Choć to Czerwono-Niebiescy w tym sezonie rozgrywają w Bełchatowie mecze w roli gospodarza, łódzkiej ekipie też nie jest on obcy. Ba, na początku sezonu 2011/2012 ŁKS był zmuszony do rozegrania pierwszych domowych spotkań na GIEKSA Arenie gdy stary stadion przy al. Unii przystosowywano do wymogów licencyjnych. Od tego czasu sporo jednak minęło i poza kierownikiem zespołu Jackiem Żałobą w klubie zmieniło się wszystko.
O tym, że biało-czerwono-biali potrzebowali zwycięstwa, by zachować cień szansy na utrzymanie, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Ale w starciu beniaminków faworytem był raczej Raków, który wciąż liczy się w walce o prawo gry w grupie mistrzowskiej.
- Po meczu we Wrocławiu czuliśmy się źli, bo zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony kolejny raz pokazaliśmy, że z każdym możemy wygrać. Nie ma już we mnie złości, ale jestem zdeterminowany, by zagrać w górnej ósemce. To marzenie nas wszystkich, a droga do tego jest prosta: musimy wygrywać - zapowiadał w wywiadzie dla oficjalnej strony klubu z Częstochowy Daniel Bartl.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Rosjanie prowokują Cristiano Ronaldo
Ekipa trenera Marka Papszuna już w 23. sekundzie miała rzut wolny blisko bramki Arkadiusza Malarza, a kilkadziesiąt sekund później doskonałą okazję miał Sebastian Musiolik, który zamykał głową dośrodkowanie Petra Schwarza. Częstochowianie mieli tego dnia nieco rozregulowane celowniki.
ŁKS początkowo wyglądał bardzo podobnie jak tydzień wcześniej w meczu z Górnikiem Zabrze. Pressing graczy Rakowa na połowie przeciwnika mógł sprawić wrażenie, że gol dla graczy z Częstochowy był kwestią czasu. Łodzianie pierwszą w miarę groźną akcję przeprowadzili dopiero w 22. minucie, gdy zza pola karnego niecelnie uderzył Łukasz Sekulski.
Tuż po rozpoczęciu ostatniego kwadransa ełkaesiacy przypomnieli, że potrafią stwarzać zagrożenie ze stałych fragmentów gry. Po dośrodkowaniu Pirulo, piłka odbiła się od Tomasa Petraska i trafiła pod nogi Carlosa Morosa Gracii, który w tym całym zamieszaniu odnalazł się najlepiej i trafił do siatki. To pierwszy gol Łódzkiego Klubu Sportowego od ponad 200 minut i marcowego spotkania z KGHM Zagłębiem Lubin.
Przed przerwą w ciągu minuty dwukrotnie łódzki zespół przed stratą bramki uratował Arkadiusz Malarz. Bramkarz ŁKS-u zatrzymał strzały głową Petra Schwarza. To były najlepsze szanse dla częstochowian przed przerwą. Ale już pięć minut po niej Schwarz odnalazł się w roli asystującego, a jego dośrodkowanie z rzutu wolnego głową na bramkę zamienił Jarosław Jach.
Nie można powiedzieć, że obie ekipy nie próbowały, bo tak nie było. Ale obu beniaminkom brakowało trochę dokładności, zwłaszcza przy ostatnim podaniu. A z dystansu Raków i ŁKS próbowały rzadko. W ostatnim kwadransie jedni i drudzy mieli jeszcze kilka okazji z rzutów wolnych wykonywanych tuż zza linii pola karnego, ale i tu nie udało się znaleźć drogi do siatki.
Mecz skończył się remisem, który zarówno Raków niezbyt mocno przybliża do czołowej ósemki, ani też ŁKS nie za mocno zbliża do utrzymania.
Raków Częstochowa - ŁKS Łódź 1:1 (0:1)
0:1 - Carlos Moros Gracia 32'
1:1 - Jarosław Jach 49'
Składy:
Raków: Jakub Szumski - Jarosław Jach, Tomas Petrasek, Kamil Piątkowski - Daniel Bartl (85' Patryk Kun), Igor Sapała, Petr Schwarz, Fran Tudor (78' Piotr Malinowski) - David Tijanić (65' Rusłan Babenko), Sebastian Musiolik - Felicio Brown Forbes
ŁKS: Arkadiusz Malarz - Maciej Wolski, Carlos Moros Gracia, Maciej Dąbrowski, Adrian Klimczak - Dragoljub Srnić - Pirulo, Ricardo Guima (67' Antonio Dominguez), Michał Trąbka, Adam Ratajczyk - Łukasz Sekulski (75' Jakub Wróbel)
Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce)
Żółte kartki: Piątkowski, Petrasek (Raków) - Dąbrowski, Srnić (ŁKS)
Czytaj też:
Wisła Kraków - Legia Warszawa. Artur Skowronek: Nie obawiamy się Legii
Pogoń - Cracovia. Kosta Runjaić: Dostaliśmy pozytywny impuls