Totolotek Puchar Polski. Cracovia - Lechia. Deleu: Jestem już bardziej Polakiem niż Brazylijczykiem

Newspix / LUKASZ KRAJEWSKI / FOKUSMEDIA / Na zdjęciu: Deleu
Newspix / LUKASZ KRAJEWSKI / FOKUSMEDIA / Na zdjęciu: Deleu

- Pamiętam domy zrobione z błota, które nie miały podłóg. Kilku moich kolegów nie żyje, bo zajęli się handlem narkotykami. Sport dał mi szansę - mówi nam Deleu, zakochany w Polsce brazylijski piłkarz.

36-letni dziś Brazylijczyk mieszka w Polsce od 2010 roku, a od 2017 roku jest obywatelem RP. Przez osiem lat występował w PKO Ekstraklasie w barwach finalistów Pucharu Polski: Lechii Gdańsk (2010-14) i Cracovii (2014-2018). Przed piątkowym finałem mówi WP SportoweFakty o tym, dlaczego pokochał Polskę, że czuje się już bardziej Polakiem niż Brazylijczykiem, śmierci kolegów z rąk karteli narkotykowych, dzielnicach skrajnego ubóstwa w jego ojczyźnie i o tym, co zrobił z trudno zdobytą koszulką Lionela Messiego
Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Lechia czy Cracovia?

Luiz Santos Deleu: Zawsze mówiłem, że będę miał największy sentyment do Lechii, bo to mój pierwszy klub w Polsce. Nie będę jednak ukrywał, że mam również sentyment do Cracovii, gdzie spędziłem cztery sezony. Moje serce będzie rozdarte. Niech wygra ten, kto zagra lepiej.

I w Lechii, i w Cracovii prowadził pana Michał Probierz.

Mam bardzo miłe wspomnienia, do dziś mam z nim kontakt. Przy okazji ostatniego meczu Lechii z Cracovią byłem w hotelu krakowian i rozmawiałem z trenerem. Dużo się od niego nauczyłem podczas wspólnej pracy w Lechii i w Cracovii.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarz Legii Warszawa zrezygnował z urlopu. Już trenuje do nowego sezonu

Jakie są pana najlepsze wspomnienia z tych klubów?

Lechia była moim pierwszym klubem w Polsce i złapałem bardzo dobry kontakt z kibicami, z którymi się mocno identyfikuję. Do dziś mnie traktują bardzo dobrze. Nigdzie nie byłem tak dobrze traktowany jak w Gdańsku. Fani Lechii mają u mnie przewagę nad kibicami Cracovii. W Krakowie osiągnąłem natomiast najlepszy wynik sportowy, graliśmy w eliminacjach do europejskich pucharów. Pamiętam też gola strzelonego w derbach z Wisłą.

Jako zawodnik Lechii zagrał pan przeciwko Barcelonie. Zdobyta wtedy koszulka Messiego wisi na honorowym miejscu?

Na razie... jeszcze jest schowana w szafie. Miałem propozycję, by na pewien czas pożyczyć ją do Muzeum Lechii Gdańsk. Kiedy będę miał dom, na pewno będę chciał, by wisiała ona w eksponowanym miejscu. To jest plan dla tej koszulki, ale na razie czeka na swój czas.

Mocno zżył się pan z Polską, od 2017 roku ma pan polskie obywatelstwo. Jak pan trafił do naszego kraju?

Jeszcze przed transferem do Lechii dwa razy miałem okazję pójść do ligi portugalskiej. Raz była to Vitoria Setubal, nazwy drugiego klubu już nie pamiętam. W przypadku Vitorii miałem drobną kontuzję, a w drugim zaważyła kwestia paszportu, bo skończyła mi się jego ważność. Do dziś mówię, że to było moje przeznaczenie. Może gdybym poszedł wtedy do Portugalii, to już bym wrócił do Brazylii i miałbym gorszą sytuację? Jestem w Polsce i chcę żyć tu do końca życia, taki plan na mnie miał pan Bóg.

Co tak bardzo podoba się panu w Polsce?

Teraz dla mnie fajne jest wszystko. Poznałem tutaj żonę, do tego mam kilku przyjaciół. Nie jest to wielkie grono, ale dużo dla mnie znaczą. Podoba mi się też kraj. Oczywiście są różne problemy, ale daję sobie tu radę. Kocham Polskę. Nawet jak rozmawiam z kolegami z Brazylii, to czuję się bardziej Polakiem niż Brazylijczykiem. Ja też zmieniłem swoje zachowanie, podejście do życia dzięki Polsce. Jestem tu dziesięć lat, a kultura jest znacznie inna niż w Brazylii. Jak ostatnio byłem w moim kraju, to widziałem różnicę, że jestem inny, może troszeczkę bardziej poważny. Mam uśmiech na twarzy, ale powaga jest.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Dwa lata @czarimari

Post udostępniony przez Luiz Santos (@deleu.didus.26)

W Brazylii każdy chce grać w piłkę. Jaka jest recepta na to, by się wybić?

W Brazylii nie liczy się sam talent czy ciężka praca. Trzeba mieć przede wszystkim szczęście - więcej niż w Polsce - i niestety, dobrego menedżera. Z tym jest problem, bo w Brazylii każdy chce grać w piłkę. W końcu to często jedyny sposób na wyżywienie rodziny. W większości to biedni ludzie, a konkurencja jest dużo większa.

A panu jak się udało?

