Adam Tomczyński - kiedyś w PZPN, teraz kandyduje na I prezesa SN. "Strasznie zaangażowany, momentami wręcz nawiedzony"

PAP / Tomasz Gzell / Na zdjęciu: Adam Tomczyński
PAP / Tomasz Gzell / Na zdjęciu: Adam Tomczyński

Wśród kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego znalazł się Adam Tomczyński. To były przewodniczący Wydziału Dyscypliny PZPN. Michał Listkiewicz wspomina go jako człowieka o szerokich horyzontach, ale też bardzo upartego.

Po kilkudniowych obradach zgromadzenia ogólnego przedstawiono listę dziesięciu kandydatów na następcę Małgorzaty Gersdorf. Adam Tomczyński mocno się na niej wyróżnia, bo dostał tylko jeden głos poparcia w tajnym głosowaniu. Joanna Misztal-Konecka zebrała dwa wskazania, Leszek Bosek - cztery, a pozostałych siedmiu kandydatów więcej - co najmniej po sześć.

Tomczyński jest radcą prawnym, a w latach 2003-2008 przewodniczył Wydziałowi Dyscypliny PZPN (później był jeszcze w Komisji Ligi Ekstraklasy SA). To był gorący okres w polskim futbolu, który zmagał się ze skutkami afery korupcyjnej. W tamtym czasie karnie degradowano Arkę Gdynia, Górnika Łęczna Zagłębie Lubin, Zagłębie Sosnowiec, Koronę Kielce, Górnika Polkowice, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski czy Widzew Łódź, zaś kilka innych klubów otrzymało ujemne punkty.

Szerokie horyzonty i ogromny upór

Były prezes PZPN Michał Listkiewicz dobrze poznał Adama Tomczyńskiego i uważa go za niezwykle ciekawą postać. - Wspominam go pozytywnie. Był strasznie zaangażowany i pracowity, momentami wręcz nawiedzony. Kiedy miał jakiś pogląd, ciężko go było przekonać, że może jest inaczej, i że warto wysłuchać więcej osób - powiedział WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Jaka sytuacja panuje w klubie Krzysztofa Piątka? Asystent Jerzego Brzęczka: "Krzysiek cierpi"

Ten opis nie brzmi zbyt pozytywnie, ale Listkiewicz zwraca uwagę na kontekst. - Na stanowisku, które zajmował Adam Tomczyński to były raczej pozytywne cechy. Nie dzielił włosa na czworo. Jeśli coś wydawało mu się oczywiste, kończył sprawę. Gdy trzeba było podjąć surową decyzję, robił to bez wahania.

Trudno się z tą opinią nie zgodzić, jeśli spojrzymy na listę sankcji, jakie nakładał w tamtym okresie Wydział Dyscypliny. Gorycz degradacji przeżyło osiem klubów szczebla centralnego.

W dowodzie Adam, dla przyjaciół Rafał

Na kanwie towarzyskiej Tomczyński budził raczej sympatię. - Ciekawy człowiek. Mimo że funkcjonowaliśmy w organizacji stricte sportowej, to podczas rozmów zawsze przechodził na inne tematy. Jest wielkim fanem iberystyki i wszelkich zagadnień związanych z Hiszpanią. To jego konik. Kiedy trafiał się ktoś z podobnymi zainteresowaniami, od razu mógł liczyć na uznanie Rafała, bo takim imieniem nazywali go bliżsi znajomi. Ja też się tak do niego zwracałem. Kiedy przestawał być dla kogoś Adamem, a stawał się Rafałem, oznaczało to, że ma z tą osobą bliższe relacje - dodał były prezes PZPN.

Nie od razu jednak dawało się wyczuć, jakim człowiekiem jest Tomczyński. - Był w sumie dość zamknięty, z pochmurnym wyrazem twarzy i rzadko się uśmiechający. Kiedy jednak poznało się go bliżej, szybko się okazywało, że ma rozległe zainteresowania. W PZPN był różnie odbierany, choć chyba głównie dlatego, że pracował w specyficznej komórce. Tam nie było miejsca na żarty - zaznaczył Listkiewicz.

Tomczyński działał w futbolowej centrali za darmo, co potwierdził ówczesny sekretarz generalny Zdzisław Kręcina. - Nikt z działaczy społecznych nie brał pieniędzy. Adam Tomczyński mieszkał w Warszawie, więc nie pobierał nawet zwrotów za dojazdy.

Wyjazdy na kadrę zamiast pensji

Listkiewicz odwdzięczał mu się w inny sposób. - Nie bardzo było jak wynagradzać takich ludzi, więc czasem dostawali w prezencie wyjazdy na zagraniczne mecze kadr juniorskich w roli kierownika ekipy. Adam w takich wycieczkach brał udział kilka razy. Wysyłałem go do krajów, w których przydawał się język hiszpański. Znajomość języka była wtedy jednym z decydujących czynników. Nie mogę narzekać, że Adam się w tej roli nie sprawdził. Wyróżniał się kulturą osobistą.

Kręcina tak wiele o Tomczyńskim powiedzieć nie może. - Wydział Dyscypliny zbierał się w czwartki o godz. 17.00. Wtedy etatowych pracowników często już w siedzibie związku nie było. Na wyjazdach też się nie widywaliśmy, bo ja jeździłem głównie za pierwszą reprezentacją. Znacznie większy kontakt miałem np. z członkami zarządu. Starałem się trzymać zasady, by unikać spotkań z przewodniczącymi Wydziału Dyscypliny czy Wydziału Gier. Nie chciałem, by posądzano mnie o wywieranie wpływu - zaznaczył.

"Działacz PZPN" - to określenie przez wiele lat miało negatywne konotacje, związane głównie z alkoholem. Listkiewicz twierdzi jednak, że Tomczyński to zupełnie inna osobowość. - Nie był typem imprezowicza. Na pewno nie nazwałbym go dobrym kompanem do kieliszka. Czasem wypił trochę koniaku i to wszystko. Jeśli chodzi o ten stereotyp, to w XXI wieku był on już mitem. Więcej piło się w latach 80-tych i 90-tych i to głównie wśród działaczy terenowych.

O okres pracy dla Polskiego Związku Piłki Nożnej próbowaliśmy też zapytać samego zainteresowanego, lecz jego telefon milczał.

Wkrótce Tomczyński może się sprawdzić już w zupełnie innej roli. Na razie jest w grupie dziesięciu kandydatów na główne stanowisko w Sądzie Najwyższym. Dalsza procedura przebiegnie w taki sposób, że każdy z nich otrzyma możliwość wystąpienia, a następnie przeprowadzone zostanie głosowanie na pięciu kandydatów. To będzie ostateczna lista. Trafi ona na biurko prezydenta Andrzeja Dudy, który z tego grona wybierze I prezesa SN.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: