Robert Lewandowski - wypatrzony przez dziurę w płocie. "Miał się przydać w walce o awans do II ligi"

Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Robert Lewandowski w barwach Znicza Pruszków
Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Robert Lewandowski w barwach Znicza Pruszków

- Łezka mi się w oku zakręciła, jak wygrał Ligę Mistrzów. Ale nie będę kłamał: nikt z nas nie sądził, że będzie taką gwiazdą. Miał nam pomóc w awansie do II ligi - mówi o Robercie Lewandowskim Marek Śliwiński, były prezes Znicza Pruszków.

To klub, który - nie będzie to przesadą - ocalił karierę kapitana reprezentacji Polski. Gdy w 2006 roku Legia Warszawa skreśliła niespełna 18-letniego "Lewego", to właśnie III-ligowy Znicz podał mu pomocną dłoń.

Wtedy Robert Lewandowski nie współpracował jeszcze z Cezarym Kucharskim, o młodego kandydata na piłkarza troszczyła się mama. Wybrała Znicz, bo znała to środowisko, a po rozczarowaniu, jakie jej syn przeżył w Legii, chciała umieścić go w przyjaznym miejscu: - Byłam trenerką siatkówki w Pruszkowie. Pomyślałam, że tu są fajni ludzie i może Robert dostanie szansę.

- To był szczęśliwy zbieg okoliczności, bo sami interesowaliśmy się Robertem od pewnego czasu, a po tym jak Legia z niego zrezygnowała, to okazało się, że mama Roberta chciała, żeby trafił właśnie do nas - mówi WP SportoweFakty Marek Śliwiński, dodając: - To było przecież jeszcze dziecko, chciała dla niego jak najlepiej. A my mieliśmy drużynę złożoną głównie ze studentów, ułożonych chłopaków. To było dobre miejsce do dorastania.

ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzów. Wielki sukces Roberta Lewandowskiego. "To kapitalny ambasador Polski"

Znaczenie miał też czynnik geograficzny. Przy Łazienkowskiej 3 został skreślony, a jako były legionista do Polonii trafić nie mógł. - Znicz był następny w kolejności. Grodzisk Mazowiecki czy Legionovia nie grały w odpowiedniej lidze i wybrali nas. Po drugie, Leszno jest niedaleko Pruszkowa. Robert mógł znów mieszkać w rodzinym domu - tłumaczy Śliwiński.

Śmieszna kwota

Legia bez żalu zrezygnowała z Lewandowskiego i oddała go lekką ręką. Gdy Znicz się do niej zgłosił, w zamian za "Lewego" nie chciała nawet gotówki, tylko udostępnienia jej boisk w Pruszkowie. III-ligowiec wolał zapłacić. - Ekwiwalent za wyszkolenie plus opłaty rejestracyjne - mówi Śliwiński.

I dodaje: - To była śmieszna kwota, kilka tysięcy złotych. Na taki wydatek mogliśmy sobie pozwolić. Legia nie stawiała wygórowanych warunków. Gdyby tak było, to pewnie byśmy go nie przyjęli. Może trafiłby wtedy do Dolcanu Ząbki?

"Lewy" nie był ryzykowną inwestycją, bo nie dość, że jego transfer kosztował ok. 5 tys. zł, to on sam zarabiał nieco ponad tysiąc złotych. Niektórzy zawodnicy Znicza inkasowali trzy, cztery razy więcej. Dziś Lewandowski jest najlepiej opłacanym zawodnikiem triumfatora Ligi Mistrzów - miesięcznie zarabia ok. 7 mln zł. Wyceniany jest na 56 mln euro, a dla Bayernu jest nawet bezcenny.

Lekcja pokory

- Ale nie narzekał. Na początku też za wiele nie grał i z tego powodu również nie grymasił - wspomina Śliwiński, dodając: - Jego trenerzy teraz, wiadomo, opowiadają różne rzeczy, ale podchodzili do niego ostrożnie. Był wprowadzany spokojnie. Był po kontuzji, dlatego nie od razu był w "11", ale bardzo dobrze to znosił.

- To był znak, że jest nieco inny od rówieśników. Przyjmował uwagi, pytał, co poprawić, nie stroił fochów. Podobnie było w Lechu czy w Borussii - wszędzie musiał się przebijać do składu. Dopiero w Bayernie grał od razu. To też go ukształtowało - mówi były prezes Znicza.

Jaki był 18-letni Lewandowski? - Taki jaki dziś. Bez bufonady, bez gwiazdorzenia. To był pokorny, chętny do pracy i skromny chłopak. Czasem nawet nie zachowywał się jak młody piłkarz. Piłkarze nie są tacy grzeczni i wrażliwi. Był jakiś taki... niepiłkarski. Był elokwentny, można z nim było porozmawiać na wszystkie tematy. Pod tym względem zadziwiał mnie od samego początku.

Partyzancki skauting

Gdy był w Zniczu, usłyszała o nim cała Polska, ale w Warszawie i okolicach już od kilku lat uchodził za talent. Gdyby tak nie było, Legia nie ściągnęłaby go z Delty. Znicz też miał go na swojej liście życzeń, zanim do Pruszkowa przywiozła go Iwona Lewandowska.

