Początek kariery Patryka Małeckiego, wręcz sprzyjał rozrywkowemu trybowi życia. Piłkarz, który trafił do Krakowa z Wigier Suwałki, zamieszkał w internacie, sam, bez rodziców i z dala od rodzinnego miasta. Mógł robić co mu się żywnie podoba. Tak też w pewnym okresie życia pomocnika się działo. Nocne wypady z kolegami na dyskoteki były dla Małeckiego normą.
- Oj, lubiłem pobalować. Było sporo wyskoków do miasta łączonych z ostrym piciem. Od czternastego roku życia. Uciekaliśmy z internatu na dyskoteki, ale nigdy nas nie złapano. To były fajne momenty - przyznaje dwukrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków.
- Po przyjeździe do Krakowa zamieszkałem w internacie z innymi piłkarzami Wisły. Byłem tam najmłodszy, inni byli starsi o dwa-trzy lata. Na początku ciągnęli mnie ze sobą. „Chodź na dyskotekę, chodź wypijemy" - mówili. Poszedłem raz, drugi, zobaczyłem fajne dziewczyny i się spodobało - opowiada Przeglądowi Sportowemu Małecki.
W odpowiedniej chwili piłkarz zdołał się otrząsnąć i jego talent zaczął błyskawicznie się rozwijać. Dziś ma już na koncie 50 spotkań ligowych i dwa tytuły mistrza Polski w kieszeni. Powoli, zaczyna także dobijać do drzwi kadry Leo Beenhakkera. Holenderski szkoleniowiec był bliski powołania Małeckiego na czerwcowe zgrupowanie do RPA.
Ostatecznie jednak Małecki musiał pomóc kadrze młodzieżowej, lecz w najbliższym czasie najprawdopodobniej zadebiutuje w kadrze narodowej. Kwestią czasu również wydaje się jeszcze bardziej dynamiczny rozwój talentu piłkarza. Całe szczęście, Małecki ma teraz zupełnie inne życiowe priorytety, niż te, które towarzyszyły mu w latach młodzieńczych.
- Powołania od Leo Beenhakkera. Już raz byłem bliski otrzymania zaproszenia na zgrupowanie reprezentacji w RPA, ale zwyciężył pragmatyzm - musiałem pomóc młodzieżówce w eliminacjach. Poza tym chciałbym utrzymać miejsce w pierwszym składzie Wisły i ponownie zdobyć mistrzostwo Polski. No i nie chciałbym już nigdy żyć w biedzie - przyznaje Małecki.