- Warto szerszej spojrzeć na sport i zagłębić się w kariery ludzi, którzy osiągnęli sukces w biznesie. Zapytać ich, o której wstają, ile godzin dziennie pracują - mówi Marek Papszun, były nauczyciel historii, który zawstydza Lecha Poznań i Legię Warszawa. On wysokie standardy pracy wprowadził w swoim zespole już dawno temu i teraz, utrzymując się w fotelu lidera ekstraklasy, zbiera tego plony. Opowiada, co sprawiło, że Raków zrobił tak duży postęp i w ciągu nieco ponad roku z beniaminka stał się liderem ekstraklasy. W niedzielę częstochowianie podejmą Wisłę Kraków (o godz. 17.30).
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Ostatnio przedłużył pan kontrakt z Rakowem i jednocześnie podjął nietypowe wyzwanie, czyli posadził drzewo, które ma być symbolem zapuszczenia korzeni w Częstochowie.
Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa: Było to wyzwanie, choć wprawę w tematach ogrodniczych mam, bo mieszkam w domu jednorodzinnym, więc nie jest mi to obce. Dom i drzewo już są, to teraz jeszcze syn.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zwariowana akcja na wagę 3 pkt.! Najpierw trafił kolegę w pośladki, a potem...
Były jakiekolwiek wątpliwości przy przedłużaniu umowy? Bo im lepsze wyniki, tym więcej było spekulacji medialnych dotyczących pana przyszłości.
Na pewno nie była to prosta decyzja. Wymagała pewnych przemyśleń i rozmów z właścicielem na temat tego, co dalej, jak ten klub ma wyglądać w przyszłości. Wizja właściciela skłoniła mnie do tego, żeby ten kontrakt przedłużyć. Nie mogę teraz mówić o szczegółach, ale koniec końców te rozmowy doprowadziły do tego, że kontrakt przedłużyliśmy.
Co jest kluczem do sukcesu Rakowa? Może to brzmi banalnie, ale chyba naprawdę ciężka harówka i większe zaangażowanie w pracę niż u rywali.
Każdy mówi, że ciężko pracuje i gdyby zapytać w innych klubach, to czy ktoś jest w czołówce, czy na ostatnim miejscu - powie to samo. Natomiast definicja pracy, poświęcenia i pasji jest u ludzi różna. A druga sprawa, że niektórzy ładnie o pewnych rzeczach mówią, a niekoniecznie robią. Znam dużo takich osób w piłce na najwyższym poziomie. My staramy się za wiele nie mówić o pracy, a bardziej czynami eksponować naszą pracę niż opowiadaniami.
Wiem jednak, że w Rakowie standardem jest spędzanie w klubie wielu godzin dziennie, nie tylko przyjazd na trening i do domu. Wasze standardy pracy przypominają bardziej to, co niektórzy zagraniczni trenerzy próbowali w realiach polskiej ligi wprowadzać. Joan Carrillo i jego współpracownicy też swego czasu wyrabiali "nadgodziny" w Wiśle Kraków, ale nie zawsze było to dobrze widziane.
Po pierwsze, zawsze nie ilość, a jakość tej pracy jest ważna. Aczkolwiek często ta jakość wypływa z ilości. Natomiast warto trochę szerszej spojrzeć na sport i zagłębić się w kariery ludzi, którzy osiągnęli sukces w biznesie. Zapytać ich, o której wstają, ile godzin dziennie pracują, jak wygląda ich grafik. Najczęściej odpowiedź będzie taka, że u nich pracuje się nawet po siedem dni w tygodniu. Oczywiście trzeba znaleźć czas na regenerację, dla rodziny. Ale generalnie stąd się ten sukces bierze.
Co było najistotniejsze dla wykonania przez Raków takiego skoku jakościowego w tak krótkim czasie? Jeszcze niedawno beniaminek, teraz lider tabeli Ekstraklasy. Widać wyraźny postęp nawet w stosunku do zeszłego sezonu.
Drużyna się rozwija. Zdecydowanie rozwijają się ci zawodnicy, którzy w klubie zostali, ale też kilku graczy odeszło, w ich miejsce dołączyli nowi i tym sposobem zwiększyła się jakość zespołu. Ci piłkarze, którzy pozostali w Rakowie, nabrali już doświadczenia w ekstraklasie. Eksponowani są mocno "robiący" statystyki jak Vladislavs Gutkovskis, David Tijanić, Marcin Cebula czy Ivi Lopez. Ale trzeba pamiętać, że pojawił się też Giannis Papanikolaou czy Maciej Wilusz - ich praca składa się na całość. Najbardziej patrzy się na tych ofensywnych graczy, ale robotę też robią inni. Także ci, którzy w tym momencie nie grają, bo jakość treningów u nas naprawdę jest wysoka i przekłada się na to, co wszyscy widzimy w meczach. Mamy wspólny cel i idzie to w dobrym kierunku.
Ivi Lopez już pokazał duży wachlarz możliwości w ekstraklasie.
Oczywiście. Na tych pozycjach "dziesiątek" mamy teraz Iviego oraz Tijanicia, który zrobił olbrzymi postęp przez pół roku. To jest tak naprawdę zupełnie inny zawodnik, niż pół roku wcześniej, co od razu znalazło odzwierciedlenie w powołaniu do kadry Słowenii. Czyli tak naprawdę na tych pozycjach graczy kreatywnych jest tak, jakbyśmy mieli dwóch zupełnie nowych piłkarzy.
Żartujecie sobie czasem, że Tijanić na swoich plecach naprawdę potrafi dużo unieść, wbrew temu, co wmawiano mu przy okazji niedoszłego transferu do Wisły Kraków?
Nie poruszałem z nim tego tematu, jak to było w Wiśle z tamtą sytuacją. Jedynie teraz, przed meczem z Wisłą trochę żartujemy, że ma pokazać krakowianom, by żałowali, co stracili. Ale to tylko żartobliwie, bo przecież nie musi w tym meczu nic udowadniać. Pokazuje swoją wartość w każdym spotkaniu.
Czy z punktu widzenia solidarności trenerskiej, nie sądzi pan, że dobrze się stało, że w Krakowie wytrzymano ciśnienie i nie rozstano się z Arturem Skowronkiem po tym, jak trybuny "żegnały" go hasłem "odejść musi wuefista"? To przykre, że określenia "wuefista" używa się w odniesieniu do trenerów w Polsce w znaczeniu pejoratywnym?
Ja z tym cały czas walczę - z tym abstrakcyjnym i nielogicznym podejściem ludzi. Lubię ludzi logicznie myślących i dla mnie to cały czas nielogiczne, że ktoś, kto jest wykształcony, skończył studia, jest wyszydzany i napiętnowany za to, że poświęcił czas na edukację i jest intelektualnie wydolny. Ja nigdy nie miałem podobnej sytuacji, ale myślę, że podszedłbym do tego spokojnie i z uśmiechem. Podobnie jak trener Skowronek. Raczej bym się martwił o tych ludzi, co takie hasła głoszą, niż o siebie.
Starcie Rakowa z Wisłą już w niedzielę. Niedawno "Białą Gwiazdę" wzmocnił Felicio Brown Forbes, który dopiero co bronił barw waszej ekipy. Błyskawicznie odnalazł się w Krakowie. Trener z kolei chyba za nim specjalnie nie tęskni, więc obie strony zadowolone?
Trochę tęsknię. Miałem i mam dobry kontakt z Felicio. Odszedł od nas z pewnych względów, ale nie było żadnych nieporozumień między nami. Życzę mu jak najlepiej. Fajnie, że od razu dobrze wszedł do nowej drużyny, czego się w sumie spodziewałem. Tak, jak zakładałem, ta zmiana pewnie wyjdzie mu na plus i mam nadzieję, że nam też. Natomiast co do meczów z Wisłą, to są to ciekawe, fajne starcia. Bardzo cenię warsztat trenera Skowronka. Te mecze zawsze są interesujące z punktu widzenia taktycznego.
