W 58. minucie na boisku podczas meczu z Torino pojawił się zaledwie 17-letni Jakub Iskra. Aż do tego momentu imię i nazwisko tego młodziutkiego piłkarza SPAL niewiele mówiło większości kibiców, bo przecież nie zdążył nawet zadebiutować w naszej PKO Ekstraklasie, a transferów młodych piłkarzy do zagranicznych klubów jest tak wiele, że większość z nich rzadko odbija się szerszym echem.
W przypadku Iskry było nieco szumu, bo rabanu narobił prezes Pogoni Szczecin Jarosław Mroczek, nazywając transfer piłkarską patologią. Ale o tym później. Faktem jest, że chłopak jeszcze przed ukończeniem 18. roku życia zadebiutował w Serie A. Został tym samym najmłodszym polskim piłkarzem w lidze włoskiej.
Kim w ogóle jest ten zawodnik? Prawym obrońcą, niezłym technicznie, bardzo sprawnym, ale przede wszystkim niezwykle szybkim. Każdy rozmówca podkreśla jego walory motoryczne, a bez tego na zachodzie nie zrobi się kariery.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Ośrodek Legia Training Center oficjalnie otwarty. Obiekt robi wrażenie!
Dobre geny w spadku
Rynica, skąd pochodzi i gdzie się wychowywał, to mała wioska położona niedaleko granicy z Niemcami. Do największej w okolicy drogi krajowej numer 31 ze wsi są 2 kilometry. Trzeba dojechać drogą gruntową na tyle wąską, że jeśli mijają się dwa samochody, to jeden musi zjechać na pobocze. Na wsi mieszka nieco ponad 200 osób i w sumie ciężko wybić się z takiego miejsca w świat. Ale Kuba Iskra dostał coś w spadku po rodzicach. To dobre geny.
Piotr Waydyk, dyrektor pobliskiej szkoły podstawowej w Krzywinie Gryfińskim, uczył wychowania fizycznego mamę piłkarza Katarzynę. Mówi, że w 7. klasie szkoły podstawowej pobiegła 1000 metrów w czasie 3 minut i 16 sekund. Nauczyciel na wszelki wypadek spojrzał raz jeszcze na stoper. Nie, nie pomylił się. Pewnie na mistrzostwach Polski taki wynik nie zostałby odnotowany, ale jeśli mówimy o dziewczynie z małej miejscowości, która nigdy wcześniej nie miała żadnego treningu, to musiało zrobić wrażenie.
Zresztą tam wszyscy w rodzinie byli szybcy. Zarówno Grzeszczakowie od strony matki jak i Iskrowie od strony ojca. Miejscowa legenda mówi, że wujek Sławek Iskra miał zadatki na wybitnego napastnika. Mijał wszystkich jak tyczki slalomowe w lidze okręgowej i strzelał mnóstwo bramek. I to wszystko w wieku 16 lat. Polska nigdy nie dowiedziała się o tym wielkim talencie, bo wkrótce po debiucie w seniorskiej piłce zachorował na białaczkę i zmarł.
Grali też inni w rodzinie. Łatwiej wymienić tych, którzy nie grali niż tych, którzy grali. Kuzyn Wiktor Grzeszczak, z którym zaczynał, grał w Błękitnych Stargard Szczeciński. Starsza siostra Weronika mogła nawet próbować kariery w piłce kobiecej, bo wyraźnie wybijała się w drużynie dziewcząt. I w końcu starszy brat Paweł, rocznik 1996. Miał spory talent, mówiono o nim, że może zdziałać więcej, ale plany pokrzyżowały kontuzje. Dziś gra we Flocie Świnoujście. Odegrał jednak kluczową rolę w karierze młodszego z Iskrów, co podkreśla każdy z jego trenerów.
- Graliśmy na podwórku. Trenowaliśmy technikę, grając piłką w powietrzu, aby nie spadła. Mieliśmy też stare boisko z drewnianymi bramkami pod lasem. Pamiętam, że zawsze wysyłałem brata i jego młodszych kolegów, aby pytali ludzi na wsi, kto jest chętny zagrać mecz. Jak była jakaś okazja, aby zagrać na orliku (4 km od domu - red.), to szybko przebieraliśmy się i jechaliśmy grać. Spędzaliśmy bardzo dużo czasu, grając w piłkę. Wtedy miałem już trochę doświadczenia, więc pokazywałem bratu, jak się ustawić, jak ułożyć stopę do strzału i tak dalej - wspomina Paweł.
