Dla Legii Warszawa mecz z Omonią Nikozja jest kolejnym o być albo nie być w europejskiej piłce. W klubie z Warszawy to wiedzą. Dlatego Legia nie tylko się nie wyprzedała, ale też zrobiła spore wzmocnienia. Mimo to w meczu ze słabym północnoirlandzkim Linfield, niemal do samego końca kibice mogli bać się o wynik...
Marek Wawrzynowski, Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Mecz pierwszej rundy z Linfield wyglądał znacznie poniżej oczekiwań.
Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa: Ja nie miałem szczególnych oczekiwań, jeśli chodzi o styl. Doświadczenie nauczyło mnie, że w pierwszych rundach to nie są mecze, które się gra jak normalne, to bardzo trudne mecze, które trzeba wygrać. Jeszcze nigdy nie widziałem nas grających z drużyną, która była aż tak defensywnie ustawiona jak Linfield.
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko FIFA The Best. Robert Lewandowski ma szansę na kolejną prestiżową nagrodę
Tak naprawdę niewiele brakowało, byście przegrali. Nie mogliście się przebić, im by wyszedł jeden atak...
Z kolei my mieliśmy w pierwszych minutach kilka okazji. Gdyby jedna została wykorzystana, skończyłoby się pewnie 4:0 albo 5:0. Ale OK, ja byłem spokojny do samego końca. Oczywiście wkurzałem się, bo ja oglądam mecze bardzo emocjonalnie, ale byłem przekonany, że w końcu piłka wpadnie do bramki. Inna sprawa, że były tam dwie sytuacje, gdzie powinien być dla nas rzut karny. Ale taka jest właśnie pierwsza runda. Tu nie możesz nic wygrać, tylko przegrać. Wiele łatwiej gra się z przeciwnikami, którzy chcą grać w piłkę.
Czyli daje pan dyskretnie trenerowi przyzwolenie na brzydką grę?
W pucharach liczy się tylko wynik. My będziemy lepsi, a drużyny przeciwne zastosują wszelkie środki by awansować. Oczywiście mówimy o pierwszych rundach. W fazie grupowej są inni przeciwnicy i jest inna gra.
Emocje były podwójne, bo jeszcze mieliście zawodnika zakażonego COVID-19. Były ciężkie negocjacje z Sanepidem?
Nie. Dzięki temu, że przeszliśmy przez to wydarzenie związane z Superpucharem Polski, doprowadziliśmy do tego, że na poziomie GIS-u (Główny Inspektorat Sanitarny) zaczęto zajmować się tym problemem. Doprowadziliśmy do spotkania tej instytucji z PZPN i Ekstraklasą, zaczęliśmy tworzyć środowisko do tego, by takie sytuacje rozwiązać. Mamy zespół ludzi, którzy poświęcili dużo czasu na to zagadnienie i mają odpowiednią wiedzę. Piotr Żmijewski z LegiaLab był członkiem grupy UEFA, która stworzyła obowiązujący protokół powrotu do gry. Dlatego wypracowaliśmy też rekomendacje, które mają pozwolić rozegrać bezpiecznie sezon ligowy w Polsce.
Jednak poprzedni przeciwnik Linfield, drużyna Drita z Kosowa, została wyeliminowana z powodu zakażonych zawodników.
To była inna sytuacja. Przyjechali do Szwajcarii z zakażonym zawodnikiem. Miejscowy odpowiednik Sanepidu powiedział, że mogą odizolować zawodnika i grać, ale dali szczegółowe wytyczne co do zachowania i zasad bezpieczeństwa. Niestety ich nie przestrzegali i przy następnym teście były już dwa zakażenia.
Generalnie zmierzamy do tego, że Sanepid ma więcej do powiedzenia w piłce nożnej niż związki piłkarskie.
Oczywiście, u nas też sanepid wydaje ostateczną decyzje, ale są rekomendacje co robić i my się tego trzymamy.
Wróćmy do piłki nożnej. Mówi pan o otwartej grze, teraz przyjeżdża Henning Berg...
Dlatego kochamy futbol, bo on pisze takie historie. Jak tylko zobaczyłem, że Omonia Nikozja jest w grupie drużyn, na które możemy trafić, wiedziałem, że tak się stanie.
Futbol jak wenezuelska telenowela.
Tak właśnie, koło czasów od Celticu musi zakręcić...
Jakie ma pan emocje związane z Bergiem?
Tylko pozytywne. To jeden z najlepszych trenerów jakich mieliśmy. On zmienił Legię i sposób gry, myślenie o piłce. Wprowadził inny poziom przygotowania taktycznego, poruszanie się formacji, mocno postawił na rozwój indywidualny zawodników. To, co on wprowadzał, dziś jest oczywiste, ale wtedy to były nowości. Spodziewam się, że to będzie bardzo trudny mecz.
Niewiele brakowało, a wróciłby do Legii?
Tak, byliśmy już dogadani, ale jego norweski klub, Stabaek, nie puścił go, bo dopiero zaczął tam pracę. Musielibyśmy czekać z zatrudnieniem go kilka miesięcy, a to nie wchodziło w grę, nie mieliśmy tyle czasu. Gdyby nie to, zamiast Ricardo Sa Pinto byłby Berg.
Może niepotrzebnie go zwalnialiście.
On pracował tu dwa lata. To nie jest jedynie kwestia trenera, ale całego środowiska, konstrukcji zespołu i tak dalej. Np. jeśli chodzi o Barcelonę, to moim zdaniem Koeman będzie raczej czyścicielem, a dopiero jego następca będzie mieć duże szanse na sukcesy. To kwestia momentu w czasie.
Taki był przypadek Sa Pinto?
Można tak powiedzieć. Miał on swoją rolę, pozwolił nam przejść pewną fazę. Berg, jak odchodził, był w momencie, gdy jego czas z drużyną się skończył, on sam się trochę wypalił. Natomiast nie zmienia to faktu, że jest to bardzo dobry trener. W sytuacji, gdy musiałem na szybko podejmować decyzję, to był to dla mnie oczywisty kandydat. On znał klub, miał sentyment do Legii, bardzo cenił sobie całe środowisko, to co tu przeżył. Chciał wrócić, ale wtedy nie było to możliwe.
A potem nie było opcji?
Tak się zawsze zgrywało czasowo, że nie było takiej możliwości. Berg był drugim po Janie Urbanie trenerem, przy którego zatrudnieniu brałem udział. Mieliśmy bardzo dobre relacje. Jeździłem na mecze, przesiedzieliśmy razem kilkanaście godzin na lotnisku w Herning po meczu z Midtjylland, mieliśmy bardzo dobrą komunikację.
Przejdźmy do spraw transferowych. Można powiedzieć, że Legia rozbiła bank? Dużo kosztowało was sprowadzenie Artura Boruca i skąd pomysł?
Od 3 lat w mojej głowie był pomysł sprowadzenia Artura. Przez pierwsze dwa lata nie było takiej możliwości, ponieważ grał w Premier League. Ale to jest model dla Legii, w którzy wierzę. Ktoś kto wychodzi z Legii, idzie w świat, osiąga duży sukces międzynarodowy, na ostatni rok lub dwa może wrócić do Warszawy i pomagać nam kształtować kolejne pokolenie. W ten sposób klub się rozwija. Artur był taką pierwszą osobą, o której pomyślałem w tym kontekście. Gdy zobaczyliśmy, że jego klub spadnie, zaczęliśmy rozmowy. Pieniądze nie były problemem dla żadnej ze stron. Artur zna nasze możliwości, ale także ograniczenia. To była krótka piłka.
To transfer sportowy i marketingowy?
Przede wszystkim sportowy.
Ok, ale sportowo możecie ściągnąć kilkudziesięciu innych bramkarzy.
Jednak gdy mówię "sportowo", mam też na myśli to, co on wnosi, jeśli chodzi o doświadczenie, swoją pozycję. Zawsze będziemy chcieli łączyć młodość i doświadczenie, co z kolei pozwoli łączyć sukcesy sportowe i finansowe. Pozycja bramkarska jest tu kluczowa. Poza tym patrzyliśmy z punktu widzenia pozaboiskowego, ale nie marketingowego. Chodzi o jego wpływ na szatnię, charakter przywódcy.
Efekt Boruca jest odczuwalny?
Tak sądzę, jego przyjście zostało bardzo dobrze przyjęte, wszyscy wiedzą, że jeśli będą trudne momenty, to jest na boisku kolejna osoba, która może dać drużynie pozytywny sygnał. Poza tym jest aspekt emocjonalny. Jest blisko z kibicami, oni go kochają, chcą przychodzić na stadion dla niego.
