[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Ile finałów Ligi Mistrzów z udziałem Polaków pan komentował?
[/b]
Dariusz Szpakowski, komentator Telewizji Polskiej: Dwa. Liverpool - AC Milan w 2005 roku i Bayern - Borussia w roku 2013. Finału sprzed 35 lat, w którym Juventus Zbigniewa Bońka pokonał Liverpool, nie komentowałem. Oglądałem go w Tiranie, ponieważ dzień po finale reprezentacja Polski grała tam mecz eliminacji mistrzostw świata z Albanią. Jak dotarliśmy do hotelu, nasz opiekun zaprosił nas na wycieczkę po mieście. Wsiedliśmy w autobus, który przejechał 500 metrów i się zatrzymał. Zaprowadzili nas do kina i pokazali film o Tiranie. Takie to było zwiedzanie.
Finał obejrzałem u jednego z pracowników polskiej ambasady, który miał w domu włoską telewizję RAI. Dramatyczny mecz, z rzutem karnym wywalczonym przez Bońka i zamienionym na gola przez Michela Platiniego. Wszyscy byli jednak przytłoczeni tragedią, która wydarzyła się na Heysel przed spotkaniem. Trudno się było cieszyć.
Boniek mi wtedy zaimponował. Zaraz po finale wsiadł w samolot, przyleciał do Tirany i w trudnym dla nas meczu z Albanią strzelił jedyną bramkę. Był absolutnym bohaterem naszej reprezentacji. Leciał w nocy, spał mało, a i tak był najlepszy na boisku.
ZOBACZ WIDEO: Pracował z Lewandowskim w Lechu Poznań. "Poprawił wszystko, jest najlepszym napastnikiem na świecie. To gladiator"
Dwa lata po triumfie Bońka drugim Polakiem, który wygrał Puchar Mistrzów, został Józef Młynarczyk.
Meczu jego FC Porto z Bayernem też nie komentowałem, chyba relacjonował go Andrzej Zydorowicz. Młynarczyk do dziś jest najbardziej utytułowanym Polakiem w europejskich pucharach, z Porto zdobył też Superpuchar Europy i klubowe mistrzostwo świata. Ten drugi tytuł jego zespół wywalczył w Tokio. Pamiętam, że w czasie meczu padał śnieg. Udało mi się wtedy dodzwonić do Józka, co było wielkim sukcesem, żeby opowiedział o zwycięstwie swojej ekipy nad Penarolem Montevideo.
Finał z Jerzym Dudkiem w Stambule w 2005 roku komentował pan już na pewno.
Tak, to był mój pierwszy zwycięski polski finał w roli sprawozdawcy. Komentowałem go razem z Romanem Koseckim. W przerwie, gdy Milan prowadził 3:0, powiedziałem do niego, że dla widowiska dobrze by było, gdyby Liverpool chociaż strzelił bramkę. Tego, co się wydarzyło, nikt nie mógł przewidzieć. Skończyło się na 3:3, rzutach karnych i słynnym "Dudek dance" - tak nazwałem jego taniec jeszcze na antenie Telewizji Polskiej.
Po meczu nie miałem okazji, żeby porozmawiać z Jurkiem Dudkiem, ale potem skomentowałem z nim Superpuchar Europy w Monako. Wolałbym, żeby Jurek grał w tym spotkaniu, jednak po wygraniu Ligi Mistrzów trener Liverpoolu Rafael Benitez ściągnął innego bramkarza, Jose Reinę. To był początek końca Dudka w klubie, dla którego tak dużo zrobił.
Wracając do meczu w Stambule, to jeden z najlepszych przykładów, że futbol na najwyższym poziomie jest całkowicie nieprzewidywalny. Drugim jest finał z 1999 roku i wygrana Manchesteru United z Bayernem po dwóch golach w ostatnich minutach. Ówczesny prezydent UEFA Lennart Johansson kilka minut przed ostatnim gwizdkiem zaczął szykować się do ceremonii wręczenia medali i pucharu. Wyszedł z loży honorowej ze stewardem, który znał stadion Camp Nou i razem z nim szedł na murawę. Jak na tę murawę wyszedł, zapytał stewarda: "Dlaczego Niemcy płaczą?". Obaj nie wiedzieli, że w tym czasie, w którym schodzili, Manchester United strzelił dwie bramki.
Najświeższe wspomnienie to rok 2013 i mecz Bayern Monachium - Borussia Dortmund na Wembley. W tym finale grało aż trzech Polaków.
