Mistrz wykorzystał potknięcie Rakowa z Lechem (3:3) i po zwycięstwie nad Cracovią (1:0) zepchnął ekipę Marka Papszuna z pierwszej lokaty. Czesław Michniewicz zapewnia, że przed meczem z Cracovią nie motywował swoich piłkarzy wynikiem z Poznania.
- Po meczu spytałem zawodników, czy pamiętają, kto był liderem 22 listopada 2019 roku i zgodnie z prawdą odpowiedzieli, że nie. Nie ma znaczenia, kto o tej porze jest liderem - ważne jest, kto będzie na pierwszym miejscu po 30. kolejce - mówi trener Legii.
- Cieszymy się, że udało nam się wygrać kolejne spotkanie i że gromadzimy punkty, ale nie skupiamy się na tym, że jesteśmy liderem. Wszystko zależy od nas, chcemy gromadzić punkty. Nikomu nie życzymy źle, ale też nikomu nie kibicujemy - dodaje Michniewicz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nożyce, poprzeczka, a potem... coś niewiarygodnego! To może być bramka roku
Warszawianie wygrali przy Kałuży 1, ale ich trener nie był zadowolony z gry swojego zespołu: - Za nami trudny mecz. Początek należał do nas, mieliśmy dużo składnych akcji, sytuacje, jednak piłka nie chciała wpaść do bramki. Potem mecz się wyrównał. Cracovia miała kilka szans, ale świetnie w naszej bramce spisywał się Czarek Miszta. Cieszę się, że udało się wygrać, bo w końcówce było nerwowo. Nie graliśmy za dobrze, oddaliśmy inicjatywę Cracovii.
Jak spotkanie widział Michał Probierz? - Zaczęliśmy za bojaźliwe, nie potrafiliśmy się utrzymać przy piłce. Legia nabrała pewności, miała indywidualności jak Luquinhas. Po przerwie wydawało się, że dobrze weszliśmy w mecz i straciliśmy gola z kontrataku. Graliśmy lepiej, ale za nerwowo.
- Przegraliśmy, ale mieliśmy duże straty. Wypadli nam Sadiković i Alvarez, nie chcieliśmy ryzykować występu Hanki. Mamy swoje problemy, ale nie płaczemy na zewnątrz - mówi trener Pasów, nawiązując do tego, że w ostatnich tygodniach COVID-19 mocno uderzył w jego drużynę.
Emocje w meczu Cracovia - Legia przedłużyły się o kilka minut. Po końcowym gwizdku sędzia Piotr Lasyk analizował jeszcze ostatnią akcję spotkania, sprawdzając, czy Pasom należał się rzut karny za rękę Tomasa Pekharta. Michniewicz i jego współpracownicy mieli wtedy do arbitra pretensje.
- Ale tylko o to, że to było grubo po czasie, ale sędzia tłumaczył, że doliczył 30 sekund, bo dał żółtą kartkę trenerowi Cracovii - tłumaczy trener Legii, dodając: - Oczywiście, końcówka była nerwowa, bo wszystko zależało od sędziego. Denerwowaliśmy się, czy nie ucieknie nam szansa na zwycięstwo. Na szczęście dla nas sędzia sprawdził sytuację i niczego nie zauważył. Wygraliśmy zasłużenie i z tego się cieszymy.
Probierz o tej sytuacji nie chce się wypowiadać. - Nie wiem, nie jestem sędzią. Nie wiem już, kiedy jest ręka, a kiedy nie ma - ucina w odpowiedzi na pytanie o swoją ocenę zdarzenia.