Raczej włączyć telewizję, niż przyjść na stadion.
Niestety pod tym względem nie jest to najlepszy czas. Kibice są mimo wszystko zadowoleni, dla nich Artur jest ikoną. Chce się mieć takich zawodników w klubie.
Jego przyszłość po karierze będzie związana z Legią?
To już od niego zależy. Na razie umówiliśmy się, że pogra rok i zobaczymy, co dalej.
Ma być to też okres przejściowy, żeby wprowadzić 18-letniego obecnie Cezarego Misztę?
Tak można powiedzieć, to też część strategii. Czarek jest naturalnym kandydatem do bramki, jest wybitnym talentem. I ważne, żeby miał się od kogo uczyć.
A jak traktować transfer Bartosza Kapustki? Jako szansę dla obu stron?
To drugi transfer, o którym mówię od trzech lat. Zawsze uważałem, że szkoda, że zawodnicy przed wyjazdem na zachód nie przechodzą przez topowe krajowe kluby, takie jak Legia. Niestety moje słowa często są przeinaczane, bo przecież nie chodzi mi o to, żeby ktoś oddał zawodnika do Legii za darmo, jeśli może zarobić kilka milionów euro... Natomiast wielu piłkarzy wyjeżdża nie do końca do tego przygotowanych albo do niewłaściwego miejsca.
Kapustka popełnił błąd?
Błąd, którego pewnie nie dało się uniknąć. Jeśli ktoś dał Cracovii w tamtym okresie kilka milionów euro, 5 lub 6, to po prostu nie dało się odrzucić takiej oferty. Cracovia nie mogła wysłać go gdzieś indziej, bo nie miała ośmiu ofert tylko tę z Leicester. Gary Lineker wychwalał go wtedy...
Pomylił się?
Moim zdaniem nie. Bartek ma ogromny potencjał. Tyle, że poszedł do nieodpowiedniego dla siebie klubu. Wejść do Premier League to bardzo trudna sprawa, choćby tylko biorąc pod uwagę fizyczność. Potem doszły kontuzje i tak dalej. Ale przecież on ma dopiero 23 lata. Nie chcę i nie będę nakładał na niego presji, ale wiem, że ma bardzo duży potencjał piłkarski.
Kapustka dostanie czas?
Tak. "Vuko" jest bardzo sprawiedliwym trenerem. Jak Bartek będzie dobrze wyglądał w treningu, to dostanie szansę w meczu. Ale nie będziemy go na siłę pchać. Musi wejść w drużynę, udowodnić, że zasługuje na grę
To zawodnik, na którym polskie kluby mogą dobrze zarobić dwa razy.
Tak, zgadzam się.
Jeżeli chodzi o zarobki. Pęknie "dycha" za Michała Karbownika? Chyba już nawet przyszła oferta - z SSC Napoli.
Napoli kręci się przy Michale tak samo jak kilka innych drużyn. Jest na pewno mocno zainteresowane.
A kto faktycznie interesuje się Michałem? Padło aż za dużo tych nazw.
Tak naprawdę wszystkie zespoły, które się wymieniało. Łącznie z Barceloną czy Manchesterem City.
Te kluby pytały o Karbownika? Jak to wyglądało?
Michał jest pod bardzo ścisłą obserwacją czołowych drużyn. Jak się mówi w Barcelonie czy Manchesterze o Karbowniku, to wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. W całej Europie jest postrzegany jako bardzo duży talent. Dla mnie istotne jest, żeby poszedł do drużyny, w której będzie mógł się dalej rozwijać. Napoli akurat wydaje się być takim zespołem. Może tam od razu powalczyć o skład. Są też inni Polacy, Zieliński, Milik. Byłoby mu łatwiej.
Karbownik stoi na ziemi, czy już parkuje przed klubem drogim samochodem z głośno rozkręconą muzyką?
Jest bardzo spokojny, nie ma gwiazdorskich zapędów. Normalny, skromny chłopak. Cenię go za to, że nie odleciał. Jestem tym nawet lekko zdziwiony. Przy takim zainteresowaniu mogłoby być inaczej.
