Sztab reprezentacji na prośbę Jerzego Brzęczka zgodził się na zmniejszenie swoich wynagrodzeń o połowę na okres czterech miesięcy. Kontrakt selekcjonera i jego sztabu obowiązuje do końca lipca tego roku. Nie zostało to jeszcze oficjalnie powiedziane, ale prezes Zbigniew Boniek dość czytelnie zasugerował w wywiadzie, że selekcjoner i jego sztab nie mają gwarancji pracy na mistrzostwach Europy.
- Pamiętajmy, że jesienią mamy sporo meczów z silnymi rywalami. A co, gdybyśmy przegrywali wysoko? Mecz po meczu? Tak więc spokojnie z tym tematem, czy z długością przedłużenia - powiedział Boniek "Super Expressowi".
Intencje prezesa są czytelne: selekcjoner musi potwierdzić swoją wartość w meczach przed turniejem, czyli Lidze Narodów i eliminacjach mistrzostw świata. Z jednej strony takie podejście wydaje się zrozumiałe, z drugiej otwiera dyskusję pod tytułem: czy prezes ufa trenerowi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: lata lecą, a Tomasz Kuszczak wciąż imponuje formą. Potrafiłbyś tak zrobić?
Dla selekcjonera mogą to być kolejne trudne miesiące, w których będzie musiał znów coś udowodniać. A wiemy, ile Jerzego Brzęczka kosztował ostatni rok. Selekcjoner ma duży żal do polskich mediów, ekspertów i oponentów, którzy w wielu przypadkach nie zostawiali na nim suchej nitki. Mimo że szkoleniowiec wygrał grupę eliminacyjną i awansował na Euro. - Krytyka była częściowo poniżej pasa. Zostaliśmy zniszczeni w mediach - powiedział w wywiadzie dla austriackiego "Tiroler Tageszeitung". Z polskimi mediami Brzęczek nie rozmawia ponad półtora roku. A teraz okazuje się, że jesień będzie dla niego kolejnym sprawdzianem: o być albo nie być w reprezentacji.
Działają jak mogą
Sztab reprezentacji ma w tym momencie ograniczone pole manewru. Selekcjoner Jerzy Brzęczek i jego prawa ręka Radosław Gilewicz przebywają w swoich domach. Trenerzy mogą robić dwie rzeczy: analizować poprzednie spotkania reprezentacji i najbliższych rywali w Lidze Narodów. Do siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej w Warszawie dwa, trzy razy w tygodniu przychodzi Hubert Małowiejski. Analityk kadry też zmienił swój plan działania. On i cały sztab mieli rozpisaną pracę do mistrzostw Europy, które ze względu na pandemię koronawirusa zostały przeniesione na przyszły rok.
Teraz Małowiejski i inni pracownicy reprezentacji budują nową bazę informacji - wzięli pod lupę najbliższych możliwych przeciwników. - Analizujemy Holendrów, Włochów, reprezentację Bośni i Hercegowiny. Liczymy, że rozgrywki międzynarodowe wrócą we wrześniu - mówi nam Hubert Małowiejski.
Pierwsze możliwe zgrupowanie reprezentacji jest zaplanowane na początek września. Wtedy Polska ma zagrać w Lidze Narodów dwa mecze wyjazdowe: z Holandią (4.09) oraz Bośnią i Hercegowiną (7.09). O tym, czy się odbędzie, decyduje ostatecznie UEFA i FIFA. Na razie nie ma jednak informacji, że wstępne założenia zmienią się, dlatego sztab robi przymiarki pod jesienne spotkania. Polska federacja ma dostęp do platformy InStat, gdzie można oglądać rozegrane wcześniej mecze. Trenerzy posiadają też nagrania ze wszystkich poprzednich treningów reprezentacji - to również materiał do analizy.
- Cofamy się do tego, co było, meczów w eliminacjach, robimy gruntowne podsumowania. Ja również mogę obejrzeć mecze naszych przeciwników z dalszych okresów. Tak naprawdę godzinowo praca działu analityków się nie zmieniła. Wykonujemy ją po prostu na miejscu, przed monitorem, a nie w trasie czy hotelu - tłumaczy Małowiejski.
Większość sztabu pracuje zdalnie, z domów. Ligi nie grają, więc nie można pojechać i obejrzeć meczu z reprezentantem w składzie.
