PKO Ekstraklasa. Legia - Lech. Wróg numer jeden. "Nie pamięta się tego, co zrobiłem"

- Gdybym się tym przejmował, to nie mógłbym grać w piłkę - mówi Jerzy Podbrożny, były dwukrotny król strzelców polskiej ligi, który po przejściu z Lecha do Legii stał się wrogiem poznańskich kibiców.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Jerzy Podbrożny Newspix / Na zdjęciu: Jerzy Podbrożny
Jest legendą obu klubów, w barwach każdego po dwa razy zdobywał mistrzostwo Polski. Dla Lecha Poznań strzelił 48 bramek, dla Legii Warszawa 45. Ale to w stolicy Jerzy Podbrożny jest dziś wspominany z większą sympatią.

W 1994 roku napastnik stał się bohaterem głośnego transferu i przeniósł się z Poznania do Warszawy, stając się dla kibiców Kolejorza wrogiem numer jeden. Choć to działacze Lecha sami postanowili się go pozbyć, fanom przedstawiono inny scenariusz, przez co w Wielkopolsce nie był witany okrzykami przyjaźni.

Dziś przyznaje, że większy sentyment ma do Legii, ale w niedzielnym hicie PKO Ekstraklasy (godz. 15:00) faworyta widzi w Lechu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niecodzienna sytuacja w Rumunii. Bramkarz bohaterem!

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Komu pan kibicuje w tych meczach?

Jerzy Podbrożny: Tej drużynie, która będzie grała lepiej! Ale trochę jest mi bliżej do Legii, mieszkam bliżej, częściej pojawiam się na meczach przy Łazienkowskiej. W Poznaniu bywam jedynie w odwiedzinach u kolegów.

Nie pamiętają już tam o Podbrożnym?

Młodsi kibice pewnie nazwisko znają, ale głównie dlatego, że przeszedłem z Lecha do Legii. Niestety, nie pamięta się o tym, co zrobiłem dla tego klubu.

Nie miał pan lekko. Gdy wracał pan do Poznania w barwach Legii, przeciwko miał cały stadion. Wpływało to na pana?

Gdybym się tym przejmował, to nie mógłbym grać w piłkę.

Ale nie poprzestawano na obrażaniu. Zniszczono też panu samochód.

Było tego trochę. Gdy wróciłem do Poznania, auto oblano mi farbą, a na meczach dawano mi do zrozumienia, że - delikatnie mówiąc - nie jestem tam lubiany. Zwłaszcza gdy strzeliłem tam gola na 1:1 w 90. minucie. Ale to dawne sprawy, teraz już tego nie odczuwam.

Po tym meczu ze strzelonym golem musiał pan opuszczać Poznań na podłodze autokaru. 

Sam o tym zdecydowałem, żeby nie wzbudzać w kibicach dodatkowej agresji. Położyłem się na torbach, żeby drużyna mogła spokojnie wyjechać ze stadionu.

Stał się pan wrogiem, choć przecież na pana odejście z klubu pierwsi wpadli działacze Lecha.

Większość ludzi nie wie, że Lech sam zdecydował mnie sprzedać. Postanowili odmłodzić drużynę, choć miałem zaledwie 28 lat. I tak odmłodzili zespół, że później o mało nie spadli z ligi. Miałem najpierw ofertę z MSV Duisburg, ale nie wyszło. Potem szybko pojawiła się propozycja z Legii, którą przyjęli działacze, a potem i ja.

Kto wygra w niedzielę? 

Chyba faworytem będzie Lech. Ostatnio naprawdę dobrze się prezentuje, także w Lidze Europy pokazują niezłą piłkę, wygrali w czwartek ważny mecz. Starają się w każdym spotkaniu atakować wysoko, nie skupiają się na obronie. Fakt, że Legia zagra u siebie, ale bez kibiców, też nie da im przewagi. Na pewno spodziewam się otwartego meczu, nie piłkarskich szachów.

Dziś Legia może zazdrościć Lechowi tej młodzieży? Puchacz, Moder, Skóraś, Kamiński, Marchwiński...

