Pomysł, o którym WP SportoweFakty pisały już 26 marca (więcej TUTAJ), jest teraz wiodący i forsowany na wypadek, gdyby sezon 2019/2020 miał przejść do historii bez kontynuacji. Jego zwolennicy podkreślają, że to koncepcja najbardziej optymalna, która nikogo nie krzywdzi.
Nie do końca, bo jeśli spojrzymy na PKO Ekstraklasę, brak spadków zabezpiecza przede wszystkim interesy klubów z dołu tabeli. Występy w elicie to wielomilionowy zastrzyk gotówki za prawa telewizyjne, zaś skasowanie spadków oznacza, że te pieniądze zachowają wszyscy beneficjenci z wciąż jeszcze trwających rozgrywek.
A I-ligowcy? Oni w praktyce nie dostają nic ponad to, co i tak otrzymaliby w normalnym toku. Różnica jest tylko taka, że zamiast turnieju barażowego z udziałem ekip z miejsc 3-6, lokata na najniższym stopniu podium da bezpośredni awans. Tak czy siak do PKO Ekstraklasy wejdą trzy nowe zespoły.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetny trening bramkarza na czas koronawirusa. Sam strzelał, sam bronił...
Spójrzmy na tabelę. Korona Kielce i Arka Gdynia mają odpowiednio pięć i sześć punktów straty do bezpiecznej strefy (dużo, choć nie były już bez szans na utrzymanie), ale ŁKS Łódź - jedenaście. Mało kto na jedenaście kolejek przed końcem sezonu byłby skłonny postawić jakiekolwiek pieniądze na to, że beniaminek zdoła się jeszcze utrzymać. Jemu więc zawieszenie rozgrywek de facto pomoże.
Ci, którzy popierają najnowszy pomysł, mówią, że wszystkich nie da się zadowolić. To prawda, bo idealnego rozwiązania nie ma. Trudno jednak mówić o jakiejkolwiek sprawiedliwości w sytuacji, gdy nie zachowano balansu między interesem ekstraklasowiczów i I-ligowców. Tych pierwszych ratujemy w komplecie (bez względu na ich sportową sytuację), a drugim nie dajemy nic oprócz tego, co i tak mieli dostać.
Poszerzenie PKO Ekstraklasy do 19 drużyn ma jeszcze jeden ważny aspekt. W przyszłym sezonie spadać będą aż cztery ekipy. To oznacza, że końcówka zmagań w dole tabeli może być nudna (trudno sobie przy takim układzie wyobrazić walkę o utrzymanie do ostatniej kolejki), a słabsi mogą bardzo szybko stracić szansę na pozostanie w elicie dłużej niż rok.
Jeszcze gorzej będzie w II lidze, z której według nowego projektu awansowałyby bezpośrednio trzy zespoły, nikt by nie spadał, a trzeba jeszcze zrobić miejsce dla czterech beniaminków (mistrzów czterech grup III ligi). To oznacza, że na trzecim poziomie też mielibyśmy 19 drużyn i z tego grona za rok spadłoby aż pięć. Nietrudno się domyślić, jak negatywnie wpłynie to na poziom sportowy w dole stawki.
PZPN nie chce nikogo krzywdzić, ale przesadza z dobrą wolą. Spadki można ograniczyć, jednak ich całkowite kasowanie nie ma uzasadnienia.