W kwietniu Jakub Błaszczykowski wraz z Tomaszem Jażdżyńskim i Jarosławem Królewskim zostali współwłaścicielami Wisły Kraków, przejmując po 33 proc. akcji. Rok wcześniej uratowali 13-krotnego mistrza Polski przed upadkiem a przejęcie przez nich Białej Gwiazdy to kontynuacja misji ratunkowej.
- Nigdy wcześniej nie myślałem, że znajdę się w takiej sytuacji. Ona wytworzyła się sama. Skoro podjąłem decyzję o powrocie do Polski i robię to, co obiecałem przed laty - gram w Wiśle, to biorę też za nią odpowiedzialność nie tylko na boisku - przyznał były kapitan reprezentacji Polski w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Z przeprowadzonego w grudniu 2018 roku audytu wynikało, że upadek Wisły jest nieuchronny. Błaszczykowskiego do szukania wyjścia z beznadziejnej sytuacji zachęciła żona.
- Na początku 2019 roku szukałem kontaktu do osób mogących wesprzeć ratowanie klubu, jednak udało się spotkać wyłącznie z panami Stanisławem i Darkiem, właścicielami firmy Dasta Invest. Uznaliśmy jednak, że ciężko będzie cokolwiek zrobić. Po tym spotkaniu wróciłem w nocy do domu, powiedziałem żonie o problemach, a ona zachowała się jak zawsze w takich sytuacjach. Powiedziała: "Błaszczu, nie mów, że tak łatwo się poddasz" - zdradził.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!
By Wisła przetrwała, potrzebowała zastrzyku gotówki w wysokości 4 mln zł. Tę kwotę pożyczyli jej Błaszczykowski, Królewski i Jażdżyński. Jak przyznał teraz "Kuba", tego ostatniego osobiście "poznał dopiero u notariusza podczas udzielania pożyczek".
Błaszczykowski i jego wspólnicy wciąż są na etapie wyciągania Wisły z kryzysu, a pandemia COVID-19 ten proces przedłuża. W jej trakcie udało się jednak osiągnąć porozumienie z TS "Wisła" i zakończyć wojnę domową przy Reymonta 22. Błaszczykowski stwierdził jednak, że nie czuł się traktowany poważnie przez TS.
- Nie rozumiem, co miały wnieść wywiady prezesa Rafała Wisłockiego, w których między innymi twierdził, że użył wobec mnie fortelu. Ostatecznie podpisaliśmy umowę na warunkach dla stowarzyszenia gorszych, niż proponowaliśmy kilka miesięcy wcześniej, a my w tym czasie straciliśmy kilka milionów złotych - wyliczył dla "Rzeczpospolitej".
Straty finansowe z czasem okazywały się jeszcze większe, m.in. z powodu braku kibiców na trybunach i niższymi wpłatami z tytułu praw telewizyjnych. - Obawialiśmy się, że dokończenie w pełnym wymiarze obecnych rozgrywek może się skończyć niższymi wpływami dla wszystkich klubów w kolejnych sezonach. Niestety, z tego co słyszę, te obawy mogą się potwierdzić - przyznał.
Pod koniec rozmowy Błaszczykowski opowiedział, że był naprawdę bliski przejścia do Juventusu, a kontrakt był gotowy do podpisania. Miało to miejsce przy okazji finału Ligi Mistrzów w 2013 roku. Kontrakt był gotowy, a suma odstępnego miała wynieść 13 milionów euro. - Ale po finale Mario Goetze odszedł z Borussii do Bayernu i Juergen Klopp powiedział: "Chociaż ty mi tego nie rób". Zostałem w Dortmundzie, tym bardziej że bardzo dobrze się tam czuliśmy z rodziną - wyjaśnił Błaszczykowski.
Czytaj też:
Oto najlepsi w Ekstraklasie
Skowronek po ostatnim meczu Wisły