Na pewno. Legia szczyci się swoją akademią, ale gdzie są ci zawodnicy? Nie widać ich. A taki Lech co chwilę kogoś wyciąga i już zaczyna sprzedawać za dobre pieniądze. Władze Legii powinny sobie zadać pytanie, co jest nie tak. Mają duży ośrodek, spore pieniądze, a młodzieży nie ma. A może jest, ale nie daje się jej szansy?

Był pan zaskoczony zwolnieniem trenera Aleksandara Vukovicia?

Przed meczem pucharowym (z Karabachem Agdam w IV rundzie el. Ligi Europy) nie robi się takich rzeczy. Co to miało przynieść? Liczono pewnie na tzw. efekt nowej miotły, ale w pucharach to nie działa. Trener musi mieć czas, żeby poznać zawodników. Może mieć swoją wizję, ale jak Czesław Michniewicz mógł ją wprowadzić po jednym czy dwóch treningach?

Ze strony władz Legii wyglądało to trochę na próbę zrzucenia całej odpowiedzialności na barki Vukovicia. 

Tych zmian trenerów w ogóle jest za dużo. Trzeba też się uderzyć w pierś i spojrzeć na złożenie drużyny. Przecież transfery Legii to były uzupełnienia, a nie wzmocnienia na puchary! Powtarzam od kilku lat, że taki klub powinien robić po maksymalnie dwa transfery co pół roku, ale konkretne. Ściągać takich zawodników, co podniosą poziom. Tak, żeby rzeczywiście była szansa na awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy.

Lech Poznań wypada tutaj lepiej. Darek Żuraw był długo przy drugiej drużynie, zna młodzież i teraz nie boi się jej wprowadzać. Dostał też czas i widać, że przynosi to efekty.

Jednym z niewielu jasnych punktów Legii w tym sezonie jest Tomas Pekhart (8 goli w PKO Ekstraklasie). Spodziewał się pan takiego wystrzału formy akurat z jego strony?

Mimo wszystko ja oczekuję od napastnika czegoś więcej, nie tylko ustawiania się w polu karnym. Taki Mikael Ishak z Lecha więcej się porusza, cofa po piłkę, potrafi ją rozegrać kombinacyjnie. Niby napastnika rozlicza się przede wszystkim ze strzelanych bramek, tutaj Pekhart wypada dobrze, ale Czech powinien robić więcej dla zespołu, nie tylko liczyć na dośrodkowania.

Od kilku lat jest pan trenerem w A-klasowym Orle Kampinos. Nie boli, że na wyższym poziomie nie chcą korzystać z pana doświadczenia?

A co może boleć? Przyzwyczaiłem się już. Jest, jak jest, nie pcham się, nie zapraszam się do telewizji. Może gdybym tak robił, to praca by się znalazła? Ale chcę być sobą.

Nie ma ofert?

Gdyby ktoś chciał skorzystać z mojej wiedzy i doświadczenia, to wysłuchałbym propozycji. Ale przecież nie będę się o to prosił, są tacy, którzy to robią, później są zatrudniani, ale czy z korzyścią dla klubów? Ja tam widzę wiele przypadkowych osób, które starają się decydować o ich losach.

Nie jest pan jedyną byłą gwiazdą polskiej ligi, której wiedza nie jest zupełnie wykorzystywana.

W polskich klubach mało robi się dla byłych zawodników. Akademie mają takie możliwości, że powinny ich wykorzystywać. Nawet nie jako pierwszych trenerów, ale jako pomoc. Mogliby podpowiedzieć, nauczyć czegoś młodych chłopaków, pokazać, jak ułożyć stopę. Z korzyścią dla wszystkich.

Z kariery zostały panu wspomnienia, puchary, medale, ale też spore problemy ze zdrowiem. 

Miałem już pięć operacji kolana, już to jakoś funkcjonuje. Tyle że mogę biegać bez utykania. Ale dobrze już nigdy nie będzie.

Dariusz Mioduski mocno o Bogusławie Leśnodorskim. TYLKO U NAS

Giganci wchodzą do gry o Arkadiusza Milika. Czytaj więcej--->>>

Kto wygra niedzielny mecz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×