Ja szybko podpisałem pierwszą umowę. Miałem szesnaście lat i wychodzi na to, że już od dwudziestu lat gram zawodowo w piłkę nożną. Podpisując umowę, uwierzyłem, że może się udać spełnić moje marzenie - grać zawodowo i pomagać mojej rodzinie. Wiedziałem, że będzie mi bardzo trudno, bo w mieście, w którym mieszkam, nikt się nie wybił na wyższy poziom poza jednym chłopakiem. Ja wierzyłem w to, że Bóg ma dla mnie plan, bym grał na wysokim poziomie.

Jak wyglądało pana dzieciństwo w Penedo? To biedne miasto?

To miasto jest położone w południowo-wschodniej Brazylii i mamy blisko ocean. U nas w mieście nie było faweli, bo one są przede wszystkim w dużych miastach. Stolicą naszego stanu Alagoas jest miasto Macelo, gdzie mieszka milion osób i tam są fawele, bo przeprowadzają się tam ludzie za pracą i chcą jak najtaniej mieszkać. Bieda w Penedo była jednak duża. Pamiętam domy zrobione z błota, które nie miały podłóg. Często ludziom brakuje tam jedzenia w domu.

Kim by pan był, gdyby nie piłka nożna?

Cóż, mogło być różnie. Na pewno nie poszedłbym w tę stronę, w którą poszło kilku moich kolegów, którzy już niestety nie żyją, bo zajęli się handlem narkotykami. Ja na pewno gdzieś bym pracował i dałbym radę. Nie uznaję czegoś takiego, że jakaś praca może być zła. W Brazylii mówi się, że nie ma brzydkiej pracy, brzydko jest nie pracować. Na pewno nie czekałbym na łatwe pieniądze, nie wszedłbym w narkotyki. Sport dał mi szansę, choć mama zawsze mi mówiła, żebym skończył studia. W Brazylii albo grasz w piłkę, albo się uczysz. Ja dzięki mamie czegoś się też nauczyłem i miałbym alternatywę dla piłki nożnej.

Czy myślał pan o sprowadzeniu rodziny do Polski?

Nigdy nie było takiej opcji, bo co oni mieliby tu robić? Siostra (jest pielęgniarką, pisaliśmy o niej TUTAJ) i mama pracują, więc nie ma takiego tematu. One mają swoje życia, swoje dzieci. Teraz ja muszę zająć się budową swojej rodziny i robię to w Polsce.

Pamiętam, że kiedy przyjeżdżał pan do Polski, mówił pan płynnie tylko po portugalsku. Czy to był dla pana najtrudniejszy życiowo moment?

Wówczas była typowo polska szatnia. Poza Lukjanovsem i Kożansem mówiącymi dobrze po polsku byli w Lechii sami Polacy. Ja i wtedy, i nadal nie umiem języka angielskiego. Nauczyłem się polskiego, ale wcześniej było mi bardzo trudno na boisku, jeśli chodzi o komunikację. Miałem też problemy z zakupami czy z zamawianiem jedzenia.

Jak pan sobie radził?

Mam przyjaciółkę Agatę, która mieszka w Warszawie i obecnie pracuje w Konsulacie Brazylii w Warszawie. Wówczas współpracowała z moim menedżerem i dzwoniłem do niej codziennie. Czasami przekazywałem jej słuchawkę, by wytłumaczyła w sklepie, czego potrzebuję. Po około pół roku zacząłem rozmawiać po polsku. Jeden z kucharzy pracujących w hotelu, w którym mieszkałem, kupił mi słownik polsko-portugalski. Jak zobaczyłem polskie słowa, zrobiłem duże oczy, bo nie wiedziałem jak to czytać. Nie było takiej opcji! To całkiem inny język niż portugalski. W końcu mi pomogli i było lepiej.

Wracając do finalistów Pucharu Polski… Czy miał pan żal do Lechii, że nie przedłużyła z panem kontraktu po sezonie 2013/14? Grając przez kolejne cztery lata w Cracovii, pokazał pan, że jest w stanie jeszcze długo trzymać poziom.

To była dla mnie bardzo smutna chwila, bo zrobiłem wszystko, by zostać w Lechii. Nawet porozumiałem się z menedżerem, że z Lechią rozmawiam ja sam, a nie on, żeby przedłużyć kontrakt, bo chciałem tu zostać. Przyszli nowi właściciele i powiedzieli mi, że chcą młodych zawodników i nie ma dla mnie miejsca. Pierwszymi nowymi piłkarzami byli jednak zawodnicy starsi ode mnie. Jak widać, mieli wobec mnie inny plan. Tak sobie myślę, że może byłem za tani, skoro nie miałem menedżera? Oczywiście żartuję, ale wtedy sytuacja była trudna. Mi zależało na zostaniu w Lechii, z którą się identyfikowałem, a kibice ze mną. Gdyby to zależało ode mnie i od nich, byłbym w Lechii do dzisiaj.

Po transferze dziwnie się panu zakładało koszulkę Cracovii?

Nie, bo byłem pewny, że będę dawał z siebie wszystko. Cracovia to klub, który otwierał dla mnie drzwi. Ja dawałem z siebie całe serce, byśmy wygrywali w każdym meczu, równiez w tych przeciwko Lechii. Kilka razy udało mi się z nią wygrać.


Ma pan 36 lat, gra w II-ligowej Bytovii. Jaka przyszłość przed panem?

Dopóki będę miał siły, chcę grać. Mamy przed sobą jeszcze jeden mecz, walczymy o baraże i skupiam się na tym spotkaniu. Chciałbym zostać w Bytovii na kolejny rok. Jak awansujemy, byłoby jeszcze lepiej. Mieszkam w Gdańsku z żoną i chcę tu żyć i grać dalej. Robić to, co kocham.

Źródło artykułu: