Marek Wasiluk: Kariery nie skończyłem. W trenerce na razie się sprawdzam [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Marek Wasiluk
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Marek Wasiluk

- W trenerce na razie się sprawdzam, zbieram doświadczenie. Od kilku lat robiłem kursy, zobaczymy co będzie - mówi WP SportoweFakty Marek Wasiluk, który na początku roku zaczął pracę w Akademii Jagiellonii.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Zbliżające się starcie Jagiellonii ze Śląskiem Wrocław przywołuje miłe wspomnienia?

Marek Wasiluk: Zdecydowanie. W jednym i drugim klubie odniosłem duże sukcesy. Zresztą praktycznie wszystkie moje osiągnięcia i medale są z nimi związane. Przeżyłem tam piękny czas sportowo, ale i bardzo fajny od strony ludzkiej. Do obu mam więc bardzo duży sentyment. Jako białostoczaninowi oczywiście Jagiellonia jest mi bliższa, ale Śląsk również darzę dużym szacunkiem.

To zacznijmy od Jagi, w której pana osoba połączyła czas odbudowy z najlepszym okresem w historii klubu.

Zaczynałem tam jako dzieciak. Ówczesna II liga na stadionie przy ulicy Jurowieckiej, były duże marzenia. Później udało się je spełnić, przyłożyć do awansu do Ekstraklasy na boisku. Po kilku latach i powrocie zdobyłem z drużyną 3 medale mistrzostw Polski, to był bardzo fajny okres. Oczywiście jak wszędzie - były wzloty i upadki. Mimo to uważam, że ten piłkarski czas w Białymstoku był bardzo mile spędzony.

Ten drugi okres mocno podziałał na oczekiwania kibiców Jagiellonii. Do tego stopnia, że obecnie 5. czy 7. miejsce w tabeli jest uznawane za duże rozczarowanie.

Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Obecnie znane są już możliwości Jagi, klub ma swoje ugruntowane miejsce w Ekstraklasie. Kilkukrotnie niewiele zabrakło nawet do mistrzostwa, więc obecna pozycja zespołu może nie być satysfakcjonująca dla kibica. Czasem jednak taki sezon też trzeba przeżyć, przyjąć. Dzięki temu można wyciągnąć odpowiednie wnioski i zrobić kolejny krok do przodu. My na pewno rozbudziliśmy jakoś te oczekiwania od 2014 roku, bo poza jednym sezonem cały czas biliśmy się o czołowe miejsca.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!

Często można usłyszeć, że pierwszy medal Jagiellonii w sezonie 2014/15 był wynikiem ponad stan. Panuje opinia, że Michał Probierz wyciągnął maksimum z tamtej drużyny.

Tamten zespół był zbudowany przede wszystkim na bardzo fajnym klimacie. Byliśmy jednością w szatni i na boisku, co się przekładało na wyniki. Sam skład był też bardzo dobrze zgrany, mieliśmy sporo Polaków w optymalnym wieku dla piłkarza i trafiliśmy na świetnego trenera. Może teoretycznie nie mieliśmy kadry z predyspozycjami do walki o najwyższe cele, ale nie przypadkiem skończyliśmy wtedy na podium. Uważam, że to było bardzo dużym sukcesem, choć długo siedzieliśmy na ogonie potentatom i przy odrobinie szczęścia można było pokusić się o jeszcze więcej.

Udało się później, gdy dwukrotnie sięgaliście po srebro.

Najpierw trafił się gorszy sezon, po którym zrobiliśmy skok jakościowy. Udało się stworzyć drużynę o bardzo dobrych proporcjach, gdzie byli młodzi i doświadczeni Polacy oraz jakościowi piłkarze zagraniczni. Myślę, że wówczas Jaga była najbliżej modelu takiej idealnie skomponowanej ekipy w naszym kraju, czyli osiągającej sukcesy poprzez promowanie i sprzedaż młodych piłkarzy za granicę, ale też mającej swój kręgosłup.