Ostatnio rozmawialiśmy z Piotrem Rutkowskim, właścicielem Lecha Poznań. Powiedział, że odrzucił dwie oferty, za 5 i 6 milionów euro. Za Modera i Kamińskiego. A pan jakie odrzucił za Karbownika?
Nie doszliśmy do takiego momentu, ale kluby wiedzą, jakie są nasze oczekiwania.
Mówimy o kwocie dwucyfrowej?
Niekoniecznie. Jestem przekonany, że będzie to najwyższy transfer w ekstraklasie do tej pory. Ale czy to będzie 8, 10 czy więcej milionów, to zobaczymy, wszystko zależy od struktury umowy i dodatkowych warunków.
Stać was, żeby odrzucać mniejsze oferty?
Co do zasady to musimy sprzedawać. Taka jest nasza filozofia. Po to też inwestujemy w młodych zawodników. Ale możemy poczekać jedno, drugie okienko, wybrać ofertę dobrą dla zawodnika i dla klubu.
Macie jeszcze jakiegoś asa w rękawie po Borucu i Kapustce? Wiemy, że robiliście podchody pod Kamila Grosickiego.
Jeżeli Kamil nie miałby jako alternatywy gry w Premier League, to Legia byłaby dla niego wyborem.
Mamy spodziewać się jeszcze dużego nazwiska?
Patrzymy na zawodników, którzy mogą nam dać jakość od razu, albo będą dla nas projektem, jak Luquinhas.
A gracze pokroju Danijela Ljuboji czy Vadisa?
Vadis ma jeszcze rok kontraktu.
To tylko był przykład. Ale widzimy, że dobrze orientuje się pan w sytuacji Vadisa.
Śledzę jego losy, ale Vadis zarabia dużo pieniędzy i jest najlepszym zawodnikiem w drużynie. Poza tym, gra u siebie w domu. Niezależnie od jego sytuacji, fajne jest to, że wielu byłych zawodników Legii bardzo dobrze wspomina klub. Myślą, żeby tu wrócić, mówią dobrze o nas.
Zbudowaliście Legia Training Center. Rakieta już wystrzeliła w kosmos? Pomachaliście już przeciwnikom ligowym i zaczynacie samotny lot?
Nie, bo wszyscy idą do przodu. I fajnie. Może nie wszyscy w takim tempie jak my, ale sporo się dzieje. Cracovia będzie miała swój ośrodek. Pogoń Szczecin też. Lech dobudowuje. Jagiellonia skończyła. Wszystkie kluby zaczynają myśleć w takich kategoriach, dlatego liczba talentów będzie rosła. To też dobrze zadziała dla Legii, bo część z tych chłopców trafi do nas. Bez takiego ruchu rywali nie staniemy się klubem z wyższej półki. Za parę lat pojawią się prawdziwe owoce tych wszystkich inwestycji.
Spojrzeliśmy na ranking UEFA. Polska zajmuje 32. miejsce. To jest gorzej niż źle.
Ale to wynika tylko z jednej rzeczy. Gdybyśmy mieli dwie Legie w lidze, to mielibyśmy 15. miejsce.
Ale Legia też nie gra w pucharach.
Mimo to, gdyby zliczyć tylko nasze punkty i pomnożyć je razy dwa, to byśmy byli w pierwszej piętnastce. Mimo że ostatnio nie graliśmy w pucharach.
Gdyby Niemcy miały dwa Bayerny...
Nie ma takiej możliwości, żebyśmy byli wyżej w rankingu, mając tylko jeden klub w pucharach. Tak jest skonstruowany ten system. Muszą być co najmniej 2, a najlepiej 3-4 kluby, które zdobywaj punkty w pucharach europejskich. Inaczej nie podskoczymy wyżej niż do 20. miejsca. Zobaczcie na Szkocję. Celtic przez lata był jedynym punktującym klubem i ich liga jeszcze dwa lata temu była w okolicach właśnie tego miejsca. Doszli Rangersi, tylko jeden klub i dzisiaj Szkocja jest klasyfikowana na 13. miejscu.
Legia jest teraz prowadzona spokojniej. Jest rozsądna polityka klubu, nowy ośrodek treningowy, ale kibice tęsknią trochę do czasów gry w pucharach, ale wiosną. Ludzie patrzą na wyniki, a tych w Europie brakuje.
