, skoro brak w Polsce, ich zdaniem, graczy godnych kadry narodowej. Już sobie wyobrażam przeciętnych Polaków w salonie domowym, romantycznie siedzących sobie przy szampanie wyprodukowanym przez PZPN i ozdobionym plakietką ze znaczkiem związku; na ścianach oprawiony nagi tors Davida Beckhama oraz ponętne ciało spoglądającej na zakochanych z naściennego plakatu Anny Kurnikowej. Łóżko okrągłe, pościel w czarno-białe łatki, zaś na stoliku obok, podręcznik kamasutry w wydaniu najwybitniejszych polskich trenerów piłkarskich.

Konkludując, chciałbym wyznać swoje marzenie, ażeby w przyszłości nie znalazł się w Konstytucji RP kolejny rozdział, zatytułowany: "PZPN", a w nim przy kompetencjach zapis o nadawaniu obywatelstwa kosztem prezydenta.

Źródło artykułu: