Holandia jest jego drugą ojczyzną, ale to w Polsce odnalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi. Zaczynał od I-ligowej Olimpii Grudziądz, ale zaliczył szybki awans i teraz gra w Lechii Gdańsk. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada różnicach między życiem w Polsce a Holandii, o tym, dlaczego nie zaistniał w Eredivisie i przede wszystkim o futbolu w Afganistanie, gdzie cieszy się takim statusem jak w Polsce Robert Lewandowski.
Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Urodził się pan w Afganistanie, ale już jako dwulatek wyjechał pan z rodziną do Holandii.
Omran Haydary, piłkarz Lechii Gdańsk: Wszystko przez wojnę w Afganistanie. Szczególnie 20 lat temu nie był to bezpieczny kraj. Ze względu na talibów. W całym kraju było niebezpiecznie, a my mieszkaliśmy wówczas w stolicy - w Kabulu. Tam było gorzej niż w pozostałych miastach. Właśnie dlatego mój ojciec zdecydował się przenieść z całą rodziną do Holandii.
Dla Europejczyków Afganistan jawi się jako niebezpieczny kraj. Podziela pan tę opinię?
Oczywiście, jak wszędzie, są tu bezpieczniejsze i mniej bezpieczne miejsca. Powoli sytuacja się poprawia, jednak jestem takiego zdania, że jak jest jeden procent zagrożenia, że coś złego może się wydarzyć, to jest to ryzyko, którego wiele osób nie chce podejmować. W pełni to rozumiem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski o twarzy dziecka. Film podbija sieć
Urodził się pan w Afganistanie, ale wychował się w Holandii. Pod względem zachowania czuje się pan bardziej Holendrem czy Afgańczykiem?
To bardzo trudne pytanie. Oczywiście, jak jestem w domu, wszyscy rozmawiamy w naszym rodzimym języku. Mam jednak również wielu bardzo dobrych holenderskich przyjaciół i również potrafię się zachować odpowiednio w ich towarzystwie.
Jest pan grającym w Europie reprezentantem Afganistanu. Czy media w ojczyźnie interesują się pana losami?
Będąc szczerym, myślę, że obecnie w Afganistanie jestem największą gwiazdą. Sam o sobie wiele nie czytam, ale wielu piłkarzy z reprezentacji mi o tym mówi. Można powiedzieć, że czuję się jak Egy Maulana Vikri z którym gram w Lechii - jego kochają w Indonezji, mnie w Afganistanie. To wszystko się rozwija.
Z czego może wynikać pana popularność? W reprezentacji rozegrał pan 9 spotkań i strzelił 3 gole. Nie jest to imponujący dorobek.
I do tego w jednym bardzo ważnym meczu zmarnowałem rzut karny, a oni nadal mnie kochają! Ja sam nie wiem, dlaczego tak to wygląda. Może po prostu jestem jednym z nielicznych piłkarzy grających w Europie w najwyższej lidze. Bardzo często lokalne media proszą mnie o wywiady, a ja staram się każdemu odpowiedzieć. Wychodzę z założenia, że trzeba być normalnym i stać twardo na ziemi. Nie zachowywać się jak wielka gwiazda. Dla wielu w Afganistanie jestem dobrym przykładem, a ja swoim zachowaniem chcę nim być i pokazać swoje pozytywne cechy, które można naśladować.
Afgańczycy kochają piłkę nożną?
Podobnie jak w innych krajach z tego regionu, sportem narodowym jest krykiet, ale będąc szczerym, nie wiem co w tej dyscyplinie takiego fajnego. Nie oglądam krykieta i nic o nim nie wiem. Wracając do piłki nożnej, na pewno wszystko idzie do góry i jest ona coraz bardziej popularna - rozwija się bardzo szybko. Liczę na to, że podobnie jak w większości państw na świecie i u nas piłka nożna stanie się wiodącym sportem.
Sukcesywnie pniecie się w rankingu FIFA. Czy to oznacza, że wkrótce będziecie grać na najważniejszych imprezach?
Obecnie naszym celem jest jak najlepszy występ w kwalifikacjach do mistrzostw świata w 2022 roku, które są równocześnie eliminacjami do Pucharu Azji. Obecnie zajmujemy trzecie miejsce w grupie i jak utrzymamy tę pozycję, będziemy dalej w grze o awans na mistrzostwa kontynentu.
Czy mecze w Afganistanie wyglądają podobnie jak w Europie?
