PKO Ekstraklasa. Raków Częstochowa - ŁKS Łódź. Marek Papszun: Trzeba strzelać, a nie gdybać

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: trener Marek Papszun
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: trener Marek Papszun

- Kolejny raz ta fortuna nam nie sprzyjała. Zabrakło tego, co najważniejsze - tak remis z ŁKS-em ocenił trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun.

Czerwono-Niebiescy wciąż jeszcze walczą o miejsce w grupie mistrzowskiej, ale strata dwóch punktów z łódzkim zespołem ich sytuację nieco utrudniła.

- Jesteśmy rozczarowani tym remisem. Z całym szacunkiem, ale gramy z ostatnią drużyną tabeli, więc spodziewaliśmy się zwycięstwa. Dobrze podeszliśmy do tego spotkania i moim zdaniem powinniśmy je zamknąć w pierwszej połowie. Każdy powie, że trzeba w piłce szanse wykorzystywać. Paradoksalnie mogliśmy tu nawet nawet nie zremisować, bo strzeliliśmy bramkę po najtrudniejszej ze stworzonych szans. Kolejny raz ta fortuna nam nie sprzyjała, bo uważam, że brakło tego, co najważniejsze. Bardzo chcieliśmy wygrać, zwłaszcza biorąc pod uwagę naszą sytuację w tabeli i to, że przegraliśmy z ŁKS-em w Łodzi - powiedział na konferencji prasowej trener Marek Papszun.

Wygląda na to, że Rakowowi Częstochowa łódzki zespół nie leży. Zarówno w Fortuna I lidze, jak i PKO Ekstraklasie u siebie ekipa spod Jasnej Góry z ŁKS-em zremisowała, a na wyjeździe przegrała.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo

- Tak chyba można powiedzieć. Dwa remisy, dwie porażki. Statystyka na to wskazuje, że ŁKS nam nie leży, ale tym razem byliśmy najbliżej zwycięstwa i powinniśmy je zdobyć. To jest tylko gdybanie. Gdyby udało się stworzyć więcej sytuacji, ten rezultat mógłby być inny - skomentował szkoleniowiec Rakowa.

Łódzkiego Klubu Sportowego także remis w Bełchatowie nie zadowala. Do bezpiecznej strefy Rycerze Wiosny przybliżyli się o zaledwie jedno oczko. A mogli (i z ich punktu widzenia "powinni") o trzy.

- Myślę, że gdybyśmy byli w innej sytuacji w tabeli, ten remis traktowalibyśmy lepiej. Wiemy, w jakiej sytuacji jesteśmy, zwycięstwa są potrzebne, tym bardziej że pierwsza połowa była bardzo dobra, gdy utrzymywaliśmy się przy piłce, być przy niej jak najdłużej. W ślad za tym szły zagrożenia dla bramki rywali - podsumował Wojciech Stawowy.

Ełkaesiacy zagrali lepiej niż z Górnikiem Zabrze, ale zarówno  opinii trenera, jak i piłkarzy brakowało nieco więcej strzałów z dystansu, które - jak okazało się w drugiej połowie - mogły przynieść sporo zagrożenia.

- Bramki padają po strzałach, to oczywiste. Zgodzę się, że strzałów było za mało, choć były momenty, gdy można było zdecydować się szybciej na uderzenie. Te sytuacje, które kończyły się uderzeniami pokazywały, że gdyby ich było więcej, więcej było szans na stałe fragmenty gry i zdobycie bramki - powiedział Stawowy.

Trener ŁKS-u miał zastrzeżenia do swojej ekipy o zbyt częste faulowanie rywali. Zwłaszcza, że rzuty wolne to silna broń Rakowa.

- Mieliśmy problem ze stałymi fragmentami. To bardzo silna broń Rakowa. Za dużo prezentów od nas dostali rywale. Każdy ten element był bardzo niebezpieczny. Tu muszę pochwalić Arka Malarza, który w I połowie wybronił kilka takich sytuacji, które mogły kosztować stratę gola. Nie wyciągnęliśmy wniosków z tego w II połowie - przyznał.

Czytaj też:

[urlz=/pilka-nozna/885335/pko-ekstraklasa-boguslaw-lesnodorski-ostro-o-poziomie-ligi-przeciwnikow-dla-legi]Bogusław Leśnodorski ostro o poziomie ligi. "Przeciwników dla Legii nie widać"

[/urlz]Jagiellonia - Wisła Płock. Ivan Runje: To był kryminał

Komentarze (0)