Nowi w poczekalni
Trenerzy reprezentacji chcieli przetestować kilku piłkarzy, którzy nie dostali jeszcze szansy. Na przykład Michała Karbownika z Legii Warszawa czy Karola Świderskiego z PAOK-u Saloniki. Napastnika na jednym z meczów obserwował analityk Michał Siwierski.
Pracownicy sztabu kadry są w kontakcie z zawodnikami. - Piłkarze intensywnie trenują, są w gotowości. Chcą być przygotowani na dużą intensywność meczów w przypadku wznowienia rozgrywek - tłumaczy Małowiejski. - Nie dokładamy im dodatkowych zajęć, kluby nadzorują treningi. Są w reprezentacji piłkarze, którzy sami zgłaszają się do nas z prośbą o analizę danego przeciwnika. Z wiadomych względów, na chwilę obecną nieco to wyhamowało - mówi Małowiejski.
- Monitorujemy, kto i co robi, w jakim wymiarze. Ta wiedza będzie nam potrzebna podczas najbliższego zgrupowania. Musimy być na bieżąco, ile dany piłkarz ma w nogach - wyjaśnia analityk.
Nie wiadomo, co dalej
Wcześniej, tuż przed falą koronawirusa w Europie, sztab kadry był w rozjazdach. Trenerzy i analitycy obserwowali z bliska rywali, ale też zawodników kadry. Radosław Gilewicz odwiedził w Berlinie Krzysztofa Piątka, Jerzy Brzęczek był w Anglii i we Włoszech, inni przedstawiciele sztabu w Rosji. Ci, którzy znaleźli się w grupie ryzyka, przebadali się na obecność koronawirusa. Wszyscy musieli również przejść kwarantannę.
Selekcjoner szuka nowych pomysłów na grę drużyny, jeszcze raz ogląda mecze, analizuje taktykę. Przed pandemią sztab miał zaplanowane najbliższe cztery miesiące, a w terminarzu mecze towarzyskie z rywalami, którzy stylem gry przypominają przeciwników na Euro. Ukraina w ocenie trenerów gra podobnie do Hiszpanów, natomiast Finlandia do Szwedów.
- Mieliśmy komplet informacji na temat marcowych rywali, czyli Ukrainy i Finlandii. Praktycznie gotową analizę czerwcowych przeciwników: Rosji i Islandii oraz wstępnie rozpracowanych Hiszpanów i Szwedów przed Euro - komentuje Małowiejski.
- W marcu chcieliśmy wybrać się na spotkania barażowe do Euro: Słowacja - Irlandia oraz Bośnia - Irlandia Północna. Z działem analityków przygotowywaliśmy wstępne informacje na temat tych drużyn, ponieważ z tego grona mieliśmy poznać ostatniego grupowego rywala na Euro - kontynuuje.
Próżnia
Na szczęście opracowanej wcześniej rozpiski nie trzeba wyrzucać jeszcze do kosza. - Jeżeli piłka reprezentacyjna wróci we wrześniu, to nasz plan działania przygotowany przed Euro będzie można odtworzyć, nanosząc drobne korekty - tłumaczy Małowiejski. - Problem zrobi się, jeżeli powrót zostanie przełożony dopiero na eliminacje MŚ, czyli marzec 2021 - mówi.
A jest to prawdopodobne. Nie wiadomo bowiem, jakie obostrzenia będą obowiązywały w innych państwach, który kraj szybciej upora się z wirusem, czy być może nastąpi wzrost zachorowań. Tych wypadkowych jest dużo. - A to znowu pokrzyżuje nam wszystkim pracę. Pozytywem jest to, że zgromadzone materiały się nie zmarnują, w końcu je wykorzystamy - Małowiejski szuka pozytywów.
Gilewicz w "Przeglądzie Sportowym" mówił o próżni. - Mieliśmy mnóstwo planów, których nawet nie zaczynamy modyfikować, bo nikt nie wie, w jakim kierunku powinniśmy zmierzać. Brakuje punktu zaczepienia - opowiadał. Sam trener też z trudem radzi sobie z zastojem, wstrzymaniem pracy. - Staram się być aktywny, bo najgorsza jest bezczynność. Ćwiczę, biegam, czytam, doszkalam język angielski - wspominał. - My jesteśmy zawieszeni w próżni, nie ma sensu dzwonić i rozmawiać o futbolu, bo nikt nie wie, co się wydarzy.
Koronawirus. Joachim Marx: Wydawało mi się, że nie ma mnie już na ziemi
Zielińscy. Rodzina, która zawsze pomoże