To pewnie jeden z najtrudniejszych dni w karierze Artura Boruca. Wyjazdowy mecz Lecha Poznań z Glasgow Rangers stawia go przed nie lada dylematem - komu bardziej nie kibicować. A już zupełnie poważnie, to przez wiele lat Artur Boruc był uważany za największego wroga kibiców Rangersów. Zdania na temat jego zachowania były podzielone. Dla kibiców Rangers, były to zwykłe prowokacje obliczone na tani lans, dla fanów jego klubu, miał prawo demonstrować swoje przekonania religijne.
Oto, co wiele lat temu mówili dziennikarze z obu stron.
Robert Grieve z "The Sun", piszący o Rangersach: - Manifestowanie przez Boruca swojego katolicyzmu to zwykłe zagrania pod publiczkę. Wszyscy zadajemy sobie podobne pytanie. Skoro jest taki wierzący i tak oddany sprawie, dlaczego nie wkłada koszulki z papieżem na mecze z Kilmarnock, czy Motherwell?
ZOBACZ WIDEO: Liga Europy. "Wszyscy czuli niedosyt". Satka zdradza nastroje w szatni Lecha
Ronnie Cully z "Evening Standard", piszący o Celticu: - Tylko w tak chorym mieście jak Glasgow robią z tego temat. Dlaczego UEFA nie ukarze Kaki za podkoszulki w stylu "Należę do Jezusa", albo innych Brazylijczyków, którzy żegnają się po kilka razy w trakcie meczu? Jakieś granice muszą być. Wiara Artura to jego prywatna sprawa, może wybierać kiedy chce moment jej zamanifestowania.
Rangersów to nie przekonało. - Staramy się zrobić bardzo wiele, by ludzie szanowali się nawzajem, by zapobiec awanturom. On jednym gestem może zepsuć naszą wieloletnią pracę - powiedział Mark Hateley, 35-krotny reprezentant Anglii, związany z Rangersami.
Przez wiele lat Rangersi i Celtic starały się studzić konflikty na tle religijnym między zwaśnionymi stronami. Zakładano specjalne fundacje, które miały na celu łagodzenie sytuacji. Przy czym tu bardziej starali się Rangersi. Przy wejściach na stadion wisi lista zakazanych piosenek, zabronione jest śpiewanie nieoficjalnego hymnu klubu. Utwór "Billy Boys" mówi o broczeniu po kolana w krwi Irlandczyków.
Do czasu pojawienia się Boruca sytuacje konfliktowe były zmarginalizowane. Najpoważniejszym incydentem przez wiele lat była imitacja gry na flecie przez Paula Gascoigne'a. Miało to symbolizować marsz Zakonu Oranżystów, a więc protestantów.
Boruc poszedł krok dalej. Zrobił znak krzyża przed trybuną Rangersów, pokazał podczas derbów Glasgow koszulkę z podobizną Jana Pawła II. A przecież Rangersi to klub, w którym od początku lat 20. aż do 1989 roku nie grał żaden katolicki zawodnik. Nawet Gennaro Gattuso wspominał, że jego koledzy z drużyny prosili go, by nie nosił na wierzchu łańcuszka z krzyżem, ponieważ ich to obraża.
Boruc musiał więc wiedzieć, co robi. Jednocześnie stał się bohaterem dla wielu kibiców Celticu, którym nie odpowiadała polityczna poprawność. Wielu z nich pamiętało czasy, gdy na trybunach Celticu wieszano transparenty sławiące terrorystów z IRA, zaś po drugiej stronie były flagi UFF i UVF, terrorystycznych organizacji lojalistów.
W 2008 roku spotkaliśmy się w Glasgow z kibicami Rangersów, którzy mówili o Borucu, używając regularnie określeń nieparlamentarnych.
- Lepiej niech uważa, bo to się w końcu skończy rozruchami. Dlaczego facet może przychodzić do nas na Ibrox w koszulce z papieżem, a ja nie mogę śpiewać protestanckich piosenek, bo inaczej stracę mój bilet sezonowy? - pytał Michael Stewart, fan Rangersów. Ostatecznie do zamieszek nie doszło.