Koronawirus. Ronald Reng: Pandemia sprawi, że bardziej docenimy sport

Getty Images / Colin McPherson/Corbis  / Na zdjęciu: Ronald Reng
Getty Images / Colin McPherson/Corbis / Na zdjęciu: Ronald Reng

- Jeśli w ciągu dwóch, trzech lat nie wrócimy do gry, to może być koniec futbolu. Nie wierzę, że ludzie z powrotem zaangażują się emocjonalnie w przeżywanie sportu - mówi Ronald Reng, jeden z najsłynniejszych europejskich dziennikarzy sportowych.

W tym artykule dowiesz się o:

Kilku europejskich lig nie uda się dograć, ale niektóre walczą do końca. Pojawiają się zarzuty, że to zepsucie spowodowane gonitwą za pieniędzmi. Ale Ronald Reng, słynny niemiecki dziennikarz, autor kilku książek, m.in. kultowej biografii "Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk", zauważa, że piłka nie różni się od innych dziedzin życia. - Ludzie ratują biznes, walczą o przetrwanie futbolu. Nie widzę w tym niczego złego - zauważa.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Brakuje panu futbolu?

Ronald Reng: Czy ja wiem... Myślenie o piłce, o jakiejś wyjątkowej stracie, byłoby w tym momencie samolubne. Oczywiście, że piłka cierpi, ale cierpią wszyscy. Nie sądzę, żeby kryzys dotknął piłkę nożną w jakiś szczególny sposób. Zresztą jest to tylko rozrywka.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Ogromne pieniądze sprawiają jednak, że ligi chcą dokończyć sezon. Choćby Bundesliga czy nasza Ekstraklasa.

Mam wątpliwości, czy będzie to udane zakończenie. Chodzi już tylko o pieniądze. 12 marca, a więc gdy było już jasne, że sprawa jest poważna, Eintracht grał spotkanie Ligi Europy z FC Basel (0:3 - red). Mecz był rozgrywany przy pustych trybunach. Po 20 minutach wyłączyłem telewizor. Nie dało się tego oglądać. Myślę, że futbol bez kibiców nie przetrwa, może chwilowo jako ciekawostka, nic więcej. Kibice odgrywają wielką rolę, sprawiają, że to nie jest grupa zawodników kopiących piłkę, ale wielkie wydarzenie, bez całej otoczki futbol nie ma racji bytu.

Kryzys pokazał, jak ogromne jest uzależnienie piłki od telewizji. Dziś słyszymy, że bez wpływów z telewizji 10 na 18 klubów w Bundeslidze może zbankrutować, nawet takie potęgi jak Schalke 04. Kiedyś tego nie było.

Owszem, kiedyś inne przychody stanowiły większość. Ale spójrzmy na to z drugiej strony. Eksperci mówią, że koronawirus może położyć kluby w kilka miesięcy. Jeśli jednak cofnie się pan do lat 80., gdzie zdecydowaną większość stanowiły przychody z dnia meczowego, to ten koronawirus położyłby niemal wszystkie kluby w ciągu kilku dni. To by była wtedy choroba śmiertelna, a dziś jest bardzo groźna, ale uleczalna. Czy piłka poszła w złą stronę? Poszła w tę samą, co wszystkie inne biznesy. Kibice są tacy sami jak wcześniej, ale jest ich znacznie więcej.

Co dalej?

Mam dwa scenariusze. Zacznijmy od dobrego. Zakłada on powrót do gry przy pełnych trybunach za kilka miesięcy. Wtedy ludzie wrócą do piłki i będą doceniali ją dużo bardziej niż wcześniej, stadiony, które nie były pełne, zapełnią się, będziemy chcieli jeszcze bardziej przeżywać utracone emocje, nadrabiać je. Decydujące będą najbliższe miesiące, które pokażą nam, w którą stronę idziemy. Ale jest drugi scenariusz, ten najgorszy. Jeśli w ciągu dwóch, może trzech lat nie wrócimy do gry, to może być koniec futbolu. Nie bardzo chce mi się wierzyć, że ludzie z powrotem zaangażują się emocjonalnie w przeżywanie sportu.

Piłka była zawsze dla ludzi zastępczą emocją.

Wszystko zależy od sytuacji. Dziś nie ma w Niemczech dyskusji o piłce, raczej ludzie podchodzą do tego na zasadzie: poczekajmy, zobaczymy, co będzie. Nikt nie pyta, kto zdobędzie króla strzelców: Robert Lewandowski czy Timo Werner, nikt nie pyta, czy Borussia Dortmund dogoni Bayern Monachium. Takie tematy w Niemczech nie istnieją.

Czy zatem powrót ligi jest przesadą?

Nie, nie sądzę, żeby robiono coś złego. Wręcz odwrotnie. To kwestia przetrwania piłki nożnej w obecnej formie, zupełnie zrozumiała reakcja.

Spodziewa się pan jakichś trwałych konsekwencji pandemii? O ile oczywiście w miarę szybko wrócimy.

Możliwe, że spowolniony zostanie wzrost zarobków w piłce nożnej, przynajmniej na jakieś dwa, trzy lata. Ale jeśli w ciągu kilku miesięcy piłka zacznie powoli wracać, wtedy nie przewiduję większych zmian. Jak było, tak będzie. Musimy pamiętać, że to nie jest tąpnięcie całego rynku - to tylko koronawirus.

A jakieś pozytywne zmiany?

Myślę, że pandemia sprawi, że bardziej docenimy sport, zobaczymy, co dla nas znaczy. Nie tylko w wymiarze telewizyjnym, ale też jeśli chodzi o uprawianie. Wyjdziemy do lasów, na bieżnie. Dojdziemy po prostu do wniosku, że chcemy być zdrowsi, silniejsi.

Ronald Reng to jeden z najbardziej znanych europejskich dziennikarzy sportowych, autor książek o piłce, na polskim rynku ukazały się: "Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk" (otrzymał za nią nagrodę Williama Hilla, jedną z najbardziej prestiżowych w dziedzinie literatury sportowej), "Bundesliga. Niezwykła opowieść o niemieckim futbolu", "Miro. Oficjalna biografia Miroslava Klose".

ZOBACZ Kluby Ekstraklasy mogą trenować w większych grupach
ZOBACZ Polski trener o koronawirusie w Indiach

Źródło artykułu: