Wybory prezydenckie 2020. Na kogo zagłosuje kibic piłkarski? Dr Przemysław Nosal: Kibice są antysystemowi

- Kibice mają stały przekaz i łączy się on z przekazem partii rządzącej, ale nie przypisywałbym ich do żadnego ugrupowania. Oni są antysystemowi - mówi nam Przemysław Nosal, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, badacz kultury kibicowskiej.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
widok na trybunę kibiców Jagiellonii z narożnika boiska na Stadionie Miejskim WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: widok na trybunę kibiców Jagiellonii z narożnika boiska na Stadionie Miejskim
- Partia rządząca wykonała wiele gestów wobec fanów piłki, jednak ostatecznie można odnieść wrażenie, że fani bardziej idą za ludźmi niż partiami - dodaje dr Nosal. To autor wielu publikacji z zakresu socjologii sportu oraz współautor wydanej na Zachodzie książki "Politics, ideology and football fandom. The transoformation of modern Poland" o polityczności kibiców piłkarskich w Polsce.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Na kogo w wyborach prezydenckich odda głos polski kibic piłkarski?

Dr Przemysław Nosal: Tak naprawdę nie ma wielu badań dotyczących sympatii politycznych, natomiast z tych, które przeprowadzono i tego, co widzimy, generalnie kibice sytuują się bliżej prawej strony. Niedawno opublikowano sondaż, według którego zdecydowanie największą sympatią kibiców cieszy się Krzysztof Bosak. Ja jednak ostrożnie podchodziłbym do tego typu badań. Kibice sami siebie postrzegają przede wszystkim jako antysystemowych. Choćby dlatego w poprzednich wyborach było im bliżej do Pawła Kukiza, ponieważ on sam też przedstawiał siebie jako kandydata antysystemowego. Przy czym trzeba pamiętać, że mówimy tu głównie o jednostkach, które utrwalają ten stereotyp kibica. Bo środowisko jest oczywiście bardzo zróżnicowane.

To reprezentatywna grupa?

Niekoniecznie. Przykładowo na trybunach w Poznaniu zdecydowanym faworytem wyborów prezydenckich był związany z ruchem kibicowskim Jarosław Pucek, jednak w wyborach odegrał on marginalną rolę.

ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"

Raczej trudno znaleźć w Polsce kluby o trybunach typowo lewicowych. Dlaczego?

To dość charakterystyczne dla wszystkich krajów bloku wschodniego, choć w większości krajów postkomunistycznych udaje się zwykle znaleźć pojedyncze przykłady lewicowo zorientowanych kibiców. Nie ma jednak tak spektakularnych przykładów jak Livorno, St. Pauli czy Celtic.

Jest AKS Zły.

Oczywiście, ale to wciąż bardziej ciekawostka, fascynująca lokalna inicjatywa niż duży klub.

Można powiedzieć, że młodzi ludzie manifestują swój sprzeciw wobec komunizmu, którego nie doświadczyli?

W pewnym sensie to taki opóźniony antykomunizm. Jednocześnie ten sprzeciw jest bardziej sprzeciwem wobec pewnemu kulturowemu wyobrażeniu systemu komunistycznego niż samej ideologii. Wszak większość obecnych kibiców go nie doświadczyła.

To taka łagodniejsza wersja tego co mieliśmy w latach 90.?

Raczej nie, wtedy było jednak inaczej. Stary porządek już upadł, nowego jeszcze nie było. W takich warunkach zwykle pojawia się chaos i symboliczne konflikty. Na przykład u nas na trybunach pojawił się ruch neonazistowski. Który tak naprawdę też obecnie występuje w łagodniejszej postaci. Ja bym raczej powiedział, że są pewne przyczółki ideologiczne, pod którymi podpisaliby się zarówno ówcześni radykałowie jak i wielu obecnych fanów. Obecnie przecież również kibice są przeciwko uchodźcom, przeciwko Unii Europejskiej, wyznają zasadę, że "chłopak i dziewczyna to normalna rodzina". Ale nie sądzę, żeby myśleli o tym, że to pasuje do tej czy tamtej partii.

W ostatnich latach można było jednak odnieść wrażenie, że chuligani piłkarscy to są żołnierze PiS.

Będę jednak bronił tezy, że relacje kibiców z PiS to skomplikowana sprawa. PiS wyznaje wiele wartości, które są bliskie kibicom piłkarskim, ale kibice starają się być daleko od jakichkolwiek partii. Dlatego gdy przed wyborami politycy urządzają sobie wycieczki na sektory, jest to szybko wychwytywane. Kibice wyczuwają ten fałsz, mają świadomość i nie dają się wmanipulować w poparcie. Oczywiście partia rządząca wykonała wiele gestów wobec fanów piłki, jednak ostatecznie można odnieść wrażenie, że fani bardziej idą za ludźmi niż partiami.

Czyli to bardziej PiS się do nich przymila niż odwrotnie? Jednak kibice krzyczeli "Donald matole, twój rząd obalą kibole". Obalili?

Nie, tak nie można powiedzieć. Natomiast to był pierwszy raz, gdy środowisko kibicowskie otwarcie protestowało przeciwko konkretnej partii. Łączenie kibiców z PiS wynikało więc z sytuacji politycznej. Strony miały wspólnego wroga, bo PO zaatakowała otwarcie środowisko fanów futbolu. Jednocześnie rządzący mocno się przeliczyli, przestrzelili. Symbolem stała się "Akcja Widelec", gdzie wśród kilkuset zatrzymanych osób znaleziono jeden widelec. PO myślała, że jeśli zaatakuje się relatywnie małą i źle kojarzoną grupę społeczną, to można więcej zyskać. Tak właśnie było, choć odbiór tej sytuacji przez zwykłych ludzi był jednak negatywny. Większość osób czuła, że sytuacja na stadionach jest zupełnie inna niż w latach 90. Rządzący z kolei spodziewali się, że społeczeństwo ma w głowach utrwalony negatywny obraz i przestrzelili.

Mówiąc wprost, nie była to walka z kibicami, a czysta polityka?

Tak, PO wywołała wojnę, w którą wciągnięto przypadkowe osoby, nagle ludzie zobaczyli, że dostają mandaty za nic. Przykładowo ktoś dostał mandat za posiadanie niebezpiecznego przedmiotu a okazało się, że to był korkociąg. Ludzie na własnej skórze przekonali się, że ta walka z kibicami to w znacznej mierze fikcja.

I w ten sposób PO wepchnęła kibiców w objęcia PiS?

Tak można powiedzieć. Nie udało się w społeczeństwie narzucić narracji, że to walka z bandytami. Na pewno też kryzys imigracyjny utrwalił sojusz kibiców z późniejszym rządem. W tej sprawie kibice nie uznają półśrodków, mają stały mocny przekaz i łączy się on z przekazem partii rządzącej. Musimy jednak pamiętać, że poza trybunami nie ma to przełożenia na żadne regularne aktywności polityczne kibiców.

Mam wrażenie, że te polityczne wartości w Polsce często są ważniejsze niż sam doping.

Coś w tym jest. Gdy w 2015 roku część wpływów z biletów w meczu Lecha Poznań z Belenenses miało być przeznaczonych na pomoc uchodźcom, to poznański "Kocioł" celowo był pusty, więc tych wpływów było mniej.

Brzmi jak zdrada klubu.

Cóż, pewnie tak można powiedzieć, tym bardziej, że to nie klub decydował o tym, zostało to narzucone przez UEFA. Nie da się ukryć, że często te motywy polityczne są ważniejsze od futbolu.

Mimo wszystko, porównując do lat 90., trzeba powiedzieć, że społeczeństwo kibicowskie ewoluowało.

Kibic został w jakimś sensie przemodelowany. Futbol idzie w tę stronę, że kibic staje się klientem, co widać na Zachodzie, ale też na meczach reprezentacji Polski, gdzie króluje konsumpcjonizm. Piłka staje się po prostu kolejnym biznesem, tyle że opartym na emocjach. Zmiany cen biletów, pakiety biznesowe czy coraz więcej sektorów rodzinnych to wyjście do nowych grup odbiorców. Piłka staje się rozrywką przede wszystkim dla klasy średniej.

ZOBACZ Coming outu w piłce nie będzie

ZOBACZ Dlaczego kluby odpowiadają za chuliganów a PZPN nie

Czy chuligani wciąż są problemem na polskich stadionach?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×