Seria zwycięstw Rakowa nie sprawiła przypadkiem, że paradoksalnie trudniej jest teraz pana zawodnikom wypełniać słynne pomeczowe raporty, który każdy z nich indywidualnie tworzy po meczach? No bo co tu konstruktywnie krytykować, jak zespół raz po raz wygrywa?
Myślę, że odwrotnie - piłkarz, jak każdy człowiek, jest tak skonstruowany, że fala optymizmu ogarnia go, gdy coś się udaje. Natomiast jak się nie udaje, to zabrać się do czegokolwiek i zrobić jeszcze tego podsumowanie, wyciągnąć wnioski, nie jest łatwo. Myślę więc, że chęć pisania raportów pomeczowych jest u nich większa, jak gramy dobrze. Choć oczywiście powinno to być zrównoważone - niezbyt nadmierna euforia po zwycięstwie i brak marazmu po porażce. Dla mnie jest ważne, żeby te wnioski piłkarzy były konstruktywne, niezależnie od wyniku. Aby były logiczne, spójne z założeniami, bym widział, że zawodnik to wszystko analizuje i chce korygować.
Te wnioski są dla was inspirujące, czy jednak bywa, że piłkarze traktują to trochę jak kartkówkę, a nawet ściągają od siebie?
Ściągać by im było ciężko, bo to bazuje na specjalnej aplikacji. Musieliby naprawdę poświęcić więcej czasu na to, żeby od siebie ściągać, niż na napisanie tego samemu. Ten raport jest dość szczegółowy. Natomiast on jest przede wszystkim ważny dla samych zawodników, dla ich samorozwoju, refleksji. A także naszych relacji zawodnik - trener. Oczywiście ja też zyskuję informację zwrotną. Na bieżąco dzięki temu wiem, od razu po meczu, jak dany zawodnik to wszystko interpretuje. Mogę też dodatkowo z każdym porozmawiać. W innym trybie byłoby niemożliwością popytanie każdego zawodnika z kadry, jak postrzegał mecz. Nie starczyłoby nam na to tygodnia.
Ciekawą lekturą pewnie jest czytanie refleksji piłkarzy Rakowa na temat gry trójką obrońców. Może ich przemyślenia powinni poczytać też inni ligowcy, bo z niewiadomych przyczyn system gry z trójką z tyłu wciąż jest w polskiej piłce postrzegany jako coś trochę nienaturalnego i trudnego.
Wynika to moim zdaniem z systemu szkolenia w Polsce. U nas nie szkoli się młodych graczy w wielu wariantach taktycznych. System gry trójką obrońców jest rzadkością w polskich akademiach. Nawet w naszej się go nie stosuje. Stąd ci zawodnicy będą później mieli problem, żeby się w nim odnaleźć. Natomiast nie do końca o system w tym wszystkich chodzi, ale o indywidualne wyszkolenie taktyczne zawodnika. Uważam, że zawodnik, który jest dobrze wyszkolony pod tym kątem, nie będzie miał problemów w żadnym systemie i szybko się przestawi. W innym przypadku będzie działał na automatyzmach tylko w jednym systemie.
Wielu trenerów u nas próbuje ten system wprowadzać w swoich zespołach, ale w niektórych przypadkach kompletnie bez powodzenia. Swego czasu Dariusz Wdowczyk próbował tego w Wiśle i skończyło się fatalnie, bo też i zawodnicy mieli pewien opór mentalny przeciw temu rozwiązaniu.
Jeśli trener wierzy, że ten system będzie skuteczny i usprawni działania drużyny, a jednocześnie zawodnicy tego nie akceptują, to znaczy, że coś z nimi nie tak. Nie umieli najwyraźniej tego robić. Spójrzmy na poziom międzynarodowy. Reprezentacja Belgii na ostatnich mistrzostwach zmieniała trzykrotnie system gry w obronie w trakcie jednego meczu. To pokazuje, że jest to możliwe, nawet na poziomie reprezentacji, a już nie mówię o klubie, gdzie jest dużo czasu na przygotowanie tego.
Kiedyś stwierdził pan, że jako zespół nie czujecie na sobie presji, bo wy tę presję wyprzedzacie dobrymi wynikami. Może więc powinno być odwrotnie – to wy swoimi sukcesami powinniście wywierać presję na klubie, by się rozwijał - również w temacie infrastruktury itp.
Presję to musi mieć na sobie teraz Lech Poznań, żeby gonić nas czy Legię. Drużyna wychwalana, wynoszona przed chwilą pod niebiosa - zobaczymy, jak to będzie wyglądało w lidze. Oni powinni czuć presję, by tego "bezdomnego" drugoroczniaka dogonić i rywalizować o mistrzostwo z Legią, bo to ona jest faworytem ekstraklasy. Każde inne rozstrzygnięcie niż mistrzostwo dla Legii bądź Lecha będzie w tym sezonie olbrzymią niespodzianką. Na nas nie ma więc żadnej presji zewnętrznej, ale jesteśmy ambitni i chcemy się rozwijać. Natomiast co do infrastruktury, to tu niedostatki nie są winą klubu. Moim zdaniem klub robi, co powinien, a nawet więcej, żeby ta infrastruktura powstała. Jednak obiekty są miejskie i to wszystko od miasta zależy. W moim odczuciu, gdyby nie działania klubu, to mogłoby być w Częstochowie dalej ciężko z tą infrastrukturą.
Skoro wspomniał pan o Lechu. Czy nie czuje trener, że kolejną barierą, jaką chętnie by pan pokonał, byłoby poprowadzenie zespołu grającego w europejskich pucharach?
Pewnie, że tak. Media też to słusznie tak oceniały, zastanawiając się najpierw, czy Papszun da radę najpierw w II lidze, potem w I, a wreszcie w ekstraklasie. Tak, jak zawodnicy muszą coś udowadniać, tak i trenerzy - nas ta weryfikacja też dotyczy. Myślę, że na razie przechodzę tę weryfikację pozytywnie i chciałbym kiedyś spróbować poprowadzić drużynę w pucharach. Ale na razie spokojnie do tego podchodzę, bo też wiem, że dużo pracy i samorozwoju przede mną.
Rozwijać się można też na trenerskich stażach za granicą. Wielu trenerów - nawet w trakcie pracy klubowej - wyjeżdżało na takie staże, by się uczyć od najlepszych. W tej chwili uniemożliwia to sytuacja epidemiczna. Ale gdyby pan mógł, to do kogo najchętniej by się na taki staż udał?
Pandemia pandemią, ale grafik w ekstraklasie jest tak napięty, że mało przestrzeni jest na takie staże. Łatwiej jest zorganizować wyjazd na pojedynczy mecz np. Ligi Mistrzów, choć teraz i o to jest ciężko. Chciałoby się podpatrywać tych najlepszych. Może nie tych z samych pierwszych stron gazet, ale taki wyjazd do Leeds, do Marcelo Bielsy, gdzie był mój były asystent, zrobił na nim olbrzymie wrażenie. Również filozofia gry spójna ze strategią właściciela w przypadku Atalanty Bergamo jest ciekawa i mi bliska. Tam też jest konfiguracja z wykorzystaniem trójki obrońców, choć trochę inny styl. Warto byłoby to zobaczyć od środka. Każdy trener ma inne spojrzenie i zetknięcie z tym to nowe doświadczenie, z którego można coś dla siebie wyciągnąć.
Jako były nauczyciel historii szuka pan czasem w niej inspiracji? Niektórzy trenerzy potrafią na odprawach zaserwować piłkarzom np. fragment filmu historycznego. Panu byłoby tym łatwiej wplatać takie historyczne motywy w swoje przemowy.
Kiedyś bardziej, natomiast dzisiaj, gdy ta szatnia jest wielonarodowa, to trudno mówić piłkarzom o historii Polski, może już bardziej dałoby się nawiązać do historii świata. Natomiast myślę, że teraz jest inne pokolenie, duża globalizacja, więc nie ma chyba co mieszać im zbytnio. Uważam jednak, że znajomość historii jest potrzebna do tego, by rozumieć pewne procesy i ich skutki. Tak, by mieć wyobrażenie o tym, co się teraz dzieje wokół nas, zwłaszcza w Polsce. I o tym akurat często rozmawiamy w takich dyskusjach indywidualnych z piłkarzami. Do tego jest częściej mi potrzebne moje wykształcenie historyczne niż do motywowania ludzi.
Żyjemy w takim czasie, o którym kiedyś też pewnie będą się uczyć dzieciaki w szkołach.
Pewnie tak, ale to są procesy, które na przestrzeni dziejów się powtarzają. Dlatego trzeba pewne rzeczy rozumieć, by się w tych kwestiach społeczno-politycznych odnaleźć. Tak, by mieć swoje zdanie i nie dać się zmanipulować. To w dzisiejszych czasach jest dla niektórych trudne. Ja jestem apolityczny, ale swoje zdanie na temat tego, co się wokół nas dzieje mam.
Ma pan jakiś ulubiony okres historyczny, który zawsze szczególnie pana pasjonował?
Nie miałem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że historia to była taka moja pasja, bez której nie mogłem żyć. To bardziej wynikało z chęci rozszerzenia horyzontów. Moją pasją zawsze był sport i piłka, dlatego jestem obecnie w zawodzie trenera, a nie nauczyciela historii. I nie pracuję obecnie, jak moi dawni koledzy, w IPN. Historia to nie była moja wielka miłość. Ale gdybym miał wskazać najciekawszy dla mnie historyczny czas, to byłby to okres międzywojenny. Odbudowa tej Polski pozaborowej, ówczesne przemiany społeczne. Zawsze mówię jednak, że nie wydarzenia są najważniejsze, a rządzące nimi mechanizmy. Mądre pokolenia rozumieją te związki przyczynowo-skutkowe.
Na wiosnę trener chwalił podejście i zarządzanie sytuacją ze strony PZPN w warunkach rozpoczynającej się pandemii koronawirusa. Czy po doświadczeniach z tego sezonu, podtrzymuje pan tę pozytywną opinię?
Myślę, że to zarządzanie w naszej piłce jest dużo lepsze niż w polskim społeczeństwie. Lepsze niż zarządzanie państwowe. I dlatego jeszcze gramy. W innym przypadku już od pewnego czasu te rozgrywki byłyby zawieszone. Na pewno są mankamenty, ale kto w dzisiejszych czasach nie popełnia błędów? Widzimy, co się dzieje w kraju, w Europie i na świecie. Dlatego ja doceniam, że do tej pory mogliśmy grać. Cieszę się również, że w klubie wprowadziliśmy pewne procedury, obostrzenia i się ich sztywno trzymamy. Wszyscy zawodnicy są u nas zdrowi i to jest dla nas ważne. Natomiast wszyscy jesteśmy częścią społeczeństwa i trudno jest się w stu procentach zabezpieczyć przed zagrożeniami z zewnątrz. Zawodnicy mają rodziny, bliskich, z którymi się kontaktują i rozpowszechnianie się wirusa w społeczeństwie niestety dosięgło też kluby. Kolejne drużyny lądują na kwarantannach i mecze są przekładane. Tym bardziej trzeba zachowywać podstawowe zasady - dezynfekcja, dystans. Tak trzeba do tematu podejść, a jednocześnie normalnie żyć. W miarę możliwości.
Czytaj również:
PKO Ekstraklasa. Wisła Płock. Airam Cabrera: W Ekstraklasie wszystko może się zdarzyć. Stęskniłem się za tym
PKO Ekstraklasa. Stal Mielec - Wisła Kraków. Fellicio Brown Forbes: Chcę zagrać na mistrzostwach świata