Europejskie środowisko piłkarskie różnie reaguje na pandemię koronawirusa. W niektórych krajach postanowiono nie ryzykować i przedwcześnie zakończyć rozgrywki. Jest też wiele osób chcących walczyć o dokończenie przerwanego sezonu. Chęć dalszej rywalizacji wykazują między innymi Polacy czy Niemcy.
By móc wznowić zmagania, trzeba wdrożyć mnóstwo procedur i przestrzegać ściśle określonych zasad. Jak zauważa Jerzy Dudek w swoim najnowszym felietonie dla "Przeglądu Sportowego", "obserwujemy eksperyment, w którym nie trzeba wiele by coś poszło nie tak".
"Wystarczy jeden zakażony i cały projekt może runąć. Tym bardziej że walczymy z kompletnie nieprzewidywalnym rywalem. Spójrzmy na Dynamo Drezno. W pierwszej turze badań koronawirusa zdiagnozowano u jednego piłkarza. Druga tura wykazała, że wszyscy byli zdrowi. Wznowiono treningi i okazało się, że chorych jest trzech, w związku z czym cały zespół został wysłany na dwutygodniową kwarantannę. I choć szefostwo DFL przekonuje, że w terminarzu jest miejsce na rozegranie przełożonych meczów, ale to nie może dziać się w nieskończoność" - podkreśla były bramkarz reprezentacji Polski.
Dudek uważa też, że trochę zapomina się o piłkarzach i kibicach. Zaznacza, że zawodnicy będą teraz potrzebować dużo czasu, by odzyskać pełną sprawność, a ich poziom sportowy może mocno odbiegać od idealnego. Odwołując się do fanów twierdzi natomiast, że pewnie wkrótce będą też dopytywać, dlaczego nie mogą wejść na stadiony, skoro galerie handlowe są otwarte.
Czytaj także:
Bardzo mocne słowa Zbigniewa Bońka. "Wybory korespondencyjne to korupcja i bałagan"
Wraca wątek dopingu w reprezentacji Rosji. Pojawiły się nowe dowody
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus przewartościował piłkarskie kontrakty. "Futbol jest przepłacony, ale to prawo rynku"