Marek Wawrzynowski: Korona Kielce ośmiesza całą polską piłkę [FELIETON]

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: piłkarze Korony Kielce
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: piłkarze Korony Kielce

Prezes Korony Kielce Krzysztof Zając zbudował najbardziej patologiczny twór ostatnich lat w polskiej piłce. Ale to nie koniec dramatu. Klub spadł z ligi, a niemiecki właściciel przepadł bez wieści.

Prezes Korony Kielce Krzysztof Zając wsiadł w samochód i wyruszył do Niemiec na poszukiwanie większościowego udziałowca klubu Andreasa Hundsdorfera i jego synów, Dirka i Marka.

Brzmi to jak kawałek streszczenia "Ziemi Obiecanej" Władysława Reymonta, a mamy przecież rok 2020. Niemcy zapadli się pod ziemię, nie odbierają telefonów, unikają kontaktu. Jeśli stan się nie zmieni, a Korona nie zostanie dokapitalizowana, klub może nie uzyskać licencji na grę w I lidze i zacząć od II ligi (trzeciego poziomu). Może to i dobrze, ale jednak szkoda lokalnej społeczności.

Ostatnie lata Korony Kielce to przewodnik, jak nie zarządzać klubem piłkarskim. Krzysztof Zając, były zawodnik GKS Katowice, niemieckiego Oldenburga i być może najgorszy prezes klubu w najnowszej historii polskiej piłki, doprowadził Koronę do stanu skandalicznego. Zresztą nie on sam, bo przecież do spółki z niemieckimi właścicielami klubu i trenerem Gino Lettierim.

ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Ośrodek Legia Training Center oficjalnie otwarty. Obiekt robi wrażenie!

Trzy lata temu ówczesny prezes Marek Paprocki zostawiał klub w solidnej kondycji finansowej, ale co najważniejsze, Korona - prowadzona przez Macieja Bartoszka - odniosła swój największy sukces sportowy w historii - zajęła 5. miejsce w lidze. Miała mocne struktury organizacyjne, dział marketingu, medialny co się przekładało na dobry wizerunek. Dziś zostały po tym zgliszcza. Korona jest pośmiewiskiem, sportowo upadła. Nawet ponowne zatrudnienie w końcówce sezonu Bartoszka wiele nie zmieniło. Trener wykonał swoją pracę bardzo solidnie, ale reanimacja trupa nie powiodła się. Rany były zbyt rozległe. Może i dobrze. Ktoś z ligi spaść musiał, więc niech to będzie ten, po którym nikt nie zapłacze. Nawet w najbliższej okolicy.

A nie da się ukryć, że nawet w samych Kielcach Korona budziła coraz mniej emocji.
Zobaczmy na średnią frekwencję w rundzie zasadniczej. W sezonie 2016-17 to 7,2 tys. fanów, w sezonie 2017-18 nastąpił wzrost do 7,4 tys. a potem było tylko gorzej, w poprzednim sezonie 6,6 tys. i w obecnym (do czasu wybuchu pandemii) 4,97 tys. Coraz mniej ludzi chce patrzeć na dzieło grabarzy kieleckiej piłki.

Miało być inaczej. Zarządcy klubu obiecywali, że będą chcieli wzmacniać zespół, zamiast tego ściągano coraz to dziwniejszych zawodników. I to jest główny problem. Lettieri (zresztą nie taki zły trener) i Zając zamienili klub w jakąś dziwną platformę tranzytową. Według serwisu transfermarkt.de, w ostatnich 3 sezonach do klubu przyszło 37 obcokrajowców, zaś odeszło 30. Niektórzy nie byli w klubie dłużej niż kilka miesięcy. Gdyby doliczyć Polaków, to mamy niemalże wymianę kadry co roku. Kiedyś Leo Beenhakker powiedział, że kadra narodowa to nie dyskoteka, gdzie się wchodzi i wychodzi. Korona to właśnie taka dyskoteka. Klub ten powinien mieć w herbie drzwi obrotowe.

Jaki jest w tym cel? Wiedzą tylko ludzie odpowiadający za transfery, ale wygląda to bardzo niepokojąco. Gdyby to był biznes polegający na ściąganiu młodych zawodników, dawaniu im szansy i sprzedawaniu, to by było "ok". Ale większość transferów "wychodzących" z klubu zostało dokonanych bezgotówkowo. Korona przez kilka lat zarobiła bardzo małe pieniądze. Po co więc to ciągłe ściąganie i pozbywanie się piłkarzy? Czy to tylko zwykła niekompetencja?

Warto zauważyć, że juniorzy Korony wygrali w poprzednim sezonie Centralną Ligę Juniorów i to z wielką przewagą nad konkurencją. Jednak żaden z zawodników drużny Marka Mierzwy nie dostał szansy gry (dopiero pod koniec tego sezonu), a sam trener został zwolniony, bo chciał podwyżki.

W każdym rozsądnie prowadzonym klubie świata kolejnym krokiem po szczeblu juniora jest pierwszy zespół. A mówi się przynajmniej o kilku młodych zawodnikach z Korony, którzy mają szansę na karierę.

Tymczasem wg. danych z serwisu Ekstrastats.pl, Korona była trzecim klubem w lidze z najniższym udziałem polskich zawodników. We wcześniejszych latach też nie wyglądało to przesadnie dobrze, zawsze była nadreprezentacja przeciętnych obcokrajowców, jednak teraz Korona miała nowe możliwości, dopływ świeżej krwi. Zostało to spektakularnie zmarnowane.

Krzysztof Zając w wywiadzie dla sport.pl mówi: "W pewnym momencie wpadliśmy w dołek. Przegrywaliśmy mecze, które powinniśmy wygrać lub zremisować. Psychika graczy siadała i nie było zawodnika czy zawodników, którzy wzięliby odpowiedzialność na siebie". Pytanie brzmi: dlaczego tych piłkarzy nie ma, skoro wcześniej byli? Kto pozbył się z szatni silnych osobowości, zawodników doświadczonych? To jakby odciąć sobie palec i potem usprawiedliwiać się, że nie da się wykonać jakiejś czynności, bo nie ma się palca.

Korona krok po kroku z drużyny zamieniała się w zbiór przypadkowych zawodników. Władze klubu piłowały gałąź, na której siedziały. Przez lata wielu wartościowych pracowników administracji odchodziło, bo nie chciało firmować tego wszystkiego własnym nazwiskiem.

Ostatnim rozdziałem smutnej historii Korony jest zaginięcie właścicieli, którzy nagle stali się czasowo niedostępni. To wszystko nie tylko ośmiesza Koronę, ale i całą PKO Ekstraklasę. W polskiej piłce mamy wiele pozytywnych sygnałów, do piłki garnie się coraz większa grupa dużych graczy ze świata biznesu, m.in. wschodzących gwiazd świata nowych technologii. I nagle po środku tego wszystkiego mamy taki balast.

Może jest to jakaś nauka dla władz polskiej piłki. Skoro do prowadzenia klubu w roli szkoleniowca trzeba mieć dyplom UEFA Pro, to może i na prezesa powinno zdawać się jakiś egzamin? To by postawiło w polskiej piłce szlaban przed kolejnymi Zającami.

ZOBACZ Przyszłość Korony Kielce zagrożona

ZOBACZ inne teksty autora

Źródło artykułu: