W sobotnim meczu ligowym z Ruchem Maciej Skorża miał na ławce rezerwowych tylko jednego napastnika, którym był Piotr Ćwielong. Z kolei w wyjściowej jedenastce wyszedł, grający na własne życzenie, Paweł Brożek. Najlepszy snajper zespołu raził zresztą nieporadnością.
- Paweł zagrał na własną prośbę. Przez trzy dni był chory, uległ jakiejś infekcji. Lekarz stawiał go na nogi jak mógł. Spodziewałem się, że nie zagra dobrego mecz. Zrobił jednak swoje. Kilka rozegrań akcji z przodu nie było złych w jego wykonaniu. Ale nie oszukujmy się, nie jest to Paweł, jakiego chcielibyśmy oglądać - mówił później trener Skorża.
Wisła latem pozbyła się całej rezerwy, jeśli chodzi o napad. Bez żalu pożegnano się z Andrzejem Niedzielanem, a umowy nie przedłużono z Brazylijczykiem Beto. W zamian nie pozyskano żadnego ofensywnego piłkarza. Jedynie uzupełniono miejsce po Marku Zieńczuku, któremu także wygasł kontrakt. Pozyskanie reprezentanta Słowenii - Andraža Kirma, było dobrym posunięciem. Ten ostatni nie jest jednak typem snajpera.
Na domiar złego od 10 maja br. kontuzjowany jest Rafał Boguski, który nieprędko wróci do gry.
- Czekamy na powrót Rafała Boguskiego. Gdy dojdzie do pełnej dyspozycji, będzie to nasz mocny atut. Spodziewamy się, że nastąpi to za około 6 tygodni - przyznał Skorża.
Nie jest to optymistyczna informacja dla kibiców mistrzów Polski, bo choć Wiśle została już tylko gra na krajowych podwórkach, to trener nie ma żadnej alternatywy w ataku. Może co najwyżej sięgnąć po posiłki z zespołu Młodej Ekstraklasy. Tam jednak ma wyłącznie niedoświadczonych zawodników, którzy w najwyższej klasie rozgrywkowej jeszcze nie zdążyli zadebiutować.
Maciej Skorża na transfer nowego napastnika liczyć nie może. Na razie nie musi jednak martwić się, że straci Brożka. Z taką jego formą nie znajdzie się klub, który wyłoży za tego piłkarza 2 mln euro - na które jest on przez Wisłę wyceniany.
Nieskuteczność to główna bolączka krakowskiego zespołu. Główna - bo właśnie przez nią nie udało się pokonać Levadii Tallinn, przez co klub nie podniósł z murawy kwot, jakie były do zgarnięcia za awans do dalszych rund pucharowych. Ile kosztowałoby zatrudnienie przed sezonem bramkostrzelnego napastnika? Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie wiślaccy włodarze. Być może takie posunięcie sprawiłoby, że teraz w klubie z ulicy Reymonta dodawano by przychody, zamiast liczyć straty.