PKO Ekstraklasa: Lech Poznań szuka następcy Christiana Gytkjaera. W klubie go nie ma, a puchary za pasem

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Christian Gytkjaer
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Christian Gytkjaer

- Nie ma szans na zatrzymanie Christiana Gytkjaera w Lechu - uważają zgodnie byli piłkarze poznańskiego klubu. Przy Bułgarskiej muszą znaleźć następcę, a czasu na poszukiwania właściwie nie ma.

Sezon 2019/2020 w PKO Ekstraklasie zakończy się 19 lipca. 27 sierpnia zaczynają się natomiast eliminacje Ligi Europy, w których "Kolejorz" najpewniej zagra, zwłaszcza że ma aż dwie ścieżki, w których może sobie zapewnić udział - ligową (jest na 3. miejscu w tabeli) oraz przez Totolotek Puchar Polski (w półfinale zmierzy się z Lechią Gdańsk).

To oznacza, że na zbudowanie składu na europejskie puchary poznaniacy mają tylko kilka tygodni, a pracy może być sporo, bo wielce prawdopodobny jest transfer Kamila Jóźwiaka i właściwie pewne odejście Christiana Gytkjaera. Duńczyk podczas rozmów z klubem nie wykluczał podpisania nowej umowy, tyle że postawił warunki, których nikt w stolicy Wielkopolski nie jest w stanie spełnić.

Zaporowe żądania

30 tys. euro - tyle wynosi obecna pensja snajpera "Kolejorza", do której dochodzą jeszcze relatywnie niewielkie dodatki, takie jak wyjściówki oraz premie za zwycięstwa. Przy obecnym kursie unijnej waluty daje to niespełna 134 tys. zł gołej wypłaty miesięcznie, a z bonusami do 150 tys.

ZOBACZ WIDEO: Stadion RKS-u Okęcie zalany przez ulewy i strażaków. "Przy wsparciu miasta zaoferowaliśmy pomoc"

Christian Gytkjaer to już jest najlepiej zarabiający zawodnik Lecha, bo żaden inny nie przekracza nawet 100 tys. miesięcznie. Dani Ramirez, którego sprowadzono zimą z ŁKS Łódź, ma pobory o jedną trzecią niższe, na podobnym poziomie kształtują się zarobki Pedro Tiby.

By zatrzymać duńskiego napastnika, Lech musiałby mu zapewnić ponad dwukrotnie wyższe zarobki i dołożyć okrągłą sumę za podpis pod nową umową. Gdy trzy lata temu ściągał go na zasadzie wolnego transferu z TSV 1860 Monachium, "na dzień dobry" zapłacił mu 1 mln euro. Wolny transfer był to więc tylko z nazwy, podobną sumę trzeba wyłożyć teraz.

- To nierealne - uważa były gwiazdor "Kolejorza", Piotr Reiss. - Sytuacja pandemiczna zachwiała piłkarskim rynkiem, finanse Lecha też ucierpiały, więc te rozmowy na pewno nie zakończą się sukcesem, zwłaszcza że sam Gytkjaer nie zejdzie z oczekiwań w sposób znaczący.

Podobnego zdania jest Bartosz Bosacki, niegdyś obrońca poznańskiego klubu. - Nie wydaje mi się, żeby Gytkjaer mógł zostać. Być może nawet Lecha byłoby stać na spełnienie jego oczekiwań, ale budowanie takich kominów płacowych nie wpłynęłoby dobrze na atmosferę w zespole. Christian to ważna postać dla "Kolejorza", lecz myślę, że skoro ma tak duże wymagania, to dostał już dobrą ofertę gdzie indziej i będzie chciał z niej skorzystać.

Trudne poszukiwania następcy

Trener Dariusz Żuraw ma o czym myśleć, bo bez Duńczyka atak jego drużyny jest właściwie bezzębny. Paweł Tomczyk, na którego jeszcze niedawno bardzo liczyli poznańscy kibice, nie błyszczy formą nawet w II-ligowych rezerwach, a odkurzony z konieczności Timur Żamaletdinow zdobył po odmrożeniu rozgrywek zaledwie jednego gola w ośmiu spotkaniach. Zarówno wychowanek Lecha, jak i Rosjanin latem najpewniej odejdą. W odwodzie pozostałby tylko zaledwie 18-letni Filip Szymczak, dotąd zaliczający w PKO Ekstraklasie kilkuminutowe epizody.