Na pewno chcemy grać to samo, największe różnice to jednak temperatura, a przede wszystkim powietrze w Afganistanie. Leci się 5 000 kilometrów i ma się tydzień na zaadaptowanie ciała do zupełnie innych warunków. To główna różnica, bo gra w 40 stopniach Celsjusza jest czymś zupełnie innym. Nasz trener jest Afgańczykiem, ale też wychował się w Holandii i chce byśmy grali europejską piłkę.
W reprezentacji Afganistanu grają piłkarze wychowani w różnych krajach Europy. Czy ma to wpływ na funkcjonowanie drużyny?
Uważam że jesteśmy jedną grupą. Mamy w składzie trzech piłkarzy żyjących i grających na co dzień w Afganistanie i nasz trener Anoush Dastgir rotuje zawodnikami grającymi na miejscu, by się uczyli. Podstawowymi i najważniejszymi piłkarzami są ci z Europy, prezentujący zachodni futbol. Wszyscy jednak jesteśmy jedną grupą i czujemy się Afgańczykami.
A czy kogoś z ligi Afganistanu poleciłby pan polskim klubom?
Chyba jeszcze nie teraz, bo w Afganistanie trenuje się zupełnie inaczej niż w Europie. Niektórzy są naprawdę silnymi, szybkimi piłkarzami, ale problemem jest taktyka. Może za 2-3 lata, gdy nadgonią taktycznie, będą mogli jeździć do Europy.
Przejdźmy do pana kariery w Polsce. W Holandii nie strzelał pan tylu goli co dla Olimpii Grudziądz i Lechii Gdańsk. Z czego to wynika?
Tak naprawdę również w Holandii zdobywałem sporo bramek, ale nie w pierwszych drużynach. Gdy dostałem się do seniorskiego zespołu, jako młody zawodnik nie mogłem się przebić i grać regularnie. To kwestia zaufania ze strony trenera, za które można odpłacić bramkami. Ja tego zaufania nie otrzymałem i stąd moja decyzja o przenosinach do Polski. Tutaj trener Stokowiec potrafi dać szansę młodzieży, w Holandii często liczy się bardziej to, jak się nazywasz, niż jakie prezentujesz umiejętności. Czułem, że to był powód tego czy grasz, czy nie.
W piątek Polska zagra z Holandią w Lidze Narodów. Kto wygra?
Obie drużyny są bardzo wyrównane i gdyby grał Lewandowski, on mógłby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Polski. Bez niego będzie wam bardzo ciężko, choć i tak zapowiada się bardzo ciekawe spotkanie.
Jakie są największe różnice w życiu w Polsce i Holandii?
Na pewno jest inaczej. W Holandii jest dużo więcej obcokrajowców. Jak wyjdzie się na ulicę, na 10 osób 5 to rodowici Holendrzy, pozostałych 5 pochodzi z Maroko, Turcji i innych krajów. W Polsce widuje się głównie Polaków i to największa różnica.
Zna pan rodaka mieszkającego w Polsce?
Do niedawna nikogo nie znałem. Chyba byłem pierwszym Afgańczykiem mieszkającym w Polsce. Teraz do Olimpii Grudziądz przyszedł Omid Popalzay, który też nie wiedział, jak wygląda życie w waszym kraju, a teraz czuje się podobnie jak w Holandii czy w Belgii, w których grał.
Jak idzie panu z językiem polskim?
Jak mówi się do mnie bardzo wolno, to rozumiem trochę po polsku, tak jest też w przypadku wskazówek trenera. Trudno mi się jednak przełamać do mówienia w waszym języku.
W ostatnim meczu z Rakowem Częstochowa strzelił pan pięknego gola. To pana najładniejsze trafienie w karierze?
Na pewno był to efektowny gol, ale chyba lepsza była bramka w finale Totolotek Pucharu Polski z Cracovią. Tamten mecz jednak przegraliśmy, podobnie jak spotkanie z Rakowem. Nie mam szczęścia do ładnych bramek.
Czy czuje pan, że teraz będzie grał w Lechii bardziej regularnie?
U nas w zespole jest sporo zmian i gdy wchodzę na boisko muszę dać z siebie co tylko mogę. Wszystko zależy ode mnie, jak będę grał dobrze, będą występy. Jeśli nie, szansę dostaną inni. Taka jest piłka nożna i to normalne. Mamy w drużynie kilku skrzydłowych i to świetna sprawa, bo trener może wybierać z tych, którzy są w danym momencie w najwyższej formie. Dobrą sprawą jest pięć zmian w meczu, bo na tej pozycji dużo się biega i trudno utrzymać ten sam poziom przez 90 minut. Szansę może dostać świeży zawodnik.