Jakub tak jak brat, zaczynał w klubie gminnym GUKS Widuchowa. Robert Wilk, jego nauczyciel i trener w klubie, mówi: - Oczywiście motoryka to był jego atut, ale nie tylko, strzelał dużo bramek, był niezły technicznie. Największym sukcesem w czasach, gdy grał u nas, było 3. miejsce w Wojewódzkich Igrzyskach Młodzieży.
Mała szkoła w Widuchowej pokonała wiele szczebli, ale w turnieju finałowym musiała uznać wyższość szkół z Koszalina i Szczecinka. Iskra był oczywiście szkolną gwiazdą.
- Jeździł na różne turnieje, prawie z każdego przywoził statuetkę króla strzelców albo najlepszego zawodnika. Razem uzbieraliśmy ich naprawdę dużo. Wtedy zauważyłem, że naprawdę może coś osiągnąć w piłce - opowiada jego brat Paweł.
Piłka to nie wszystko. Kuba był mistrzem powiatu w trójboju lekkoatletycznym (60 metrów, skok w dal, rzut piłeczką palantową), wygrywał różne lokalne zawody. Był po prostu dobry we wszystkim. Dlatego lokalne kluby widziały go u siebie. Trafił na jakiś czas do mocnego lokalnego Orlika Trzcińsko Zdrój, z którym zajął drugie miejsce w wojewódzkim turnieju o Puchar Tymbarku. Zmieniał w tym okresie kluby chyba zbyt często, ale w końcu trafił do gimnazjum do szczecińskiego Ośrodka Sportowego Szkolenia Młodzieży i co się z tym łączyło - do Pogoni Szczecin.
- Na testach sprawnościowych uzyskał jeden z najlepszych wyników. Może nie wyróżniał się początkowo specjalnie piłkarsko, ale motorycznie zdecydowanie - mówi Marek Safanów, ówczesny koordynator OSSM-u.
Fantastyczne wyniki testów
Można powiedzieć, że zawodnik trafił na bardzo dobry czas. Miał mocnych trenerów, szczeciński OSSM miał swoje sukcesy, doczekał się 14 piłkarzy w Ekstraklasie i 28 w kadrach narodowych. Zresztą rocznik Iskry, zbierany w bólach z wojewódzkich klubów, pokazuje, że było więcej niż nieźle. Bramkarz Hubert Idasiak był w tym sezonie w szerokiej kadrze Napoli i ma medal za Puchar Włoch. Marcel Wędrychowski zadebiutował już w ekstraklasowej Pogoni Szczecin.
Gdy w Szczecinie powstawała szkoła z akademią piłkarską, Pogoń musiała bardzo mocno zabrać się za szkolenie młodzieży, żeby nie zostać w blokach. - Myślę, że wielka w tym czasie była rola w jego wychowaniu trenera Michała Zygonia, który kładł wielki nacisk na aspekt wychowawczy. Nie tylko prowadził młodych piłkarzy, ale głównie młodych ludzi - mówi Safanów.
W Pogoni początki Iskra miał ciężkie, ale powoli zyskiwał teren i w końcu wywalczył miejsce w pierwszym składzie. A z czasem w kadrze narodowej. - Oczywiście ten aspekt motoryczny był kluczowy. Zwrotny i bardzo szybki. Jako 15-latek miał wynik poniżej 1 sekundy na 5 metrów (0,94) i na 30 metrów wyniki w okolicach 4 sekund (4.00-4.03). Czy to dobre wyniki? Dobre nie, fantastyczne – mówi Michał Zygoń.
Ale cały czas nie możemy zapominać, że nie mówimy o lekkoatlecie a o piłkarzu. - On umie grać bardzo dobrze w piłkę. Przyszedł do nas jako napastnik, bo w kategoriach młodzieżowych było mu łatwo zdobywać bramki dzięki swojej szybkości. Ale od początku postawiliśmy na niego jako na bocznego obrońcę. Jednak mimo to często dawaliśmy pograć na "dziesiątce". Po to, żeby rozwijał różne elementy gry. I też bardzo dobrze sobie w tej roli radził – przypomina Andrzej Tychowski, który prowadził zawodnika w ostatnim roku gry w juniorach Pogoni.
Wszyscy podkreślają wielką świadomość i determinację zawodnika w dążeniu do celu. Zresztą, skoro już jako 12-latek zdecydował się na wyjazd z domu i zamieszkanie w bursie gimnazjum w odległym o 40 kilometrów Szczecinie, to znaczy, że od początku wiedział, czego chce.