- Trudno powiedzieć gdzie powinno się szukać następcy Gytkjaera. Lech ma rozwiniętą sieć skautingu, poza tym nie od dziś wie, że Duńczyk odejdzie. Na pewno ma więc przygotowanych kilka wariantów. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Mam nadzieję że nowy napastnik zapewni wysoki poziom - tak, żeby młodzi lechici mieli się od kogo uczyć. Znalezienie tak bramkostrzelnego zawodnika jak Gytkjaer może się wydawać trudne, ale jeśli ktoś ma dobre oko, to uda mu się. Na tym właśnie polega skuteczny skauting - uważa Reiss.

W ciągu trzech sezonów Gytkjaer rozegrał w barwach "Kolejorza" 115 meczów i zdobył 62 bramki. Gwarantuje więc bardzo wysoką skuteczność. - Dlatego znalezienie godnego następcy będzie trudne - nie ma wątpliwości Bosacki. - Lecha nie stać teraz na ściąganie zawodnika z wkalkulowaniem czasu na aklimatyzację. To musi być realne wzmocnienie na już, bo latem trzeba będzie zagrać w europejskich pucharach. Najlepiej by się stało, gdyby klub sięgnął po piłkarza znającego już naszą ligę. Konkretnego przykładu nie potrafię wskazać, ale wierzę, że przy Bułgarskiej mają jakiś pomysł.

Były reprezentacyjny obrońca jest zdania, że ostatnio pion sportowy Lecha zarządza zespołem lepiej niż w przeszłości i to daje nadzieję na udane ruchy transferowe. - Klub w końcu zaczął sensownie wprowadzać młodzież i dobrze zarządzać kadrą, co pozwala mi zakładać, że również latem wykona ruchy personalne z głową. Włodarze chyba nabrali doświadczenia i wiedzą już, że przeprowadzanie wzmocnień na łapu capu, albo w trakcie pucharowego grania nie zawsze dobrze się kończyło. Tacy zawodnicy często nie występowali w ogóle, albo nie potrafili "odpalić" od początku i w tych najważniejszych momentach trener nie mógł ich odpowiednio wykorzystać - dodał.

Byli piłkarze przestrzegają przed błędami

Na początku czerwca pojawiały się informacje, że w orbicie zainteresowań Lecha znajduje się Florian Kamberi, związany aktualnie ze szkockim Hibernian FC. Wiosnę sezonu 2019/2020 25-latek spędził w Glasgow Rangers, a w całej edycji strzelił w sumie cztery bramki, dokładając do nich pięć asyst. Jego umowa z obecnym pracodawcą obowiązuje do połowy 2022 roku, a koszt transferu to ponad 0,5 mln euro.

Bosacki uważa, że taki kierunek byłby dla Lecha ryzykowny. - Od dłuższego czasu staram się przekonywać, że lepiej stawiać na Polaków. Niekoniecznie Lech musi szukać ludzi związanych z Poznaniem czy Wielkopolską. Patrząc na transfery wychodzące z Polski, to te dobre, za duże pieniądze, dotyczą tylko naszych rodaków. Obcokrajowcy, którzy tu grają, są już przesiani przez sita mocniejszych klubów, dlatego nie mamy szans ściągać perełek.

Jeśli chodzi o rynek zagraniczny, w kontekście występów w "Kolejorzu" wymieniano więcej nazwisk. Jednym z kandydatów miał być 30-letni Hiszpan Cristian Lopez, związany wiosną z UD Las Palmas (w siedmiu spotkaniach nie zdobył żadnego gola). Inny to Mikael Ishak z 1.FC Nuernberg. 27-letni Szwed nie miał w minionym sezonie pewnego miejsca w składzie. Zaliczył 11 występów w 2. Bundeslidze i raz udało mu się trafić do siatki.

Czytaj także:
Wybory 2020. Duda za Cracovią, Trzaskowski poza głównym nurtem. Komu kibicują głowy państw? Niektóre typy zaskakują
Rząd chwali się wspieraniem klubów piłkarskich. "To oburzające" - kontruje jeden z nich

Źródło artykułu: