Na Słowacji życie powoli wraca do normalności. Piłkarze tamtejszych drużyn trenują w kilkuosobowych grupach, na dniach okaże się, kiedy zostanie wznowiona ekstraklasa. Wszystko wskazuje, że niebawem. Nasi sąsiedzi bardzo dobrze poradzili sobie z koronawirusem, od początku pandemii odnotowali 1,5 tys. zarażonych i 18 przypadków śmiertelnych (przy populacji 5,5 miliona ludzi). To jeden z najniższy wskaźników w Europie.
Dawid Kurminowski opowiada, że na Słowacji rząd wprowadził obostrzenia znacznie wcześniej niż w Polsce. - Z tego powodu wracamy do normalności już teraz. Ludzie od początku bardzo stosowali się do restrykcji, nie ruszali się z domów, chodzili w maseczkach i rękawiczkach, gdy w innych krajach nikt tego jeszcze nie stosował. Dzięki temu łatwiej było zapanować nad szalejącym wirusem - opowiada nam Kurminowski.
Słowacy są nazywani prymusami pod względem walki z pandemią. Już w połowie marca zamknęli większość sklepów i nakazali nosić maseczki. W okresie świąt Wielkanocy ograniczyli swobodę przemieszczani się, a mieszkańcy zakładali maseczki nawet we własnych ogródkach. Porządku na ulicach pilnowała policja i wojsko. Służby miały obowiązek spytać o powód wyjścia z domu i zweryfikować te informacje. Za niestosowanie się do rozporządzeń groziły wysokie mandaty, nawet do 1,5 tysiąca euro.
ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"
Dzięki temu obecnie tamtejszy rząd wprowadza plan luzowania obostrzeń. Na Słowacji funkcjonują już wszystkie większe sklepy, salony samochodowe, niektóre hotele czy targowiska. Można udać się do restauracji zamawiając jedzenie przez okienko, albo uprawiać sport pod gołym niebem, ale bez kontaktu. Planowo odbędą się matury, tyle że z wytycznymi - na przykład dwumetrowymi odstępami między ławkami.
- Przyznam, że jestem pod wrażeniem odpowiedzialności Słowaków. Już w połowie marca dezynfekowali ręce w sklepach, zachowywali odstępy. Nikt nie musiał im zwracać uwagi, pilnować. Nawet teraz, przy większej swobodzie w codziennym funkcjonowaniu, na ulice wyszło tylko trochę więcej ludzi - mówi Kurminowski.
- Myślę, że kluczowa była reakcja. Słowacki rząd podjął pewne decyzje szybciej niż na przykład w Polsce. Ludzie za tym poszli, dlatego teraz możemy już trenować - opowiada.
Treningi w maseczkach
Na początku Kurminowski i reszta zawodników ćwiczyli w klubie w trzyosobowych grupach. - Do zajęć na boisku wróciliśmy dwa tygodnie temu. Wykonywaliśmy głównie proste ćwiczenia: podania wzdłuż boiska, bez żadnej taktyki. Biegowe i wytrzymałościowe treningi robimy na własną rękę. Ja wychodzę codziennie do lasu i biegam - mówi.
Teraz ćwiczą w grupach sześcioosobowych. - Przyjeżdżamy na treningi swoimi samochodami, przebrani i kierujemy się od razu na boisko. Po zajęciach idziemy prosto na parking, do auta i wracamy do domów. Dopiero tam możemy się wykąpać i przebrać - tłumaczy.
Trenują trzy razy w tygodniu, po półtorej godziny. - Biegamy w maskach, takich zwykłych, jakie można kupić w aptece. Jedna maseczka wystarcza nam na całe zajęcia. Nie ukrywam - trenuje się w nich bardzo niewygodnie, trudno się oddycha. Trenerzy po każdym ćwiczeniu robią przerwy, każą nam się rozejść i dotlenić. Wtedy ściągamy je i głęboko oddychamy przez kilka minut. Maski bardzo utrudniają bieganie, o sprintach nawet nie ma mowy, ale od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli normalnie biegać - kontynuuje.
Młodzieżowy reprezentant Polski gra na Słowacji od dwóch lat. W tym sezonie przebił się do pierwszej drużyny MSK Żilina, tuż przed przerwaniem ligi miał świetną serię, w czterech meczach słowackiej ekstraklasy strzelił trzy gole.
- Bardzo się cieszę, że w ogóle wróciliśmy na boisko. Na razie wykonujemy ćwiczenia bez kontaktu fizycznego: strzelamy na bramkę, wymieniamy podania. W poprzednim tygodniu przeszliśmy testy na koronawirusa, wyszedł mi negatywny wynik. Nie byłem zaskoczony, bardzo uważałem - komentuje.
Czekają na start
Pod koniec marca drużyna Polaka ogłosiła stan upadłości ze względu na problemy finansowe i brak przychodów. Żilina miała też kłopot z porozumieniem się z zawodnikami odnośnie redukcji zarobków. W pewnym momencie klub poinformował o likwidacji pierwszego zespołu i pozostawieniu przy życiu wyłącznie akademii. Od tamtej pory sporo się jednak zmieniło, Żilina jest gotowa do wznowienia sezonu.
- Za wiele nie mogę komentować, ale jeżeli rozgrywki zostaną dokończone, to zagramy na sto procent. Przypuszczam, że sezon zostanie wznowiony wówczas, gdy piłkarze wszystkich drużyn przejdą badania na koronawirusa i wyniki będą negatywne - podsumowuje Kurminowski.
Po 22 kolejkach Żilina jest druga w tabeli i traci dziesięć punktów do Slovana Bratysława. Kurminowski ma kontrakt z klubem do czerwca 2023 roku. Żilina wykupiła 21-letniego napastnika z Lecha Poznań w grudniu 2019 r. Zawodnikiem słowackiej drużyny jest też 20-letni obrońca Jakub Kiwior.
Koronawirus. Polka w Szkocji: Boję się i tęsknię
Koronawirus. UEFA zdecyduje, co z meczem Polski z Holandią