Spotkanie komentowałem z Andrzejem Juskowiakiem, który będzie moim partnerem także w niedzielę. Wembley zawsze robi ogromne wrażenie. Nie ma chyba drugiego obiektu tak bardzo nastawionego na biznes. Tylu lóż biznesowych nie ma chyba żaden inny stadion na świecie. Przed spotkaniem nawet nie próbowaliśmy zawracać głowy Robertowi Lewandowskiemu, Kubie Błaszczykowskiemu i Łukaszowi Piszczkowi. Przed innymi meczami rozmawialiśmy, ale w tym wypadku uznałem, że nie ma to sensu, bo grają niesamowicie ważny mecz i potrzebują koncentracji.
W samym spotkaniu długo był remis, najpierw 0:0, potem 1:1. Szykowaliśmy się już do dogrywki i wtedy Arjen Robben rozwiał polskie marzenia golem w 89. minucie. Zupełnie inne doświadczenie, niż to z 2005 roku, bo wtedy była wielka radość. Pamiętam, że występ trzech naszych reprezentantów przyciągnął przed telewizory ogromną rzeszę kibiców - oglądalność w TVP wyniosła 10,5 miliona.
Trzeci "polski" finał w roli komentatora tuż przed panem.
Mam duży apetyt. W ubiegłym roku, przekazując Telekamerę na ręce mamy Roberta, powiedziałem: "Jesteśmy dumni, że jest Polakiem, a cały świat go nam zazdrości". Chciałbym, żeby w niedzielę późnym wieczorem ta zazdrość była jeszcze większa. Życzę Robertowi, żeby w Lizbonie sprawił sobie najlepszy możliwy prezent na 32. urodziny, które obchodził w piątek. Niech wpisze sobie w życiorys nie tylko triumf w Lidze Mistrzów, ale też strzelenie w finale tych rozgrywek gola. Zaciekawiło mnie zdanie, które przed meczem z Barceloną powiedział o Lewandowskim Dietmar Hammann - że w poprzednich sezonach Ligi Mistrzów widać było po Robercie frustrację i niezadowolenie. A teraz przekuł je w entuzjazm i radość, co przełożyło się na jego świetną grę i 15 strzelonych goli.
Kto jest według pana faworytem?
Oglądając Bayern w tym sezonie mam wrażenie, że ta drużyna rosła z każdym meczem. Nie powiedziałbym jednak, że mistrzowie Niemiec są faworytem finału. Paris Saint Germain też bardzo urosło w ostatnich dniach. Bayern w półfinale dostał ostrzeżenie od Olympique Lyon. Pokazał pewne słabości, potwierdził, że od pewnego czasu drużyna Hansiego Flicka ma kłopot z obroną. A Neymar, Angel di Maria i Kylian Mbappe są w świetnej formie. Jestem ciekaw, jak poradzi sobie defensywa Bayernu z takimi asami. Kluczowa będzie rywalizacja w środku pola. Słyszałem, że Flick może wystawić w pomocy Joshuę Kimmicha zamiast Thiago Alcantary, który z Lyonem miał sporo strat. Uważam, że nie będzie wysokiego zwycięstwa jednej z drużyn, jak PSG z Lipskiem czy Bayernu z Lyonem. Chciałbym finału trzymającego w napięciu do samego końca. Takiego, który będziemy wspominali po latach.
Z Lewandowskim jako głównym bohaterem.
Rozmawiałem kilka dni temu ze znajomymi z Niemiec. Usłyszałem od nich, że owszem, u nich Roberta bardzo się ceni, ale żeby wywoływał efekt "Wow!" potrzeba wygrania Ligi Mistrzów, jego świetnej gry w finale i przynajmniej jednego gola. Takim występem Lewandowski podstempluje podziw dla siebie u Niemców, u większości niemieckich kibiców piłkarskich.
Jeśli tak zagra i zwycięży w Champions League, będzie dla pana najlepszym polskim piłkarzem w historii?
Tak nie powiem. Czasy się zmieniają, zmienia się piłka nożna. Nie sposób porównywać Lewandowskiego z Bońkiem. Jednak na pewno Robert dokonał czegoś, na co czekaliśmy latami. Co innego bramkarz, co innego pomocnik, z całym szacunkiem dla Zbyszka Bońka, a co innego napastnik, który wygrywa Ligę Mistrzów i zostaje królem strzelców rozgrywek. Jednak o zwycięstwo będzie mu bardzo trudno. PSG miało jeden dzień więcej na odpoczynek. Jestem ciekaw, jak na tle paryżan poradzi sobie ten fenomenalny Alphonso Davies, czy Kimmich upilnuje Mbappe czy Neymara. Flick pewnie będzie musiał wzmocnić obronę, bo moim zdaniem nie ma szans, żeby boczni obrońcy Bayernu w pojedynkę poradzili sobie ze skrzydłowymi PSG. Dużą rolę odegrają zapewne Serge Gnabry i Ivan Perisić.