- Wypatrzył go Sylwiusz Mucha-Orliński, który zajmował się u nas wtedy skautingiem. Przyszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, jest taki gościu. Trzeba go obejrzeć". To był sparing rezerw Legii, ale jak to na Legii, był to tak "wielki mecz", że trzeba go było zamknąć dla wszystkich - sięga pamięcią Śliwiński.

Robert Lewandowski w rezerwach Legii
Robert Lewandowski w rezerwach Legii

- I obejrzałem Roberta zza płotu od strony ul. Myśliwieckiej. Robił wrażenie. Oczywiście, nie myślałem wtedy, że to będzie kapitan reprezentacji Polski, ale uznałem, że Zniczowi w walce o awans do II ligi się przyda - uśmiecha się nasz rozmówca.

"Lewy" na pierwsze bramki dla Znicza czekał do 8. kolejki, a po rundzie jesiennej miał na koncie łącznie tylko trzy trafienia. Jego talent eksplodował wiosną, gdy zespół przejął Leszek Ojrzyński. W rundzie rewanżowej Lewandowski zdobył 12 bramek i został królem strzelców III ligi.

Dobre wybory

Lewandowski spędził w Zniczu dwa lata, ale mógł odejść z Pruszkowa wcześniej. - W przerwie zimowej sezonu 2007/08 Leszek Ojrzyński ciągnął go ze sobą do Wisły Płock, ale Robert dał się przekonać, żeby nie odchodzić - zdradza Śliwiński.

- I dobrze, że posłuchał, bo Bartek Wiśniewski, który zapowiadał się bardzo dobrze, może nawet lepiej, odszedł wtedy do tej Wisły i w ekstraklasie nigdy nie zagrał. Kariera Roberta to w ogóle kariera dobrych wyborów. Nie skakał na głęboką wodę. Transfery do Lecha i Borussii to były strzały w "10" - podkreśla nasz rozmówca.

Lech ściągnął go latem 2008 roku. 19-letni "Lewy" był już królem strzelców zaplecza Ekstraklasy i ustawiła się po niego kolejka chętnych z najwyższej ligi. - Poza Lechem też Cracovia, Górnik, Jagiellonia, Legia czy Wisła Kraków - wylicza Śliwiński.

Jedna z miejskich legend mówi, że Legia mogła wtedy naprawić błąd sprzed dwóch lat, ale popełniła większy. Dyrektor sportowy klubu Mirosław Trzeciak miał powiedzieć Sylwiuszowi Musze-Orlińskiemu: "Możesz sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę".

Śliwiński rozprawia się z tym mitem: - Z tego co wiem, to Legii nie brali pod uwagę. Był jeszcze rozżalony po tym, jak został potraktowany dwa lata wcześniej. Takie rany łatwo się nie goją.

- To Czarek Kucharski zadecydował, że Lech będzie dla niego najlepszy. Dla Znicza najlepsza była oferta Cracovii, bo Pasy dawały najwięcej, chyba 2,5 mln zł, ale my nie patrzyliśmy na to, kto da więcej, tylko chcieliśmy najlepiej dla Roberta. Do Lecha poszedł za mniejsze pieniądze - 1,5 mln zł, ale dla nas to i tak był duży zastrzyk gotówki - przyznaje były prezes Znicza.

Lepszy od Lubańskiego i Bońka

Oglądając mecze Bayernu i reprezentacji Polski, nadal widzi w "Lewym" nastolatka, który szalał na boiskach III i II ligi.

- Szczupaczek taki był, ale bardzo silny. Jak widzę go teraz, to oprócz tego, że ma więcej mięśni, to zachowuje się na boisku tak samo jak wtedy, kiedy miał 18 lat. Mocno haruje, nie gwiazdorzy. Gesty ma te same. Nawet fryzurę ma prawie tę samą - zauważa.

Robert Lewandowski w Zniczu Pruszków
Robert Lewandowski w Zniczu Pruszków

- Łezka mi się w oku zakręciła, jak wygrywał Ligę Mistrzów. Ale nie będę kłamał i proszę to wyraźnie podkreślić - nie wiedzieliśmy, że będzie taką gwiazdą. Miał nam pomóc w awansie do II ligi - śmieje się Śliwiński.

- "Zawodniczek" niezły się nam trafił. Chyba lepszy niż Lubański, Boniek i wszyscy inni razem wzięci. Cieszę się, że mieliśmy swój udział w karierze Roberta. Że nie wiązaliśmy mu nóg - dodaje.

Lewandowski nie zapomina o korzeniach. Niedawno pisaliśmy, że troszczy się o Varsovię, swój pierwszy klub. Więź ze Zniczem też pielęgnuje. - Odwiedza czasem, jeśli znajdzie trochę czasu, naszą akademię. Porobi sobie zdjęcia z dziećmi, poprzytula je. To był i jest normalny gościu - puentuje Śliwiński.

Źródło artykułu: