Takiego meczu reprezentacja za kadencji Jerzego Brzęczka nie miała. Nie istnieliśmy. A miało być przecież łatwiej, ze względu na braki kadrowe rywali. Wyglądało to jednak tak, że najwięcej kontaktów z piłką miał w pewnym momencie Wojciech Szczęsny w naszej drużynie. Obrońcy podawali mu, bo nie mieli wyboru. A Robert Lewandowski pokazał się w tym spotkaniu dopiero po pół godzinie gry. Gdy sfaulował rywala w środku boiska nokautując go łokciem.
Włosi grali tak, jakby po każdej kolejnej akcji wypijali po filiżance espresso. Myśleli szybciej, biegali szybciej. Pobudzali się z każdym strzałem. A trochę ich było. Już w pierwszych minutach Szczęsny ratował drużynę po technicznym uderzeniu Federico Bernardeschiego. Co ważne - za próbami Włochów kryło się coś więcej. Ich akcje oglądało się z przejęciem. Piłka krążyła od nogi do nogi i nagle znajdowała się w naszym polu karnym.
Polscy piłkarze nie radzili sobie z tym naporem. Mieliśmy problemy już z rozegraniem od własnego pola karnego. Przez bardzo długi czas, około kilkudziesięciu minut, Biało-czerwoni nie mogli wyjść z połowy. Rywale naciskali, a polscy zawodnicy gubili się już podczas przyjmowania piłki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nożyce, poprzeczka, a potem... coś niewiarygodnego! To może być bramka roku
Gol był kwestią czasu. Gospodarze pokonali Szczęsnego już po dwudziestu minutach, ale sędzia nie uznał bramki. Lorenzo Insigne ładnie wykończył akcję na skrzydle jednak będący na spalonym Andrea Belotti przeszkadzał Szczęsnemu. Przewaga Włochów była ogromna, ale brakowało najważniejszego. Po pół godzinie rywalom postanowił pomóc Grzegorz Krychowiak. Mógł odpuścić sobie trzymanie Belottiego w polu karnym, ale objął rywala, przewrócił i sędzia podyktował rzut karny. Pewnie wykorzystał go Jorginho i gospodarze wyszli na prowadzenie.
Skoro Włosi grali jak po espresso, to naszym piłkarzom w przerwie meczu należało dać po tabletce na chorobę lokomocyjną. Rywale tak "bujali" drużyną Brzęczka, że w głowie mogło zakręcić się kibicom przed telewizorami, a co dopiero zawodnikom.
Na drugą połowę Jerzy Brzęczek wpuścił Piotra Zielińskiego, Kamila Grosickiego i Jacka Góralskiego. Pierwsze minuty dały nadzieje. Ruszyliśmy na rywala, Grosicki postraszył włoską obronę i to zapowiadało lepszy fragment meczu.
Niestety, nie na długo. Co prawda Polacy wygrywali walkę w środku boiska, ale Jacek Góralski szybko wykluczył się ze spotkania. Już w 77. minucie obejrzał drugą żółtą kartkę - po dwóch ostrych faulach. Choć już po pierwszym mógł od razu wylecieć z boiska.
Gospodarze mogli wygrać bardzo wysoko, ale ogromną przewagę potwierdzili dopiero w końcówce. Kilkoma podaniami zgubili naszych piłkarzy. Domenico Berardi znalazł się na czystej pozycji, przełożył piłkę na lewą nogę w polu karnym i uderzeniem po ziemi pokonał Szczęsnego. Na koniec, tuż przed ostatnim gwizdkiem, z czterdziestu metrów pierwszy strzał w tym meczu oddał Robert Lewandowski. To wiele mówi o grze zespołu Brzęczka.
Włochy - Polska 2:0 (1:0)
1:0 - Jorginho 27' rzut karny
2:0 - Domenico Berardi 83'
Włochy: Gianluigi Donnarumma - Alessandro Florenzi (89. Giovanni Di Lorenzo), Francesco Acerbi, Alessandro Bastoni, Emerson Palmieri - Nicolo Barella, Jorginho, Manuel Locatelli - Federico Bernardeschi (64. Domenico Berardi), Andrea Belotti (79. Stefano Okaka), Lorenzo Insigne (89. Stephan El Shaarawy).
Polska: Wojciech Szczęsny - Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek, Arkadiusz Reca - Grzegorz Krychowiak, Jakub Moder (46. Jacek Góralski) - Sebastian Szymański (46. Piotr Zieliński), Karol Linetty (74. Arkadiusz Milik), Kamil Jóźwiak (46. Kamil Grosicki) - Robert Lewandowski.
Żółte kartki: Belotti - Krychowiak, Góralski
Czerwona kartka: Góralski 77'
Sędzia: Clement Turpin (Francja).