A Lewandowski? Też musi się nastawić na dużo pracy w defensywie?
Robert zawsze pomaga, chociażby przy stałych fragmentach gry. Ma trochę taką rolę, jak w reprezentacji Polski w 2016 roku. Dużo asystuje, przecież obok Di Marii jest najlepszym asystentem Ligi Mistrzów. Wcześniej przyzwyczailiśmy się do Lewandowskiego, który porusza się głównie w obrębie pola karnego rywala. Dziś mamy piłkarza, który schodzi na skrzydła, dośrodkowuje. To bardziej wszechstronna wersja Roberta. Kolejny etap jego rozwoju, który zapoczątkował w Borussii Dortmund Juergen Klopp.
Pamiętam, jak kilka lat temu komentowaliśmy z Piotrem Nowakiem mecz USA - Polska w Chicago, a potem poszliśmy porozmawiać z naszymi zawodnikami, między innymi właśnie z Lewandowskim. To były jego początku w Borussii. Narzekał wtedy: "Cholera, ten Klopp zmusza mnie do grania tyłem do bramki, a ja tego nie znoszę. W Lechu cały czas grałem przodem do bramki". Piotrek odpowiedział mu: "Nie narzekaj, bo to cię rozwija". I rozwinęło. Przez kolejne lata, poprzez pracę Kloppa, Guardioli czy przede wszystkim jego samego Robert rozwinął się jeszcze bardziej. I teraz jest graczem kompletnym.
Tę edycję Champions League na pewno zapamiętamy na lata ze względu na format, w jakim odbyła się decydująca faza.
W hiszpańskiej prasie trafiłem na ciekawe określenie Final Eight w Lizbonie. Hiszpanie nazwali turniej "futbolem w probówce". Mamy pandemię koronawirusa, a mimo to rozgrywane są mecze. Wszyscy zawodnicy mają testy na COVID-19, drużyny przyjeżdżają na stadion dwoma autokarami - w jednym pierwsza drużyna, w drugim rezerwowi i mniej kluczowi członkowie sztabów. Jak wychodzą z autokaru, mają ze sobą kartkę z aktualnym wynikiem badania. Mecze są bez publiczności, o awansie decyduje tylko jeden mecz. Nie ma kibiców, wszechobecny jest VAR, którego wcześniej aż tak często nie stosowano. Hiszpanie podsumowali ten tekst o piłce nożnej w probówce pięknymi słowami - że bez futbolu da się żyć, ale żyje się bez niego trudno.
To może być ostatni wielki piłkarski finał, który pan skomentuje?
Zadecyduje kierownictwo Telewizji Polskiej. Ja nie czuję, że to już jest ten moment, że pora się pożegnać. Jeśli jednak moi przełożeni uznają inaczej, będę musiał się podporządkować. Mam nadzieję, że będę komentował kolejne finały mistrzostw Europy oraz Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które miały być moimi ostatnimi igrzyskami. Na razie nie wiadomo jednak, co z tymi imprezami będzie. Zobaczymy, co przyniesie życie. Czy jeszcze w marcu ktoś z nas spodziewał się, w jakim świecie będziemy teraz żyli?
Oby z czasem wszystko wróciło do normy, choć na razie nie widzę perspektyw. Mówi się, że potrzebna jest szczepionka na koronawirusa, a na razie nikt nie wie, kiedy ona będzie, czy będzie skuteczna, czy do tego czasu wirus nie zmutuje. Jesteśmy w trudnym momencie jeśli chodzi o pandemię. Ludzie się rozluźnili, zaczęli lekceważyć chorobę. I teraz mamy w Polsce rekordy nowych przypadków. Trochę odszedłem od tematu, więc teraz odpowiem konkretnie na pytanie: Najważniejsze, żeby zdrowie było. Od niego, oraz od kierownictwa TVP, zależy najwięcej.
A to zdrowie jest?
Na razie jest. I oby tak zostało.
Czytaj także:
Liga Mistrzów. PSG - Bayern. Robert Lewandowski rozpocznie konkurs rzutów karnych
Liga Mistrzów. Robert Lewandowski - żywy pomnik kultu pracy