"Leszek! Leszek! Leszek! Leszek!" - rozbrzmiewa skandowanie przy ulicy Pomarańczowej w Szczecinie. Rzadko kiedy zdobycie piętnastej bramki w meczu wzbudza tyle emocji. Jeżeli strzelcem gola jest jednak Leszek Rorat - 68-letni weteran piłkarskich boisk - to nikogo nie powinno to dziwić. Napastnik pewnie wykańcza podanie od 48 lat młodszego Konrada Fijałkowskiego.
Ostatecznie Kasta Szczecin-Majowe rozbija Czarnych Czarnówko 20:0. Wynik jest jednak sprawą drugorzędną. Największym wydarzeniem jest trafienie pana Leszka.
Unikanie NFZ
Leszek Rorat do drużyny Kasty dołączył w 2016 roku. Początkowo miał jednak pełnić w klubie rolę trenera młodzieży.
- Leszek trafił do klubu jako trener trampkarzy i juniorów, miał się zajmować dziećmi. Szybko jednak zaczął również wchodzić na końcówki meczów jako zawodnik z doskoku, z zapasem sił i świeżością ducha. Co więcej, od czasu do czasu zdarzało mu się nawet strzelić bramkę. Trafienie z Czarnymi nie było jego pierwszym w Kaście - mówi w rozmowie z naszym serwisem Artur Brończyk, prezes Kasty Szczecin-Majowe.
Zapas sił i żelazna kondycja, to zdecydowanie coś, co wyróżnia pana Leszka na tle rówieśników. 68-latek przykłada jednak dużą wagę do utrzymania formy.
- Codziennie biegam po 5 kilometrów, a później jeszcze na orliku przez około godzinkę doskonalę swoją technikę. Uczestniczę także w treningach i meczach zespołu, jednak mój udział w nich odbywa się głównie na zasadzie motywacji chłopaków. Do gry przystępuje 18 zawodników, a ja walczę o to osiemnaste miejsce, tak by być w składzie. W ten sposób motywuję innych, by grali i trenowali jak najlepiej. Jak jest ta osiemnastka, to świetna sprawa, wtedy muszę dalej zasuwać, by móc awansować. To jednak przede wszystkim zabawa. W ten sposób unikam Narodowego Funduszu Zdrowia. Sam sobie jestem lekarzem - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Leszek Rorat.
Zapytany, czy wciąż byłby w stanie rozegrać pełne 90 minut, nie ma co do tego wątpliwości.
- Dam radę zagrać nawet 120 minut. Wiadomo, nie na maksymalnych obrotach, ale dałbym sobie jeszcze radę - podkreśla.
Słowa te potwierdza również Artur Brończyk. - To że gra, zawdzięcza tak naprawdę tylko i wyłącznie sobie, bo zdarzyło się już, że rozegrał niemal cały mecz. Trzeba mieć do niego za to szacunek, nie oszukujmy się - mówi.
Cel? 2023
Leszek Rorat bardzo chętnie opowiada o początkach swojej kariery. Choć od tego czasu minęło już ponad 60 lat, doskonale pamięta moment, w którym zakochał się w futbolu.
- Urodziłem się na wsi Marcinów, gdy miałem sześć lat, 15 czerwca 1958 roku, rodzice przenieśli się do Lubartowa, a już 20 czerwca tata zabrał mnie na mecz z okazji 35-lecia miejscowego Lewarta, na który została zaproszona Lechia Gdańsk. Na trybunach był wówczas obecny, jako gość honorowy, sam Kazimierz Górski. I tak od tego meczu zaczęła się moja przygoda z piłką - wspomina 68-latek. - Później rodzice zaczęli mi kupować piłeczki, z czasem zacząłem uczestniczyć w turniejach tzw. "dzikich drużyn" - kontynuuje.
To właśnie te zmagania, dla niezrzeszonych dzieciaków z miasteczka, otworzyły Roratowi drogę do piłkarskiej kariery. Organizujący zmagania trener Wiesław Jabłoński, postanowił stworzyć zespół z wyróżniających się zawodników. Ciekawy był zwłaszcza ówczesny sposób selekcji.
- Trener Jabłoński zaprosił około 60 wyróżniających się chłopców na turniej do hali. Zaczęło się jednak od tego, że zamknął nas w sali gimnastycznej, wysypał cały wór piłek do siatkówki i poprosił, byśmy bardzo mocno kopali w dowolnym kierunku. Po wszystkim została nas około połowa. Tym, którzy nie wytrzymali, płakali, trener dziękował. Została nas około 30 i tak rozpoczęła się moja przygoda w MKS Lewart Lubartów - opisuje Leszek Rorat.