Do tego bardzo dobrze trafiano z transferami.

Tak. Niemal cały czas przychodzili zawodnicy, którzy okazywali się bardzo dużymi wzmocnieniami. W obronie na przestrzeni kilku miesięcy pojawili się jakościowi Ivan Runje i Guti czy Piotr Tomasik i Łukasz Burliga, którzy byli już ograni w polskiej lidze. Ponadto do ofensywy trafili Konstantin Vassiljev czy Fiedor Cernych, czyli piłkarze zagraniczni z już jakimś doświadczeniem w Polsce. To była bardzo fajna mieszanka. Na dodatek znajdowało się tam miejsce dla młodych i rozwijających się graczy jak Przemysław Frankowski, Karol Świderski czy Jacek Góralski. Wyniki pokazały, że taki model funkcjonowania klubu jest bardzo dobry.

Ponadto chyba też należy wspomnieć o atmosferze. Często w prywatnych rozmowach byli zawodnicy tamtej drużyny wskazywali mi ten element i wymieniali 3 nazwiska, które za nią głównie odpowiadały: Cernych, Góralski i oczywiście Wasiluk.

Nie ukrywam, że miło mi to słyszeć. W pewnym momencie doskonale zdawałem sobie sprawę, że moja rola na boisku była już niezbyt znacząca, więc starałem się jak najwięcej dawać z siebie w szatni. Chciałem tworzyć ten klimat od środka i na szczęście to się udawało. Mimo tych wszystkich kontuzji i pecha jaki mnie czasami prześladował to cieszę się, że dołożyłem tą dużą cegiełkę do sukcesów Jagi.

Z perspektywy już kilku lat - wicemistrzostwa to sukcesy czy jednak trochę boli, że zabrakło tej "kropki nad i"?

Powiem szczerze, że ten pierwszy sezon ze srebrem trochę bolał. Gdy strzał Tomasika w doliczonym czasie gry ostatniego meczu z Lechem Poznań przeszedł tuż obok słupka i byliśmy tuż od mistrzostwa, to był żal. Niektórzy z chłopaków wręcz płakali, ale trzeba było to mimo wszystko docenić. Mówiłem wtedy, że zrobimy to po czasie i tak rzeczywiście jest. Natomiast z drugiej strony jak pomyślę o tym teraz, to nadal trochę szkoda. Jagiellonia jest tak jakby moim klubem i zdobyć z nią złoto byłoby spełnieniem największych marzeń. Dwa srebra i brąz są super, ale komplet byłby jeszcze lepszy.

Złoto pan jednak ma, ale zdobyte ze Śląskiem. Zresztą również niespodziewanie.

Tak, to zresztą bardzo podobna historia do Jagi. Również mieliśmy wspaniały klimat w szatni, a drużyna została zbudowana bardzo dobrze. Zawodnicy tacy jak Dariusz Sztylka, Krzysztof Wołczek czy Sebastian Dudek dawali nam ogromnego kopa motywacyjnego do pracy. Przez wiele lat wspinali się przecież ze Śląskiem po kolejnych szczeblach, co wzbudzało nasz duży szacunek. Tacy goście w szatni byli niczym złoto. Dzięki nim człowiek od razu wiedział, że musi dać z siebie wszystko. Ja przechodząc tam praktycznie z rezerw Cracovii poczułem się od razu doskonale i dziś o Wrocławiu mogę powiedzieć jako o swoim drugim miejscu na ziemi. Żyło się i grało wspaniale, bo w zespole czuliśmy się niemal jak rodzina. Do tego trener Orest Lenczyk świetnie nas przygotował.

Szkoleniowiec dość charyzmatyczny i specyficzny, przez co budzi różne wspomnienia u swoich byłych podopiecznych.

