Dwa dni i ponad 200 tys. zł. Sportowcy ścigają się z czasem. Stawka? Zdrowie i życie Tosi Popławskiej

Festyn za festynem, masa licytacji i sportowcy, którzy stają na głowie, aby pomóc niespełna dwuletniej dziewczynce. M.in. dzięki gigantycznej wpłacie anonimowego darczyńcy sukces jest blisko, ale wciąż potrzeba ponad 200 tys. zł. Tosia walczy z SMA.

Dawid Góra
Dawid Góra
Tosia Popławska Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Tosia Popławska
Liczy się każdy dzień

Najpierw umierają mięśnie odpowiedzialne za poruszanie. Potem te, dzięki którym dziecko oddycha, a jego serduszko bije. Rodzice Tosi Popławskiej walczą z czasem. Półtoraroczną córeczkę może uratować tylko koszmarnie droga terapia genowa.

Rdzeniowy zanik mięśni, czyli SMA. Tak się nazywa przeciwnik gdyńskiej rodziny. Do jego pokonania potrzeba ok. siedmiu milionów złotych. Kwota mogła być wyższa, ale od niedawna leczenie można wykonać w Polsce w lubelskim szpitalu.



- Czas bardzo nas nagli. Liczy się każdy dzień. Lek można podać dziecku ważącemu do 21 kilogramów. Ale to bardzo zawyżone kryterium. Nie ma bowiem badań nawet dla pacjentów powyżej 13,5 kg - zaznacza w rozmowie z WP SportoweFakty Patrycja Popławska, mama Tosi. I dodaje, że córka jest już blisko osiągnięcia granicznej wartości.

Pierwszym objawem, który zaniepokoił rodziców był fakt, że Tosia w wieku dziewięciu miesięcy nawet nie próbowała wstawać. A w pionie nie stawiała prawidłowo stópek. Potrafiła raczkować, ale potem jej rozwój się cofnął.

Tosia trafiła do szpitala. Wszystkie badania były w normie. Poza ostatnim.

- Lekarze na wszelki wypadek zdecydowali się wykonać badanie pod kątem SMA. Na wynik czekaliśmy trzy tygodnie. Diagnoza była największym szokiem, jaki przeżyliśmy kiedykolwiek - mówi Patrycja Popławska.

Żaden lek nie daje gwarancji na pozbycie się SMA. Ale z relacji lekarzy i rodziców chorych dzieci wynika, że terapia genowa jest wielce skuteczna. Choroba nie postępuje, a pacjenci mogą żyć z nią długie lata.

- Cudu nikt nam nie obieca, ale wierzymy, że Tosia będzie mogła być samodzielna. Przecież w pewnym momencie człowiek traci rodziców i zostaje na świecie sam - tłumaczy ze łzami w oczach mama Tosi.

Lewandowski, Gortat, Wlazły i Kuszczak Na pomoc ruszyła gwardia sportowców. Podczas pierwszego imponującego festynu w Kosakowie pieniądze pomagali zbierać m.in. piłkarze Arki Gdynia i były bramkarz reprezentacji Polski Tomasz Kuszczak. Swoje rzeczy na aukcje przekazał też były kadrowicz Niemiec Lukas Podolski. Wcześniej pomogli już m.in. Rafał Siemaszko z Arki Gdynia, Grzegorz Krychowiak i Marcin Gortat.
Dzięki drugiemu festynowi na konto dziewczynki przelano 83 tys. zł. Niedługo potem konto Tosi wsparł anonimowy biznesmen. I to był kamień milowy zbiórki. Przelał on bowiem… milion złotych. Podczas trzeciego festynu sprzedano kolejne licytowane przedmioty. Wśród nich była koszulka z podpisem Roberta Lewandowskiego, piłka z autografem Marcina Gortata, a na scenie wystąpiła gwiazda polskiej siatkówki - Mariusz Wlazły.

Kwotę na serwisie siepomaga.pl zaktualizowano o pieniądze zebrane ze wszystkich źródeł i nagle stała się ona możliwa do osiągnięcia. Czasu jest jednak mniej niż wcześniej przypuszczano. W ciągu zaledwie dwóch dni trzeba zebrać ponad 200 tys. zł.

Tosia wygrała wszystkie dotychczasowe mecze. Trwa finał, decydujący rzut wolny. Czas i potworna choroba ustawiły wysoki mur. Idealne uderzenie da Tosi zwycięstwo. Rodzice i przyjaciele wstrzymują oddech. Uda się?

Tomasz Kuszczak. Biznesmen z Teatru Marzeń >>
"Klara uwielbia oglądać swojego tatę w akcji". Kapitalne zdjęcie Roberta Lewandowskiego z córką >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×