Miłość do Lubartowa pozostała w sercu pana Leszka do teraz. Jak sam mówi, jego marzeniem jest wziąć udział w obchodach stulecia macierzystego klubu.
- W 2023 roku MKS Lewart Lubartów będzie obchodził 100-lecie istnienia, stulatek, moja miłość - podkreśla pan Leszek. - Jestem w kontakcie z panem Piotrem Podleśnym, który pracuje nad kroniką na stulecie. Przesyłam mu materiały, dość dużo się tego nazbierało, tak więc gdy tylko coś znajdę, to porcjami mu to przesyłam.
- Byle tylko zdrowie dopisywało i żebym dotrwał do tego stulecia - zaznacza nasz rozmówca.
Na równi z Maradoną
Leszek Rorat zapytany o to, jak to w ogóle się stało, że w wieku 68 lat, wciąż gra w piłkę, odpowiada bez wahania: - Pasja! Pasja od dziecka.
Tę pasję widać u niego na każdym kroku. - Już jako dzieciak prenumerowałem Sportowca i zachwycałem się zdjęciami piłkarzy, różnymi ujęciami akcji, sytuacji, rzutów karnych, obron bramkarskich czy tricków. Zrobiłem sobie nawet specjalny album, do którego wklejałem wycięte zdjęcia. Później jednak przestałem niszczyć te gazety, a zamiast tego zacząłem je zbierać. Oprawione roczniki mam do dziś - wspomina.
Wraz z wiekiem nie ma jednak mowy, by ta pasja w jakimkolwiek stopniu przygasła. - Dziś, gdy oglądam mecz w telewizji, wyłączam głos. Chcę móc na spokojnie analizować sobie oba zespoły począwszy od bramkarzy, aż do ataku. Obserwować akcje, ustawienie, pracę zespołu, poszczególnych formacji, sposób podań. I podłapuję różne nowinki - opowiada pan Leszek.
Oprócz wciąż aktywnego statusu piłkarza, Leszek Rorat to także wieloletni trener. Pod koniec XX wieku zdobył uprawnienia instruktora trenerskiego, a także zrobił studium podyplomowe na AWFiS w Gdańsku. Może pochwalić się licencją UEFA Grassroots C.
Z młodzieżą pracuje od lat. Aktualnie jest trenerem dzieci w Akademii Piłkarskiej Football Arena Bartosza Ławy i Kamila Grosickiego, choć z uwagi na pandemię, tę działalność na razie wstrzymał. - Do akademii jest kawałek drogi, musiałbym się dużo przesiadać w komunikacji miejskiej, nie chcę ryzykować, jestem w grupie ryzyka, podjąłem decyzję, że na razie to zawieszam - tłumaczy.
Wcześniej natomiast był m.in. wykładowcą akademickim Uniwersytetu Szczecińskiego, a także był członkiem sztabu w akademii piłkarskiej Pogoni Szczecin, gdzie pracował m.in. z przebijającymi się do pierwszego zespołu "Portowców" Filipem Balcewiczem i Hubertem Turskim. - Dołożyłem taką skromną cegiełkę do rozwoju talentu tych dzieciaków - mówi.
- Jest to przesympatyczny człowiek, pomocny, ma doświadczenie w trenowaniu dzieci i młodzieży. Ma pojęcie o tym co robi, jest dobrym kolegą i fajnym człowiekiem - chwali pana Leszka Artur Brończyk.
Teraz, po kilkudziesięciu latach w świecie piłki, dla pana Leszka nastał wyjątkowy czas. Znalazł się w centrum zainteresowania mediów. Jeden z tekstów na swój temat wspomina szczególnie. - Udzieliłem wywiadu w "Głosie Szczecińskim". Kupuję gazetę, otwieram i jest mój wywiad, a obok "ręka boga" i tekst o Diego Maradonie. To był dla mnie szok. Mój wywiad i obok artykuł o Maradonie - mówi wzruszony pan Leszek.
68-letni napastnik podkreśla jednak, że wciąż nie powiedział ostatniego słowa. - Dopóki nóżki, serce i głowa będą mnie wspierać, dopóty będę grał - zapowiada.
Czytaj także:
- Marek Wawrzynowski: Lech Poznań nie pokazał nic wielkiego w Europie [FELIETON]
- Wraca temat obywatelstwa dla Suareza. Juventus na celowniku prokuratury!
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: potężny strzał, odrobina szczęścia i... fantastyczny gol. Palce lizać!