W ostatnich tygodniach było mnóstwo spekulacji na temat Jerzego Brzęczka. Jego dotychczasowa umowa obowiązywała do lipca tego roku. Selekcjoner miał grać o swój los podczas Euro 2020, ale turniej został przełożony na kolejny rok z powodu pandemii koronawirusa.
W końcu zostały rozwiane wszystkie wątpliwości, ale też od razu pojawiły się kontrowersje. Umowę przedłużono aż do końca 2021 roku. To oznacza, że nawet kompromitacja na Euro może nie pozbawić selekcjonera pracy.
- Mam prostą zasadę: jeśli mam do kogoś zaufanie, to ono jest stuprocentowe. I tak jest w przypadku Jerzego Brzęczka. Gdyby to nie było sto procent, to byśmy się pożegnali. Tak naprawdę od początku byłem przekonany, że jeżeli będziemy przedłużać, to właśnie do końca 2021 roku. Ta decyzja jest logiczna, a spekulacje na ten temat mnie nie interesują - komentuje Zbigniew Boniek w "Super Expressie".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
Dlaczego PZPN nie zdecydował się na popularne rozwiązanie, czyli umowa do zakończenia turnieju z opcją przedłużenia? Boniek tak to tłumaczy.
- Sytuacja jest wyjątkowa, pamiętajmy, że w marcu 2021 zagramy trzy mecze eliminacji do finałów mistrzostw świata. Możemy na przykład trzy wygrać, wtedy do jesiennych meczów będziemy przystępować z kompletem punktów. Nie można zapominać, że teraz eliminacje mistrzostw świata i finały EURO mocno się ze sobą zazębiają. Dlatego między innymi umowa ma być do końca przyszłego roku, oczywiście z przedłużeniem w przypadku awansu.
Brzęczek przejął reprezentację Polski w lipcu 2018 roku. Awansował z nią na mistrzostwa Europy. Jeżeli nic się nie zmieni, to jesienią będzie prowadzić Biało-Czerwonych w Lidze Narodów. W przyszłym roku czekają go eliminacje MŚ 2022 i mistrzostwa Europy.
"Jestem nieco zaskoczony", "dziwna decyzja" - Artur Wichniarek komentuje nową umowę Jerzego Brzęczka >>
Jan Tomaszewski krytykuje nową umowę dla Jerzego Brzęczka. "To się skończy taką samą klapą jak na mundialu w Rosji" >>