- To tytan pracy. W pierwszych latach nie miał jeszcze takiej świadomości i robił niebezpieczne rzeczy. Ukrywał drobne urazy i zawsze szedł na trening. Można było odnieść wrażenie, że jest uzależniony od treningu, że nie może być dnia bez przyjścia na stadion. Wzór jeśli chodzi o podejście do pracy – mówi Zygoń.
Iskra pod koniec gimnazjum był już jednym z trzech najlepszych zawodników w kraju na pozycji prawego obrońcy. Specjaliści od piłki młodzieżowej mówią jeszcze o Jakubie Górskim z Korony Kielce i Nikodemie Niskim z Legii Warszawa. Ale jak zapewniają trenerzy ze Szczecina, Iskra jest z nich najlepszy właśnie motorycznie. – Ale też trzeba brać pod uwagę jego wszechstronność. Przecież w kadrze narodowej grał na lewej stronie. Po prostu był lepszy niż wszyscy lewonożni kandydaci – mówi Zygoń.
Transferowa afera
Dużo mu to dało. Dziś Iskra, choć jest prawonożny, umie grac obiema nogami, co we współczesnym futbolu jest kluczowe. Ilu to świetnych młodych piłkarzy przepadło, bo jedna noga służyła im głównie do wsiadania do autobusu podmiejskiego.
Iskra długo w Pogoni nie pograł. Odejście do włoskiego SPAL odbiło się głośnym echem w lokalnym środowisku. Włoscy skauci zobaczyli zawodnika na turnieju Syrenki.
– Byli zdeterminowani. Nie było tam długich podchodów. Zagadali wprost: "Powiedzcie, kiedy możecie przyjechać, a my zarezerwujemy bilety dla ciebie i zawodnika" – wspomina Tomasz Drankowski, agent zawodnika.
W tamtym okresie powiedzieli w klubie, że zawodnik nie podpisze ze SPAL, ale już na miejscu Włosi przedstawili im plan na rozwój piłkarza i szybko się porozumieli. Prezes Pogoni Jarosław Mroczek był wściekły. Na Twitterze odpisał dziennikarzowi Wojciechowi Paradzie z "Kuriera Szczecińskiego": "Proszę redaktorze zrobić wywiad z pośrednikiem Drankowskim, dla którego parę tysięcy euro jest ważniejsze niż rozwój zawodnika i Pogoni, dzięki której zarobił już sporo. Skreśliłem go z możliwości współpracy z klubem. Ten sposób działania tego pośrednika to największa patologia".
- Chcieliśmy wcześniej podpisać umowę z Pogonią, ale klub nie spieszył się z tym specjalnie. Dopiero, gdy dowiedzieli się, że jedziemy do Włoch, dali umowę do podpisania. Ale było już za późno. Proszę jednak pamiętać, że to nie był mój wybór a zawodnika – zauważa agent.
Decyzji broni Paweł, brat zawodnika: - Ja sam jako junior Pogoni Szczecin miałem propozycję wyjazdu do Udinese, niestety zerwałem więzadła krzyżowe przednie. To był dla mnie cios. Mój brat był zdrowy, nie miał kontuzji i... zrobił najlepszą rzecz w swoim życiu. Spełnił swoje marzenie.
Trener Andrzej Tychowski: - Bardzo odradzałem Kubie ten transfer, ale on był zdeterminowany. Jestem pewien, że gdyby został, miałby na koncie już kilkanaście meczów w Ekstraklasie, a tak… ma debiut w Serie A. To znaczy, że on miał rację, podjął dobrą decyzję. Do polskiej ligi zawsze może wrócić.
Pod koniec sierpnia zawodnik skończy 18 lat, ma na koncie pierwszy mecz w Serie A. Wydaje się, że więcej chcieć nie można. Brat Paweł oglądał jego mecz w domu z narzeczoną. - Bardzo przeżywałem, że jest na ławce rezerwowych. Gdy zobaczyłem, że podchodzi do linii bocznej, serce zaczęło mi bić bardzo szybko. Uśmiechnąłem się i jednocześnie do moich oczu napłynęły łzy. Kuba pokazał, że z tak małej wsi, liczącej 230 mieszkańców, można się wybić. Spełnić swoje marzenia dzięki ciężkiej pracy i wytrwałości.