Niech młodzi wyjeżdżają z Polski - rozmowa z Marcinem Wasilewskim, obrońcą reprezentacji Polski i Anderlechtu Bruksela

W poprzednim sezonie zdobył osiem bramek. Przez prawie trzy lata gry w lidze belgijskiej bramkarzy pokonywał już czternastokrotnie. Nie jeden pomocnik nie zawstydziłby się takiej statystyki. Marcin Wasilewski, obrońca Anderlechtu Bruksela po prostu ma nosa do wpisywania się na listę strzelców. - Biegnę w pole karne i czekam. A koledzy we mnie trafiają - śmieje się Wasilewski

Sebastian Staszewski: We wtorek twój Anderlecht zapewnił sobie awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów po nietypowym wyniku. Przegraliście 1:3 z tureckim Svassporem. Oni zagrali tak dobrze czy wy tak słabo?

Marcin Wasilewski: - Nasza wina. Całe szczęście, że w pierwszym spotkaniu rozgromiliśmy ich 5:0. Nie ma się co oszukiwać, zachowaliśmy się jak amatorzy. Po prostu nieprofesjonalne podejście. Przyznam się, że zlekceważyliśmy Turków. No i skończyło się tym, że dostaliśmy trójkę. I cześć.

Takie sytuacje w profesjonalnym, zachodnim klubie raczej nie powinny się przydarzać. Szczególnie w europejskich pucharach.

- Oczywiście, że nie. Ale tak niestety było. Pierwsze 20 minut i już przegrywaliśmy 0:2. Dopiero po takim zimnym prysznicu wzięliśmy się do roboty, ale nic tym nie wskóraliśmy. Awans awansem, choć jakiś niesmak pozostał. Jedno jest pewne - to już się nie powtórzy. Tak powiedzieliśmy sobie w szatni.

Każdy trener po takim występie dostałby chyba białej gorączki. W szatni było gorąco, kiedy Ariel Jacobs rozpoczął swoją przemowę?

- Mówił, że tak nie powinno być. Rozumiem jego złość, ale zachował klasę i nie rzucał w nas butami (śmiech). Chwalił zespół mimo wszystko za to, że po utracie dwóch bramek zareagowaliśmy odpowiednio i wzięliśmy się za robotę. Ale tu nie ma łaski. Za to nam płacą i to nasz obowiązek.

Mimo tego incydentu w klubie panuje pewnie ogólna motywacja, aby odebrać mistrzostwo Standardowi Liege. Zespół trenera Lászlo Bölöniego wyrwał wam przecież tytuł dopiero po dwóch dodatkowych spotkaniach.

- Założenia w Anderlechcie zawsze są takie same. Walka o mistrza. Tym razem musimy odbić mistrzostwo Standardowi i to zrobimy. Nie wyobrażam sobie, aby było inaczej. W Belgii gram już prawie trzy lata i na koncie mam tylko jeden tytuł. Stanowczo za mało. Drugim celem jest awans do Champions League, o którym wspomniałem. Wykonaliśmy ten plan w 50 proc. Została nam już tylko czwarta runda.

Sezon zacząłeś od wejścia smoka. Pierwszy mecz z KV Kortrijk i od razu bramka.

- Fajnie, że wpadło, ale o koronę króla strzelców nie walczę. Piłka to gra zespołowa i wszystkie bramki idą na korzyść drużyny. A to, że te piłki wpadają do siatki to fajna sprawa. Zawsze można się nacieszyć z kibicami, spuścić z siebie trochę emocji. No i poczuć się jak napastnik.

To może warto spróbować gry na tej pozycji?

- Oj, nie, nie. Nie ma szans. OK., mam nosa do strzelania tych bramek, ale to nie moja pozycja. Poza tym wielka zasługa jest moich kolegów, bo znakomicie dogrywają mi piłkę. Nie raz wystarczy tylko wycelować i huknąć. Biegnę w pole karne, czekam a oni we mnie trafiają (śmiech).

W poprzednim sezonie trafiłeś do bramki ośmiokrotnie. W tym wypada rozbić dychę.

- Nie mam takich założeń. Zakładać to mogę mistrzostwo Belgii, ale nie to, ile bramek uda się trafić. Proste zdanie: im więcej, tym lepiej. I dla mnie i dla zespołu.

Szkoda, że w kadrze nie jesteś tak skuteczny. Na razie twój licznik zatrzymał się na jednej bramce strzelonej Zjednoczonym Emiratom Arabskim.

- Dopiero od niedawna Leo pozwolił mi wchodzić przy stałych fragmentach w pole karne, więc może piłeczka zacznie w końcu wpadać. Kiedyś robiłem to sporadycznie, przeważnie zostawałem na swojej połowie. Inna sprawa, że na kadrze nie ma czasu, aby trenować te stałe fragmenty. Zgrupowania są krótkie i nie zawsze wystarcza czasu, żeby do perfekcji dopracować dośrodkowania. Ale może karta się odwróci. Wszystko w rękach kolegów, a może bardziej w ich nogach. Jeśli jakaś fajna piłka spadnie na moją głowę oczywiście postaram się pokonać bramkarza.

Belgijscy kibice zauważyli, że dostajesz coraz mniej żółtych kartek. Czyżbyś z wiekiem stawał się łagodniejszy?

- Nie, nie. Rozwiązania szukałbym gdzie indziej. Sędziowie już się chyba przyzwyczaili do mojej gry i rozumieją, że to piłka a nie warcaby. Kiedyś mówili na mnie "rzeźnik" i "morderca". I czasem pojawiają się takie komentarze, ale już mniej. Kibice także widzą, że te moje faule wynikają z waleczności i zaangażowania a nie z jakiejś żałośliwości.

Zaangażowanie, waleczność, agresywność. Wypisz wymaluj kandydat do gry w angielskiej Premiership. Zobaczymy wreszcie "Wasyla" na Wyspach?

- Było zainteresowanie Hull City i Stoke, ale jak widać dalej jestem w Belgii. Ja jestem gotowy do gry w Anglii, ale sprawy leżą po stronie klubu. Nie pojadę wcisnąć się do klubu. Niech menadżer działa.

Lata mijają. Masz coraz mniej czasu, żeby przebić się do ligi angielskiej.

- No dokładnie. Zaraz stuknie mi trzydziestka a młodszy już nie będę. Musze pośpieszyć menadżera.

Klub też nie będzie zadowolony, jeżeli odejdziesz. Negocjację o twoją kartę zaczynają się od trzech milionów euro.

- Ostatnio w ogóle było sporo zamieszania w związku z transferami. Kilku zawodników chciało odejść, ale Anderlecht nie puścił ich przed meczami eliminacyjnymi do Ligi Mistrzów. Koledzy się trochę zdenerwowali. A sytuacja jest uzależniona od tego czy awansujemy. Jeżeli tak może nas ktoś jeszcze zasilić. Jeżeli nie, pewnie kilka nazwisk nas opuści.

W kontekście gry w Anderlechcie wymieniano już z tuzin polskich piłkarzy. Od Rogera i Łukasza Garguły zaczynając na Pawle Brożku czy Marcinie Kuźbie kończąc. Dziś jakiś Polak ma szansę trafić na Stadion Constantego Vaden Stocka?

- Wcześniej faktycznie było kilka tematów, ale ostatnio zupełna cisza. Nikt o nic się nie pytał. Klub ma bardzo rozwiniętą siatkę scoutów i oni na pewno penetrują bardzo dokładnie rynek polski. Na razie nie zrobiliśmy transferów, więc jeżeli awansujemy do Champions League to z pewnością kogoś sprowadzimy. Może kogoś z Polski? Byłoby fajnie.

Przejdźmy może do spraw związanych z reprezentacją. O miejsce w składzie na mecz z Grecją będziesz ponownie rywalizował z Jakubem Rzeźniczakiem z Legii.

- A jest jeszcze Paweł Golański i Łukasz Piszczek w Herhcie. Kadra to takie miejsce gdzie nie grają faworyci tylko najlepsi. Trener ma swoją koncepcję i po tym, jak zawodnik prezentuje się na zgrupowaniu czy w lidze wybiera tych, którzy są mu potrzebni. Każdym treningiem trzeba udowadniać swoją przydatność.

Do kadry dołączył Ludovic Obraniak. Choć ma polski paszport to taki drugi Roger. To dobra decyzja sztabu szkoleniowego?

- Jedno jest pewne: Ludovic to czołowa postać ligi francuskiej. Strzela bramki, piszą o nim gazety, nie jest anonimowy. Rozmawiałem z kolegami, którzy grają we Francji i zbiera bardzo pochlebne recenzje. Jeżeli Beenhakker widzi go w kadrze to ja trenerowi ufam. Na pewno kadra na nim skorzysta. Może grać i w środku i na lewej pomocy, tak?

Dokładnie. Może będziesz jego przewodnikiem? Znasz przecież francuski.

- Znam podstawy, ale z dogadaniem nie będzie problemu. Poza tym jest jeszcze w kadrze Irek Jeleń i Darek Dudka, którzy również mówić w tym języku potrafią. A i chyba sam trener jakieś podstawy ma, więc Obraniak będzie miał się do kogo odezwać. To ważne, żeby się szybko zaaklimatyzował, bo będzie nam potrzebny już w najbliższych spotkaniach.

Jeżeli jesteśmy już przy kadrze trzeba zapytać o następcę Leo. Ostatnio media podały nazwisko Stefana Majewskiego. Ale to chyba jakiś ponury żart.

- Żart, nie żart. Nie mnie o tym mówić. Jestem zawodnikiem i mam grać. Poza tym jest trener Beenhakker i po co go grzebać? Wierzmy w to, że osiągniemy sukces. Nie skreślajcie nas już teraz. Holender to naprawdę dobry szkoleniowiec. A jego następcę wybiorą w PZPN, a nie my piłkarze.

Franciszek Smuda. Ten trener by ci pasował na stanowisku selekcjonera?

- Nie chcę o tym mówić. Naprawdę zajmijmy się futbolem.

Futbolem, albo bardziej rozgrywkami poza boiskiem zajmują się nasi działacze. Ostatnio ucierpiał na tym ŁKS.

- Wszystko zmieniało się co kilka dni. To była parodia. Nie da się inaczej tego określić. ŁKS gra w pierwszej lidze i taka sytuacja jest chora. Piłkarze nie wiedzą jak mają planować urlopy. Trenerzy jak się przygotowywać i jak robić transfery. Nie wiadomo, kto zagra, kiedy i czy w ogóle będą baraże. Tego wyrzucają, tego przywracają. Matko, to tylko piłka. A oni robią z tego szopkę. Piłkarze są w próżni i oby się to wszystko wyprostowało.

Mając ofertę z klubu zagranicznego polski piłkarz dziś nie powinien się nawet zastanawiać. Telefon do żony, walizka w rękę, wsiąść do samolotu i lecieć podpisać nowy kontrakt.

- O ile klub i żoną pozwolą (śmiech). Ale taka jest prawda. Młodzi piłkarze, jeżeli mają możliwość niech wyjeżdżają. W naszej lidze dzieje się jakiś cyrk, więc ciężko normalnie w niej grać. Ale każdy decyduje za siebie. Ma swoje cele, plany, rodzinę. Ja wyjechałem i wiem jedno: nie żałuję.

Komentarze (0)