Dziwię się, że tak mało jest prawdziwej analizy. Wcześniej graliśmy w pucharach z dwóch głównych względów: system dojścia do poszczególnych etapów był o wiele łatwiejszy, mieliśmy furę szczęścia. W 2016 roku system się zmienił. Nie ma możliwości, żebyśmy trafili znowu na drużynę taką jak Dundalk w fazie play-off. Psim swędem wygraliśmy wtedy z Trenczynem. A po Lidze Mistrzów się osłabiliśmy. Zamiast zbudować fundamenty, to sprzedaliśmy najlepszych zawodników. Mieliśmy też najstarszą kadrę i zawodników niesprzedawalnych, którzy byli u nas jeszcze 2-3 lata. I zaczęło się szycie, co odbiło się na pucharach. Zacisnąłem wtedy zęby i zmieniliśmy filozofię.
Udało się zaszyć dziurę? Wyjść na zero, na plus?
Dajemy radę, ale dwa lata musieliśmy za to odpokutować. Mogłem oczywiście powiedzieć: w tym roku odpuszczamy mistrzostwo...
Wtedy musiałby pan zatrudnić prywatnych ochroniarzy.
Kibice by tego nie zaakceptowali. Rozumiem to. Gdyby nie pandemia i brak awansu do Ligi Europy w poprzednim sezonie, to pod względem budżetowym w Legii byłoby już naprawdę dobrze. W następnym roku wchodzą kolejne regulacje, zmienia się pucharowy system. Mam na myśli trzeci puchar, który dochodzi. Jak tam awansuje druga i trzecia drużyna z ekstraklasy, to zaczniemy zdobywać punkty, budować ranking. I przez następne pięć lat trzeba to robić.
Na ile szacujecie straty koronawirusowe?
Przychody z dnia meczowego to jakieś 25-30 procent przychodów klubu. To bardzo dużo. Przez trzy miesiące mieliśmy z tego zero, a koszty się nie zmieniały. W lidze będziemy mieli teraz czynną połowę stadionu, cieszę się, ale to też nie przynosi zysku. Pokrywa jedynie koszty.
To znaczy, że piłkarze dalej mają zamrożone pensje?
Nie.
Ma pan w głowie kolejny projekt transformacyjny?
Jasne.
Słuchamy.
Spokojnie, przyjdzie na to czas.
To coś podobnego do akademii?
Projekt sportowy idzie swoim torem, ale mamy w głowie kilka innych, które wzmocnią markę. Dzięki temu będziemy mogli zwiększyć przychody, osiągnąć wyższą pozycję w Europie, co przełoży się na finanse i zwiększenie jakości na boisku.
Wisła Kraków mocno sprzeciwia się podziałowi środków z Ekstraklasy. Ludzie z Wisły mówią, że Legia i Lech siłą przeforsowały korzystny podział dla najlepszych drużyn.
Nie było żadnej siły. Odbyło się normalne głosowanie. Niewiele klubów podziela stanowisko Wisły.
A jak wyglądają pana stosunki z Bońkiem? Możemy nazwać je zimną wojną, chłodną przyjaźnią?
Wydaje mi się, że to, co Legia robi na wielu płaszczyznach, zasługuje na wsparcie. Spodziewałbym się, że związek powinien wspierać nasze działania, takie jak polepszenie szkolenia, budowy wizerunku. Każdy na tym zyskuje. I nie ma znaczenia, czy mówimy o Legii, czy innym polskim zespole. Najlepszym przykładem jest nasza druga drużyna. W procesie szkoleniowym to wierzchołek naszej akademii. Byliśmy krok od II ligi, chodziło o rozegranie zaległego meczu. A skończyło się grandą. Kilku chłopców mogło rozwinąć się w wyższej lidze, a zostało cofniętych w rozwoju.
Kluby boksują się ze związkiem?
Cały czas przeciągamy linę. Brakuje współpracy, komunikacji. Związek do tego zawsze krytykuje Ekstraklasę. To musi się zmienić. Mam nadzieję, że następny prezes PZPN zrozumie, że w jego interesie jest współpraca z Ekstraklasą.
ZOBACZ Legia - Omonia czyli poprzeczka w górę
ZOBACZ Łukasz Gikiewicz: Legia faworytem meczu z Omonią