Liga Europy: FC Kopenhaga - Piast Gliwice. Kamil Wilczek chce wykonać kolejny wyrok na polskim klubie
Kamil Wilczek zagra dziś przeciwko byłemu klubowi z Gliwic. Stawką awans i gra o fazę grupową Ligi Europy. Polak nie ma skrupułów: chce wręczyć byłej drużynie wilczy bilet i odesłać ją z kwitkiem do kraju.
Kibic Piasta
Okres gry w Piaście zawsze będzie kojarzył się Kamilowi Wilczkowi wyjątkowo. Nawet gdy przyjeżdża do Gliwic prywatnie, momenty sprzed pięciu lat do niego wracają. Tak było choćby w czasie zimowego turnieju towarzyskiego w mieście. W hali, podczas turnieju Amber Cup, to Wilczek robił za największą gwiazdę. Lokalni kibice pytali 32-latka, czy kiedyś zagra jeszcze dla Piasta, a raczej chcieli go do tego namówić. Piłkarz nie składał deklaracji, ale wspomniał, że chciałby zakończyć karierę w Polsce, więc dał fanom nadzieję.
- Do Piasta jest mi najbliżej. Klub się zmienia, jest stabilny, świetnie poukładany - opowiadał napastnik po tym, jak Piast zdobył mistrzostwo Polski w 2019 roku. Nie był nawet zaskoczony z tego powodu. Oglądał każdy mecz drużyny i twierdził, że w lidze nie było lepszego zespołu. - Jestem przekonany, że jeszcze wiele dobrego przed drużyną. Gdy 10 lat temu wchodziłem do Piasta, szczytem naszych marzeń było zachowanie ligowego bytu. Kto wie, może kiedyś razem wywalczymy mistrzostwo? - opowiadał w rozmowie ze "Sportem".
ZOBACZ WIDEO: Reprezentanci Polski grają lepiej w klubach, niż w kadrze narodowej. O co tutaj chodzi? "To jest jedyne wytłumaczenie"W Gliwicach odżył, wyrzucił Lechię
Lata 2013-15 były przełomowe dla Wilczka. Mało kto spodziewał się, że napastnik odpali po trzech nieudanych sezonach w Zagłębiu Lubin. Tam grał w kratkę i strzelił tylko dwa gole. W Gliwicach, w drugim podejściu, wydobył swój potencjał. Nigdy wcześniej nie uchodził za snajpera, a dziś trudno mówić o nim inaczej. Zdobył koronę króla strzelców ekstraklasy z 20 bramkami na koncie. W ostatnich meczach pełnił rolę kapitana. Po odejściu do Włoch, do Carpi, dostał też pierwsze powołanie od Adama Nawałki na mecze eliminacji Euro 2016.
Kibice z Gliwic do dziś pamiętają hat trick z Legią Warszawa, z drużyną Henninga Berga, która grała wtedy świetnie w Lidze Europy. Albo cztery gole z GKS-em Bełchatów. Wilczka i fanów łączyły nie tylko boiskowe więzi. Piłkarz był ich ulubieńcem, po meczach lubił podejść pod trybunę z megafonem i zaintonować klubowe przyśpiewki.
Wilczek lubi rywalizować również z polskimi drużynami w Europie i tu kibicom Piasta powinny spoważnieć miny. To zawodnik, dla którego uczucia na boisku nie istnieją i mimo sympatii do byłej drużyny nie zawaha się jej wyrzucić z pucharów. Zresztą, ostatnim transferem, kiedy wrócił do Danii, ale do lokalnego rywala, pokazał, że sentymenty są bez znaczenia. Po czterech latach gry w Broendby podpisał umowę ze znienawidzonym rywalem - FC Kopenhagą. I w pierwszych derbach strzelił byłym kolegom gola. Rok temu w eliminacjach Ligi Europy wyrzucił polski klub. Z Lechią Gdańsk zdobył bramkę i drużyna Piotra Stokowca odpadła po dogrywce.
Wilczy bilet
Mało co rusza Wilczka. Nawet zmasowana krytyka czy tysiące hejterskich zaczepek w mediach społecznościowych. Za transfer do FC Kopenhaga naszego zawodnika zaatakował nawet tamtejszy minister ds. cudzoziemców i integracji. Policja sugerowała piłkarzowi, by omijał pewne miejsca w mieście. Ale on się nie boi, nie potrzebuje ochrony, a po centrum chodzi pieszo. - Są nowe cele, jestem pod dużą presją, ale to mnie nakręca - mówi i potwierdza to na boisku.
W Piaście może i Wilczek jeszcze zagra, ale w czwartek ma jeden cel: wykonać kolejną egzekucję i wręczyć "swojej" drużynie wilczy bilet. Mecz FC Kopenhaga - Piast Gliwice w III rundzie eliminacji Ligie Europy o godzinie 20.00.
Robert Lewandowski w trójce graczy walczących o tytuł Piłkarza Roku UEFA
Bundesliga. Łukasz Piszczek: Nie myślę, że to już ostatni sezon. Chcę się nim cieszyć