Transfery. Przemysław Płacheta w Norwich City FC. Polski struś pędziwiatr w mieście kanarków

Newspix / KRYSTYNA PACZKOWSKA / Na zdjęciu: Przemysław Płacheta
Newspix / KRYSTYNA PACZKOWSKA / Na zdjęciu: Przemysław Płacheta

Głośno o Przemysławie Płachecie, bo kupił go klub angielskiej Premier League. Ale to nie on jest najbardziej utytułowanym sportowcem w rodzinie. Jego brat na razie zrobił większą karierę, bowiem zakwalifikował się na igrzyska olimpijskie.

Regularne występy w Śląsku Wrocław to nie jest największe sportowe osiągnięcie w rodzinie Płachetów. Nadal nie do pobicia jest wyczyn Marcina, starszego brata Przemysława, który startował w zimowych IO w Turynie w 2006 roku. Siedmioletni wtedy Przemek siedział z rodziną przed telewizorem i oglądał brata w kombinezonie w biało-czerwonych barwach. Marcin był bobsleistą i jechał na igrzyskach w konkurencji czwórek (zajęli 15. miejsce). Był hamulcowym. Przemek idzie, a raczej biegnie, w drugą stronę - jest najszybszym sprinterem polskiej ekstraklasy.

Mówili, że jest dziwny

Marcin zabierał młodszego brata na treningi bobsleistów. Przemek zaliczył nawet przelot po torze w trzęsących się saniach. Brat robił mu też treningi biegowe. Ta rodzina szybkość ma we krwi.

Rodzice Płachetów też biegali w młodości. Po nich ten talent odziedziczyły dzieci. Marcin zdobył złoty medal młodzieżowych ME w sztafecie 4x100 metrów, później został bobsleistą. Szybki jest też młodszy Przemysław, ale wybrał dużo popularniejszą piłkę nożną. Ojciec nie blokował tej kariery, sam znalazł ogłoszenie w gazecie o naborze w ŁKS-ie. Dziś mogą się cieszyć. Jego syn rok temu zagrał na młodzieżowych ME we Włoszech, a teraz przeszedł do Norwich City za trzy miliony euro. To transferowy rekord Śląska Wrocław.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska

- Ma duży potencjał techniczny i motoryczny. To gracz z wielkimi perspektywami - ocenia Krzysztof Brede, trener Podbeskidzia Bielsko-Biała. Stamtąd Śląsk wyciągnął Płachetę. - Już wtedy chcieliśmy zmienić klauzule w jego kontrakcie, bo wiedzieliśmy, że jest bardziej wartościowy niż kwota wpisana na początku. Zrobił bardzo dobre wrażenie. Cieszymy się, że u nas był i mamy nadzieję, że dobrze wspomina Bielsko-Białą. Myślę, że było dla niego trampoliną - dodaje.

Brede dostał kredyt zaufania w Podbeskidziu. Mógł śmiało stawiać na młodzież, w jego ekipie na szerokie wody wypłynął Płacheta, który wcześniej grał w Pogoni Siedlce. - Miałem obawy co do jego przyjścia - zdradza Brede i wyjaśnia: - Docierało do nas wiele sprzecznych informacji. Że Płacheta jest dziwny i kontrowersyjny. A to były bzdury wyssane z palca - on bardzo dużo pracował indywidualnie i zostawał po treningach. Cieszę się, że mnie namówiono.

Po debiutanckim pełnym sezonie w I lidze rywalizowały o niego kluby z ekstraklasy. Jego agentowi Jarosławowi Kołakowskiemu zależało na wpisaniu w kontrakt klauzuli odejścia, co sprawiło, że Cracovia i Legia Warszawa wycofały się z wyścigu. Na warunki agenta przystał Śląsk i świetnie zarobił. Wrocławianie zapłacili za niego około 150 tys. euro, a teraz zgarnęli 3 mln - to 20-krotny wzrost w ciągu roku.

Choroba matki

Kariera 22-latka rozwija się ekspresowo. Po półtora roku w I lidze transfer do ekstraklasy, z której po roku wyjeżdża do Anglii. Płacheta wyczuł moment, kiedy zacząć pukać do dorosłej piłki.

- Początki nie były łatwe - przyznaje Brede i tłumaczy: - Przemek musiał dużo pracować nad taktyką. Musieliśmy wykonać z nim wiele pracy, żeby przyswoił sobie organizację gry, szczególnie w obronie. Ale z każdym tygodniem było coraz lepiej. Stał się naszym pewnym punktem.

Ale nie parcie na debiut w seniorskiej piłce było powodem wyjazdu. Młody piłkarz chciał być blisko rodziny w najtrudniejszych chwilach.

- Moja mama poważnie chorowała - tłumaczył Płacheta "Przeglądowi Sportowemu". - Już wtedy sytuacja przedstawiała się poważnie, bo bywała w szpitalu. Bycie w takich trudnych chwilach jak najbliżej rodziny było moim obowiązkiem. Niestety, w 2019 roku mama zmarła.

Dla piłkarza to był trudny czas. - Wiem, że nie mogę się poddać. Po pierwsze dlatego, że mnie widzi. Po drugie: bo wiem, że nie chciałaby, abym przestał walczyć, odpuścił - opowiadał.

Kilka miesięcy później pojechał na MME we Włoszech. Zagrał tylko 19 minut w meczu z Hiszpanią. I tak więcej od ogranych już w ekstraklasie Kamila Jóźwiaka i Mateusza Wdowiaka, którzy grają na podobnych pozycjach.

Struś z kanarkami

- Mogę grać na obu skrzydłach. Lubię obiegać rywali i dryblować - mówi Płacheta klubowym mediom Norwich. Tym imponował w Polsce. Piekielnie szybki. Najszybszy w lidze. Do niego należy rekord szybkości (35,22 km/h). Wykonywał też największą liczbę sprintów na mecz - średnio 23 (dane za: ekstraklasa.org). To musiało zaimponować Norwich, które spada po tym sezonie do Championship. Klub, który nazywany jest "kanarkami", sięgnął po polskiego strusia pędziwiatra.

Płacheta ma jeszcze jeden atut, który przyda mu się w Norwich. Bez problemów będzie komunikował się z trenerem Danielem Farke w jego ojczystym języku. Piłkarz trzy lata spędził w Niemczech - dwa i pół w akademii RB Lipsk i sześć miesięcy w III-ligowym Sonnenhof Grossaspach. Wyjechał tam po grze w Polonii Warszawa i ŁKS-ie.

- Treningi różnią się tutaj bardzo od tych, które pamiętam z Polski - opowiadał "Piłce Nożnej" i dodawał: - Podczas jednych zajęć pracuje z nami czterech lub więcej trenerów, wszystkie zajęcia odbywamy ze specjalnym sprzętem monitorującym nasze ruchy i wysiłek. Treningi są również nagrywane, a wszystkie błędy pokazywane na odprawach.

Podobnie będzie w Norwich. Klub, choć spada z Premier League, nie planuje rewolucji. Rok temu pieniądze za awans do elity przeznaczyli na rozwój swojego ośrodka i akademii. Nie ma tematu zwolnienia Farke. W Championship chcą nadal promować swoich młodych piłkarzy. W tym sezonie Norwich często stawia na zawodników z rocznika 1998. W środę zyskali kolejnego.

Joel Valencia: Ekstraklasa zmieniła moje życie

Napastnik z kasety VHS. Tak Emmanuel Olisadebe został Polakiem

Źródło artykułu: