Komisja Odwoławcza ds. Licencji nie zajęła się na wtorkowym posiedzeniu sprawą łódzkiego klubu, co w praktyce oznacza dla niego degradację. Jan Tomaszewski uważa, że decyzja komisji była jak najbardziej słuszna.
- Lato i jego świta mogą sobie prosić, ale pod kościołem - mówi Tomaszewski. - Komisja Odwoławcza to niezależna filia UEFA i wszelkie próby wywierania na nią nacisków były niedopuszczalne - zauważa 63-krotny reprezentant Polski.
Cała sprawa przeciągała się przez kilka tygodni, bowiem PZPN naciskał na komisję, by ta ponownie rozpatrywała odwołania ŁKS. Komisja, choć była zdecydowana zdegradować klub, zajmowała się sprawą trzykrotnie. Za czwartym razem postanowiła odmówić rozpatrzenia wniosku.
Oburzenie jej postawą wyraził wiceprezes PZPN ds. szkolenia Antoni Piechniczek, natomiast do dymisji podał się jej szef Zbigniew Lewicki, który swoje odejście argumentował dziwnymi metodami piłkarskiej centrali i zdecydowanie zaznaczył, że nie chce mieć już nic wspólnego z instytucjami powiązanymi z PZPN.
Tomaszewski wyraził swoje poparcie dla działaczy Komisji Odwoławczej ds. Licencji. Po zakończeniu wtorkowego posiedzenia, słynny bramkarz zadzwonił do członków komisji, by pochwalić ich za "przestrzeganie prawa". Tomaszewski docenił asertywność komisji wobec nacisków piłkarskiej centrali.
- Zadzwoniłem, żeby ich pochwalić i powiedzieć: panowie, tak trzymać! - opowiada Super Expressowi Tomaszewski.