Ja mam do niego ogromny szacunek. Pracowaliśmy w Cracovii oraz Śląsku i zawsze doskonale czułem się pod jego przewodnictwem, co zresztą było chyba najbardziej widać na boisku. Potrafił wyzwolić w zawodniku to co najlepsze i widać było to w wynikach. Od strony ludzkiej również go bardzo szanuję, bo to człowiek mocno doświadczony, który zarazem jest bardzo dobrą osobą. W wielu sytuacjach mi pomógł lub dał dobrą radę, za co obecnie mogę mu tylko podziękować. Nigdy nie powiem na niego złego słowa. Część piłkarzy może ponarzekała trochę na te jego słynne ogólnorozwojowe treningi, ale po czasie i tak każdy mówił o nim dużo dobrych rzeczy.

Z perspektywy czasu ten okres w Śląsku był najlepszy od strony sportowej w pana karierze?

W sumie na to wychodzi, choć z każdego miejsca mam bardzo dobre wspomnienia. Pobyty w Jagiellonii i Śląsku były najlepsze ze względu na osiągane sukcesy, ale bardzo dobrze wspominam też grę w Cracovii czy Widzewie Łódź. W Krakowie było wiele różnych planów od momentu mojego pojawienia się w klubie, zmieniały się koncepcje i praktycznie co roku walczyliśmy o utrzymanie. Z perspektywy czasu to jednak takie doświadczenie okazało się dla mnie bezcenne. W Łodzi byłem zaś krótko, ale to przecież ogromny klub jak na polskie warunki. Bardzo cenię to, że mogłem tam grać. Szkoda tylko, że nie udało się nam utrzymać...

Czuje się pan spełniony jako piłkarz?

Mam jeszcze w sobie niedosyt i chciałbym jeszcze o coś powalczyć w życiu. Oczywiście zdaje sobie jednak sprawę, że czas mija. Poza tym patrząc realnie, to los nie obdarzył mnie największym talentem. Zawsze wokół było kilku zawodników lepiej rokujących, a ja wyciskałem maksimum ze względu na charakter. Nigdy nic nie odpuściłem, więc zrobiłem wszystko co mogłem i uważam, że mogę być zadowolony.

Nie wspomniał pan o kontuzjach, które piłkarsko zabrały sporo czasu.

Wychodzę z założenia, że tak się życie potoczyło. Z wszystkiego można wyciągnąć jakieś doświadczenia, które nam się później przydają. Również z takich urazów i porażek. Ja to przeżyłem i dzięki nim na pewno rozwinąłem się po ludzku.

W rundzie wiosennej był pan w kadrze Olimpii Zambrów. Nadal będzie pan w niej występował?

Nie, ta przygoda się już zakończyła.

To oznacza też koniec kariery piłkarskiej?

Nie, kariery jeszcze nie zakończyłem. Daje sobie trochę czasu. Być może trafi się coś fajnego, jakiś ciekawy projekt pod względem sportowym? Jeśli nie to jestem jednak gotowy na wszystkie scenariusze.

Zauważyłem, że zaczął pan pracę jako trener. To z tym wiąże pan przyszłość?

W trenerce na razie się sprawdzam, zbieram doświadczenie. Od kilku lat robiłem kursy, zobaczymy co będzie. Póki co jestem asystentem trenera Przemysława Papiernika w Akademii Jagiellonii przy roczniku 2006. Przez ostatnie pół roku sporo już się od niego nauczyłem, poznałem tą pracę od drugiej strony. To świetne przeżycie, ale jeszcze nie wiem czy podążę tą drogą w przyszłości. Być może, ale jeszcze nie wiem tego na 100 proc.

***

Marek Wasiluk to były młodzieżowy reprezentant Polski. W PKO Ekstraklasie rozegrał 140 meczów. W 2012 roku zdobył mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław, a z Jagiellonią Białystok trzykrotnie stawał na ligowym podium (2015, 2017-18).

Petew nie wie, czy stawiać na młodzież>>>

Kuba Cimoszko: Petew powinien skupić się na nowym sezonie [KOMENTARZ]>>>

Komentarze (0)