68 lat i wciąż w grze! Leszek Rorat strzelił bramkę w A-klasie i nie zamierza zwalniać. "Byle tylko zdrowie dopisywało"
- To był dla mnie szok. Mój wywiad i obok artykuł o Maradonie - mówi wzruszony Leszek Rorat. 68-latek znalazł się nagle w centrum uwagi piłkarskiego świata. Nie ma się jednak czemu dziwić, gdy w tym wieku wciąż strzela się gole dla swojego zespołu.
Ostatecznie Kasta Szczecin-Majowe rozbija Czarnych Czarnówko 20:0. Wynik jest jednak sprawą drugorzędną. Największym wydarzeniem jest trafienie pana Leszka.
Unikanie NFZ
Leszek Rorat do drużyny Kasty dołączył w 2016 roku. Początkowo miał jednak pełnić w klubie rolę trenera młodzieży.
- Leszek trafił do klubu jako trener trampkarzy i juniorów, miał się zajmować dziećmi. Szybko jednak zaczął również wchodzić na końcówki meczów jako zawodnik z doskoku, z zapasem sił i świeżością ducha. Co więcej, od czasu do czasu zdarzało mu się nawet strzelić bramkę. Trafienie z Czarnymi nie było jego pierwszym w Kaście - mówi w rozmowie z naszym serwisem Artur Brończyk, prezes Kasty Szczecin-Majowe.
Zapas sił i żelazna kondycja, to zdecydowanie coś, co wyróżnia pana Leszka na tle rówieśników. 68-latek przykłada jednak dużą wagę do utrzymania formy.
- Codziennie biegam po 5 kilometrów, a później jeszcze na orliku przez około godzinkę doskonalę swoją technikę. Uczestniczę także w treningach i meczach zespołu, jednak mój udział w nich odbywa się głównie na zasadzie motywacji chłopaków. Do gry przystępuje 18 zawodników, a ja walczę o to osiemnaste miejsce, tak by być w składzie. W ten sposób motywuję innych, by grali i trenowali jak najlepiej. Jak jest ta osiemnastka, to świetna sprawa, wtedy muszę dalej zasuwać, by móc awansować. To jednak przede wszystkim zabawa. W ten sposób unikam Narodowego Funduszu Zdrowia. Sam sobie jestem lekarzem - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Leszek Rorat.- Dam radę zagrać nawet 120 minut. Wiadomo, nie na maksymalnych obrotach, ale dałbym sobie jeszcze radę - podkreśla.
Słowa te potwierdza również Artur Brończyk. - To że gra, zawdzięcza tak naprawdę tylko i wyłącznie sobie, bo zdarzyło się już, że rozegrał niemal cały mecz. Trzeba mieć do niego za to szacunek, nie oszukujmy się - mówi.
Cel? 2023
Leszek Rorat bardzo chętnie opowiada o początkach swojej kariery. Choć od tego czasu minęło już ponad 60 lat, doskonale pamięta moment, w którym zakochał się w futbolu.
- Urodziłem się na wsi Marcinów, gdy miałem sześć lat, 15 czerwca 1958 roku, rodzice przenieśli się do Lubartowa, a już 20 czerwca tata zabrał mnie na mecz z okazji 35-lecia miejscowego Lewarta, na który została zaproszona Lechia Gdańsk. Na trybunach był wówczas obecny, jako gość honorowy, sam Kazimierz Górski. I tak od tego meczu zaczęła się moja przygoda z piłką - wspomina 68-latek. - Później rodzice zaczęli mi kupować piłeczki, z czasem zacząłem uczestniczyć w turniejach tzw. "dzikich drużyn" - kontynuuje.
To właśnie te zmagania, dla niezrzeszonych dzieciaków z miasteczka, otworzyły Roratowi drogę do piłkarskiej kariery. Organizujący zmagania trener Wiesław Jabłoński, postanowił stworzyć zespół z wyróżniających się zawodników. Ciekawy był zwłaszcza ówczesny sposób selekcji.
- Trener Jabłoński zaprosił około 60 wyróżniających się chłopców na turniej do hali. Zaczęło się jednak od tego, że zamknął nas w sali gimnastycznej, wysypał cały wór piłek do siatkówki i poprosił, byśmy bardzo mocno kopali w dowolnym kierunku. Po wszystkim została nas około połowa. Tym, którzy nie wytrzymali, płakali, trener dziękował. Została nas około 30 i tak rozpoczęła się moja przygoda w MKS Lewart Lubartów - opisuje Leszek Rorat.
