LaLiga. Hiszpanie wracają do gry

Materiały prasowe / LaLiga. Hiszpanie wracają do gry
Materiały prasowe / LaLiga. Hiszpanie wracają do gry

Wstrząsana konfliktami Barcelona, ale z Messim w składzie, Real Madryt podbudowany odebraniem Katalończykom mistrzowskiego tytułu, w końcu z udziałem Polaka Damiana Kądziora, który przeszedł do Eibar

Startuje nowy sezon LaLiga Santander, której oglądanie jeszcze nigdy nie było tak przyjemne. I co najważniejsze przez miesiąc będzie to oglądanie bezpłatne!

Według niektórych najlepsza, zdaniem większości najbardziej techniczna. Hiszpańska LaLiga wraca do gry po zaledwie 55 dniach przerwy. Dlatego ostatnie dwa miesiące nie upływały pod znakiem zaskakujących transferów i witania nowych gwiazd. Odbywało się raczej porządkowanie kadr i lizanie ran powstałych w końcówce ubiegłego, pandemicznego sezonu. Bukmacherzy i eksperci są zgodni: faworytem do mistrzostwa jest Real Madryt.

W drugiej kolejności Barcelona i dalej Atletico Madryt. Czyli bez niespodzianek. To nie znaczy jednak, że nie będzie ciekawie. W najbliższy weekend w akcji udział weźmie tylko ostatni z wymienionych zespołów. Dwie największe drużyny LaLiga dostały ekstrawolne ze względu na udział w sierpniowym turnieju finałowym Ligi Mistrzów.

Kunszt Zidane'a

W przypadku Realu Madryt sprawa jest jasna: trzeba przynajmniej podtrzymać dyspozycję z końca ubiegłego sezonu. W jedenastu meczach ligowych po wznowieniu rozgrywek Królewscy odnieśli 10 zwycięstw i zanotowali jeden remis. Grą może nie czarowali, ale byli do bólu konsekwentni. To był kunszt trenera Zinedine'a Zidane'a, który uzdrowił ekipę zawodzącą za kadencji Santiago Solariego i Julena Lopeteguiego.

Wielkich transferów zabrakło – jako wzmocnienie można uznać jedynie powrót z wypożyczenia do Realu Sociedad San Sebastian Martina Odegaarda. Niezwykle utalentowany 21-latek w ubiegłym sezonie w lidze strzelił cztery gole i miał sześć asyst. Teraz ma potwierdzić, że dorósł do regularnych występów w drużynie ze światowego topu.

Co może niepokoić w przypadku madrytczyków? Na pewno Gareth Bale. Piłkarz tyle dobry, co humorzasty. Walijczyk nie ma przyszłości na Santiago Bernabeu, ale jednocześnie nie pali się do odejścia. Zarabiający 15 mln euro rocznie piłkarz chwali się grą w golfa i irytuje szefów Realu. Ci tak bardzo chcieliby się go pozbyć, że są gotowi na siebie wziąć nawet połowę jego pensji.

Na szczęście dla Zidane'a nic nie wskazuje na to, by postawa Bale'a miała negatywny wpływ na zespół. A ten, coraz bardziej zgrany, ma wszystko w rękach, by po raz 35. wygrać mistrzostwo Hiszpanii.

Decyzja Messiego

Jeśli zamieszanie z Balem powoduje turbulencje w Realu, to przed startem sezonu w Barcelonie jest trzęsienie ziemi. Klęska 2:8 w meczu przeciw Bayernowi Monachium w 1/4 finału Ligi Mistrzów, mizerna gra w LaLiga Santander i na koniec drugie miejsce w tabeli. To spowodowało, że coś pękło u Leo Messiego. Sześciokrotny zdobywca Złotej Piłki dla najlepszego piłkarza świata, zawodnik, który z ostatnich jedenastu sezonów aż dziewięć kończył strzelając przynajmniej 30 goli, był zdesperowany, żeby odejść i wysłał do klubu faks. Informował w nim, że zgodnie – według jego opinii – z wcześniejszymi ustaleniami rozwiązuje kontrakt.

Manchester City przygotował dla niego nawet umowę, Argentyńczyk miałby kosztować 200 mln euro. Ale szefowie Barcelony nie zgodzili się na to. Trwało przeciąganie liny, a zakończyło się ono deklaracją Messiego:

– Zostaję i będę grał najlepiej, jak potrafię. Bez względu na to, jak bardzo chciałem odejść.

Messi ma być kluczowym elementem w puzzlach, które na nowo układa trener Ronald Koeman.

Były legendarny obrońca Barcelony wiedział, że oferty z Katalonii się nie odrzuca, bo ta drugi raz może się nie pojawić. Dla Blaugrany zostawił reprezentację Holandii i podjął się zadania, które może go wynieść na szkoleniowy szczyt lub negatywnie zweryfikować.

Holender nie będzie już miał do dyspozycji Luisa Suareza, Ivana Rakiticia i Arturo Vidala. Pomóc mu mają za to jego rodacy Georgino Wijnaldum oraz Memphis Depay, których chce sprowadzić odpowiednio z Liverpoolu i Olympique Lyon.

Z nimi lub bez Barcelona wciąż ma potencjał, by zagrozić Realowi. Grać będą przecież Philippe Coutinho, Ousmane Dembele i Antoine Griezmann. Kwestia tylko, czy Koeman będzie potrafił do nich dotrzeć i ich wykorzystać. No i wciąż jest Messi.

Pomysły Simeone

Za plecami gigantów czai się Atletico Madryt. W ubiegłym sezonie wielu przekonywało, że projekt firmowany przez trenera Diego Simeone już się wypala. Kiedy z powodu pandemii koronawirusa zawieszano rozgrywki, Los Colchoneros byli dopiero na szóstym miejscu w tabeli. Po restarcie ligi Simeone tchnął w zespół nowe życie. Siedem wygranych w jedenastu spotkaniach pozwoliło ekipie Argentyńczyka wskoczyć na trzecie miejsce, a jemu samemu udowodnić, że nadal jest wśród najlepszych trenerów w stawce.

Przed sezonem Atletico specjalnie się nie wzmacniało, ale zdaniem ekspertów wcale tego nie potrzebowało. Sukcesem było zatrzymanie w drużynie Saula Nigueza i Thomasa Partey'a, których kusiły bogatsze kluby angielskie. To, plus spodziewana eksplozja talentu sprowadzonego przed rokiem z Benfiki Lizbona za ponad 100 mln euro Joao Felixa może spowodować, że Atletico sprawi niespodziankę. Czy na miarę mistrzostwa?

Polski akcent

W nadchodzącym sezonie pierwszy raz od lat w LaLiga Santander zobaczymy polskiego piłkarza. Będzie nim Damian Kądzior, którego Eibar kupił z Dinama Zagrzeb za 2 mln euro. 28-letni zawodnik spełnia marzenia. Jeszcze kilka sezonów temu, kiedy próbował przebijać się w Jagiellonii Białystok, leczył kontuzję stopy. Lekarze wstawili mu śruby, piłkarza do łazienki musiał nosić na plecach ojciec. Potem była gra w Lublinie, Ząbkach, Suwałkach – kompletnych peryferiach światowej piłki. Kądzior jednak dopiął swego. Przez Górnika Zabrze i ostatnio Dinamo Zagrzeb trafił do najbardziej atrakcyjnej ligi świata.

Eibar występuje w niej od 2014 roku, ma jeden z mniejszych budżetów i w zasadzie co sezon walczy o utrzymanie. Ważne, że z powodzeniem. Teraz też ma się udać – z pomocą polskiego pomocnika.

LaLiga na wyciągnięcie ręki. W dodatku przez miesiąc za darmo

W tym sezonie już tradycyjnie La Ligę będzie można oglądać w CANAL+ i Eleven Sports. Tym razem jednak wygodniej niż kiedykolwiek wcześniej – za sprawą

, czyli bez potrzeby podpisywania umowy, mocowania anteny satelitarnej, przeciągania przewodów.

By podziwiać popisy Messiego i śledzić, jak radzi sobie Damian Kądzior – pierwszy mecz Eibar rozegra już w sobotę, a jego rywalem będzie Celta Vigo – aby to wszystko zobaczyć wystarczy dostęp do internetu.

Spotkania obejrzymy na telewizorach (Android TV i Apple TV) lub smartfonach oraz tabletach z zainstalowaną intuicyjną w obsłudze aplikacją.

W zaczynających się rozgrywkach mamy też pewność, że nic nam nie umknie. Aplikacja CANAL+ telewizja przez internet daje nam bowiem możliwość odtwarzania meczów, które już się odbyły (Backward EPG) oraz cofania akcji w trakcie transmisji (Timeshift). I co najlepsze: Multi-Live, czyli opcja, która pozwala na oglądanie aż do 4-ech meczów jednocześnie na jednym ekranie.

Mecz można oglądać wszędzie – nawet podczas wędkowania i grillowania lub ukradkiem na telefonie podczas firmowej integracji. Wystarczy zadbać tylko o dostęp do Internetu.

SZCZEGÓŁY W WARUNKACH PROMOCJI „PIERWSZY MIESIĄC GRATIS” NA [url=https://www.canalplus.com/pl/]

[/url]

Źródło artykułu: