Artykuł w "Przeglądzie Sportowym" mocno rozzłościł Glika. Jeden z redaktorów zasugerował w swoim felietonie, że drużyna przekraczała granice podczas przygotowań do mundialu. Dziennikarz wskazał, że zawodnicy przesadzali z alkoholem. Glik nie mógł tego słuchać. - To ohydne kłamstwo, które wymyśliła ta gazeta. Czytałem nawet, że złapałem kontuzję po jakiejś imprezie. To wstyd, że ktoś potrafił to napisać - skomentował.
Działo się to po przegranym meczu z Senegalem (1:2) na inaugurację mistrzostw świata w Rosji. Glik nie grał, bo leczył kontuzję. Podczas zgrupowania w Arłamowie uszkodził bark. Na zawodnika spadła ogromna krytyka. Kibice i eksperci rzucili się na niego z pretensjami, wytykali nieodpowiedzialność. Wszystko dlatego, że podczas gry w siatkonogę Glik wykonał przewrotkę, co doprowadziło do urazu. Wcześniej piłkarz robił to wiele razy i nic mu się nie stało.
Niepowodzenie drużyny na mundialu, różne zarzuty i pretensje - za dużo się tego zrobiło w jednym momencie. Glik miał dosyć. To typ człowieka, który czyta opinie na swój temat i bierze je do siebie. Doszedł do wniosku, że nadszedł już chyba czas podziękowania za występy w drużynie narodowej. Być może nawet podjął decyzję. Długa rozmowa z nowym selekcjonerem zmieniła jego spojrzenie. Jerzy Brzęczek trochę połechtał ego Glika, ale mówił szczerze: że nie wyobraża sobie drużyny bez doświadczonego obrońcy.
Zadra jest
Glik opowiadał nam o spotkaniu z selekcjonerem. - Trener Brzęczek zaimponował mi tym, że zadzwonił do mnie tego samego dnia, w którym ogłoszono jego zatrudnienie. To była długa rozmowa, trener bardzo nalegał na wspólne spotkanie. Zjedliśmy potem dobrą kolację, podczas której wymieniliśmy się swoimi punktami widzenia. Dopiero wtedy uznałem, że jest w porządku. Mogę dalej grać dla kadry i poświęcać jej swoje zdrowie - mówił piłkarz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski o twarzy dziecka. Film podbija sieć
Brzęczek udowodnił Glikowi, że jest bardzo potrzebny. Sam trener nie spodziewał się również, że zawodnik tak dużo daje drużynie. Obserwował go podczas treningów i widział coś więcej niż czyste interwencje i dobre ustawianie się na boisku. Chodziło o wskazówki dla reszty graczy. Młodsi obrońcy szybko się przy nim uczyli. Przy Gliku urósł Jan Bednarek. Gdy jednak Glika brakowało w składzie, robiły się kłopoty. Kadra bez Glika na boisku straciła w eliminacjach cztery z pięciu goli. Ze Słowenią, bez Glika, przegraliśmy jedyny mecz w kwalifikacjach.
Piłkarz ciągle dawał wysoką jakość, utrzymanie go w drużynie było sporym sukcesem Brzęczka. Prywatnie Glik długo miał jednak żal, że niektórzy usiłowali zrobić z niego pijaka. To go bardziej dotknęło niż krytyka w czasach Waldemara Fornalika. A wtedy piłkarz obrywał nawet za nieswoje błędy. Zbigniew Boniek potrafił nawet naskoczyć na niego przy wszystkich w szatni.
Po mundialu w Rosji Glik odciął się od mediów. Oprócz obowiązkowych aktywności na konferencjach czy krótkich komentarzy po meczach, konsekwentnie unika szerszych wypowiedzi. W żartach mówi, że u niego "stara bida" i nie ma o czym gadać. Ale w ciszy mu dobrze. Znowu wzniecił w sobie ogień.
Nie do zajechania
Latem zmienił klub, wrócił do ligi włoskiej i planuje grać na najwyższym poziomie dłużej niż kiedyś zakładał. - Miałem to szczęście, że podczas kariery poważne kontuzje mnie omijały, nie byłem operowany. Czuje się bardzo dobrze i wiem, że przez kilka lat mogę dać z siebie bardzo dużo - przyznał na konferencji przed meczem z Holandią.
Pod względem wytrzymałości to fenomen. Glik grał nawet z zerwanymi więzadłami. Uśmiechał się, gdy zwykły śmiertelnik pytał zaskoczony, jak to możliwe. Trudno przypomnieć sobie jakąkolwiek dłuższą przerwę zawodnika. Od ośmiu lat gra od deski do deski. Jak boli, to robi to na własne życzenie. Jakby maniakalnie chciał wystąpić we wszystkich spotkaniach w pełnym wymiarze czasowym. Jego wytrzymałość i próg bólu najlepiej pokazuje sytuacja sprzed mistrzostw świata w 2018 r. Zawodnik nie miał przecież szans wyleczyć kontuzji barku. Lekarze mocno w to wątpili. Ale piłkarz na turniej pojechał i wystąpił w dwóch meczach.
- Dla mnie to chyba największy charakter kadry - komentuje Tomasz Iwan. - Kamil sam o sobie mówi: "jestem prostym chamidłem". Nie doszukuje się w sobie finezji i techniki. Wie, że jego najmocniejszą bronią jest waleczność, ambicja, zaangażowanie. I dlatego tak wiele osiągnął w piłce - komentuje były dyrektor reprezentacji w sztabie Adama Nawałki.
Kapitan po raz piąty
W piątek Glik będzie kapitanem reprezentacji pod nieobecność Roberta Lewandowskiego. Pod tym względem ma doświadczenie. Taką rolę pełnił w Torino i w AS Monaco. W kadrze opaskę zakładał wcześniej cztery razy.
Obrońca nie grał w piłkę najdłużej z powołanych kadrowiczów. Liga francuska została odwołana, a Glik ostatni raz wystąpił w meczu pół roku temu, w marcu. - Obecnie jestem dwa miesiące w pełnym treningu i miałem tych jednostek sporo. Wiadomo, że meczu nic nie zastąpi, ale jesteśmy w nowych realiach i musimy się z tym pogodzić - mówi. O formę się nie boi. Swoje przeszedł, takie rzeczy nie robią na nim wrażenia.
Mecz Holandia - Polska w piątek 4 września o godzinie 20.45.
Liga Narodów. Reprezentacja. Wielki atut Jerzego Brzęczka
Liga Narodów. Holandia - Polska. Mateusz Klich: Chcę grać w kadrze tak, jak w Leeds Utd