W drugiej kolejce po wznowieniu Bundesligi Robert Lewandowski znów zdobył bramkę dla Bayernu Monachium. Przed tygodniem trafił w spotkaniu z Unionem Berlin (2:0), w sobotę przeciwko Eintrachtowi Frankfurt (5:2). Można trochę żałować, że z pięciu goli strzelonych przez Bawarczyków tylko jeden należał do Polaka. Utrudni mu to pościg za mitycznym rekordem Gerda Muellera, który zdobył 40 bramek w sezonie.
Kapitan reprezentacji Polki musiałby w siedmiu ostatnich kolejkach aż 14 razy pokonać bramkarza. Nie można jeszcze przesądzać, że już przepadło. W przypadku takiej maszyny do strzelania goli jak "Lewy" wszystko jest możliwe.
Zwłaszcza w trudnym dla piłkarzy okresie po ponad dwumiesięcznej przerwie spowodowanej pandemią. Bayern czekają trzy trudne mecze z kontrkandydatami do tytułu - Borussią Dortmund, Bayerem Leverkusen i Borussią M'gladbach, ale też z przeciętniakami jak Fortuna Duesseldorf, Werder Brema, Freiburg oraz Wolfsburg, któremu potrafił przecież niegdyś wbić pięć goli w dziewięć minut.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
Sobotnia bramka była jego 27. w tym sezonie Bundesligi, dzięki czemu Polak umocnił się na pozycji lidera strzelców oraz - co skrzętnie odnotowały polskie media - zrównał się z Ciro Immobile w wyścigu po "Złoty But", nagrodę dla najlepszego strzelca spośród wszystkich europejskich lig zrzeszonych w UEFA.
Jeszcze nigdy Polak nie wygrał tej prestiżowej strzeleckiej kwalifikacji, przyznawanej od sezonu 1967/68. Ani do 1991 roku, gdy nominowani byli do niej wyłącznie Europejczycy (jedynie wspomniany Gerd Mueller oraz Eusebio zdobyli ją więcej niż raz). Ani później, gdy zaczęto brać pod uwagę zawodników z całego świata. Najwięcej nagród - sześć, w tym w trzech ostatnich edycjach - zgarnął Lionel Messi.
Z jednej strony "Złoty But" dla Lewandowskiego byłby kapitalnym ukoronowaniem kariery jednego z najlepszych napastników w historii futbolu. Zwłaszcza, że w piątym sezonie z rzędu przekroczył barierę 40 goli we wszystkich rozgrywkach i lada mecz może pobić własny rekord 43. bramek w sezonie.
Mam jednak wątpliwości, czy w obecnych futbolowych okolicznościach kontynuowanie konkursu ma sens. Wszyscy bowiem konkurenci "Lewego" mają wstrzymane rozgrywki, bądź przedwcześnie zakończone przez władze swojego kraju. Współlider klasyfikacji - wspomniany Immobile, napastnik rzymskiego Lazio, dopiero szykuje się do powrotu na boisko wraz z całą Serie A. Podobnie jak czwarty na liście Cristiano Ronaldo (21 goli). Z kolei Kylian Mbappe z PSG i Wissam Ben Yedder z AS Monaco (18 goli) nie będą już mieli szans gonić nikogo, ponieważ do września maja z głowy granie w lidze francuskiej.
Wydaje się więc, że wynik klasyfikacji - jaki by nie był - nie będzie sprawiedliwy. Bowiem rozgrywki liczących się w zabawie zawodników jak Immobile, Ronaldo, Messi czy Jamie Vardy z Leicester City, kiedy już wreszcie wrócą, odbędą się na innych warunkach. O wiele później niż Bundesliga, toteż piłkarze będą zmuszeni rozegrać wiele spotkań w bardzo krótkim czasie, co może wpłynąć na ich formę i urazowość.
Właśnie z powodu przerwy wywołanej pandemią, dorocznej nagrody The Best dla najlepszego piłkarza, piłkarki czy trenera postanowiła nie przyznawać w 2020 roku FIFA. Jak wyjaśniła federacja, zarówno z powodów etycznych jak i praktycznych - ciężko byłoby przeprowadzić we wrześniu uroczystą galę, gdy rośnie spiętrzenie rozgrywek ligowych, pucharowych, a jeszcze nie została rozstrzygnięta kwestia kolejnej edycji Ligi Narodów.
Oczywiście, że Robert Lewandowski nie jest w najmniejszym stopniu winien zaistniałej sytuacji. Zasługuje przy tym na szacunek, że przymusowa przerwa - w jego przypadku nawet dłuższa, bo spowodowana kontuzją piszczela w meczu Ligi Mistrzów z Chelsea - nie miała żadnego przełożenia na jego formę strzelecką.
Znając Roberta, zdziwiłbym się bardzo, gdyby nagroda otrzymana w takich okolicznościach była dla niego satysfakcjonująca. Co innego plebiscyt "Złotej Piłki", zwłaszcza jeśli we wrześniu wszystkim uda się rozpocząć nowe sezony bez żadnych wpadek. Wówczas walka o najważniejsze piłkarskie indywidualne trofeum zacznie się od nowa i na zasadach fair play.
Czytaj również:
Pandemia zdeptała marzenia Lewandowskiego
Lewandowski, czyli teraz albo nigdy