Miłość do Lubartowa pozostała w sercu pana Leszka do teraz. Jak sam mówi, jego marzeniem jest wziąć udział w obchodach stulecia macierzystego klubu.
- W 2023 roku MKS Lewart Lubartów będzie obchodził 100-lecie istnienia, stulatek, moja miłość - podkreśla pan Leszek. - Jestem w kontakcie z panem Piotrem Podleśnym, który pracuje nad kroniką na stulecie. Przesyłam mu materiały, dość dużo się tego nazbierało, tak więc gdy tylko coś znajdę, to porcjami mu to przesyłam.
Leszek Rorat zapytany o to, jak to w ogóle się stało, że w wieku 68 lat, wciąż gra w piłkę, odpowiada bez wahania: - Pasja! Pasja od dziecka.
Tę pasję widać u niego na każdym kroku. - Już jako dzieciak prenumerowałem Sportowca i zachwycałem się zdjęciami piłkarzy, różnymi ujęciami akcji, sytuacji, rzutów karnych, obron bramkarskich czy tricków. Zrobiłem sobie nawet specjalny album, do którego wklejałem wycięte zdjęcia. Później jednak przestałem niszczyć te gazety, a zamiast tego zacząłem je zbierać. Oprawione roczniki mam do dziś - wspomina.
Wraz z wiekiem nie ma jednak mowy, by ta pasja w jakimkolwiek stopniu przygasła. - Dziś, gdy oglądam mecz w telewizji, wyłączam głos. Chcę móc na spokojnie analizować sobie oba zespoły począwszy od bramkarzy, aż do ataku. Obserwować akcje, ustawienie, pracę zespołu, poszczególnych formacji, sposób podań. I podłapuję różne nowinki - opowiada pan Leszek.
Oprócz wciąż aktywnego statusu piłkarza, Leszek Rorat to także wieloletni trener. Pod koniec XX wieku zdobył uprawnienia instruktora trenerskiego, a także zrobił studium podyplomowe na AWFiS w Gdańsku. Może pochwalić się licencją UEFA Grassroots C.
Z młodzieżą pracuje od lat. Aktualnie jest trenerem dzieci w Akademii Piłkarskiej Football Arena Bartosza Ławy i Kamila Grosickiego, choć z uwagi na pandemię, tę działalność na razie wstrzymał. - Do akademii jest kawałek drogi, musiałbym się dużo przesiadać w komunikacji miejskiej, nie chcę ryzykować, jestem w grupie ryzyka, podjąłem decyzję, że na razie to zawieszam - tłumaczy.
Wcześniej natomiast był m.in. wykładowcą akademickim Uniwersytetu Szczecińskiego, a także był członkiem sztabu w akademii piłkarskiej Pogoni Szczecin, gdzie pracował m.in. z przebijającymi się do pierwszego zespołu "Portowców" Filipem Balcewiczem i Hubertem Turskim. - Dołożyłem taką skromną cegiełkę do rozwoju talentu tych dzieciaków - mówi.
- Jest to przesympatyczny człowiek, pomocny, ma doświadczenie w trenowaniu dzieci i młodzieży. Ma pojęcie o tym co robi, jest dobrym kolegą i fajnym człowiekiem - chwali pana Leszka Artur Brończyk.
Teraz, po kilkudziesięciu latach w świecie piłki, dla pana Leszka nastał wyjątkowy czas. Znalazł się w centrum zainteresowania mediów. Jeden z tekstów na swój temat wspomina szczególnie. - Udzieliłem wywiadu w "Głosie Szczecińskim". Kupuję gazetę, otwieram i jest mój wywiad, a obok "ręka boga" i tekst o Diego Maradonie. To był dla mnie szok. Mój wywiad i obok artykuł o Maradonie - mówi wzruszony pan Leszek.
68-letni napastnik podkreśla jednak, że wciąż nie powiedział ostatniego słowa. - Dopóki nóżki, serce i głowa będą mnie wspierać, dopóty będę grał - zapowiada.
Czytaj także:
- Marek Wawrzynowski: Lech Poznań nie pokazał nic wielkiego w Europie [FELIETON]
- Wraca temat obywatelstwa dla Suareza. Juventus na celowniku prokuratury!