Sebastian Coltescu znalazł się na ustach piłkarskiego świata po tym, jak w trakcie wtorkowego meczu Paris Saint-Germain - Istanbul Basaksehir wskazał na asystenta trenera drużyny gości Pierre'a Webo określając go mianem "ten czarny".
"Zobacz na czarnego. Podejdź tam i sprawdź, kto to jest. Ten czarny, on nie może się tak zachowywać" - mówił Coltescu do sędziego głównego. Po tych słowach natychmiast rozpętała się burza, a oba zespoły, na znak protestu, zeszły z boiska. Takiej sytuacji w historii Ligi Mistrzów jeszcze nie było. Ostatecznie UEFA postanowiła dokończyć ten mecz w środę, już z innymi arbitrami.
O całą sytuację zapytaliśmy Michała Listkiewicza, wieloletniego delegata UEFA i FIFA, który też bywał w różnych opałach w związku z pełnieniem tej funkcji. Co robić w takiej sytuacji, a przede wszystkim do kogo należy decyzja, co dalej z meczem? Listkiewicz wytłumaczył nam procedury, jakie powinny mieć zastosowanie w takim przypadku.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: To, co się wydarzyło w Paryżu, nie ma precedensu. Jak pan ocenia całą sytuację?
Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy, prezes PZPN, wieloletni delegat UEFA i FIFA: Co do samego słowa, którego użył rumuński sędzia, to trzeba by zapytać jakiegoś profesora języka rumuńskiego, rumuńskiego Miodka czy Bralczyka. No bo jeśli arbiter użył określenia rasistowskiego, to nie ma zmiłuj - dożywotnia dyskwalifikacja, infamia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale wściekłość! Trener w Rumunii wpadł w szał
Z tego, co słyszymy, to słowo po rumuńsku nie ma wydźwięku negatywnego, oznacza po prostu "czarny". Natomiast nie ma chyba wątpliwości, że arbiter nie powinien w ten sposób definiować zawodnika czy trenera, po kolorze skóry…
Oczywiście, to na pewno było niefortunne. Ale nie popadajmy w paranoję: najlepiej gdyby powiedział na przykład "ten trzeci z lewej". Powtarzam jednak: nie dajmy się zwariować. Czy gdyby na przykład sędzia powiedział "żółta dla rudego", to Zbigniew Boniek by się obraził, gdyby to o niego chodziło? Nie sądzę! Albo gdybym był na imprezie, gdzie są sami czarnoskórzy i jeden z nich by powiedział: o, przyszedł biały, to czy bym się obraził? No nie! Albo Fabrizio Ravanelli i kartka dla "siwego"? UEFA walczy z rasizmem i to jest bardzo dobre. Rasizm to ohyda, podobnie jak ksenofobia i wszystkie inne przejawy nienawiści. Niemniej nie szukajmy go na siłę wszędzie...
Będzie dochodzenie, zobaczymy, jak to UEFA oceni. Natomiast, czy drużyny mają prawo odmówić kontynuacji gry w takiej sytuacji?
Absolutnie nie! To mógłby być obustronny walkower. Takie rzeczy są niezgodne z przepisami, niedopuszczalne. To zachowanie rodem z B-klasy, gdzie czasem sędzia nie gwizdnie karnego i w ramach protestu jeden z zespołów opuszcza plac gry. Ale takie zachowanie w Lidze Mistrzów? Skandaliczne zachowanie obu zespołów.
Jak to powinno wyglądać?
Sytuacją na stadionie zarządza delegat UEFA, tylko on ma prawo podjąć odpowiednie decyzje. W sytuacji kryzysowej, a taka nastąpiła, delegat zwołuje spotkanie z przedstawicielami obu ekip i szefem bezpieczeństwa na stadionie. Temat zostaje poruszony, a delegat czeka na instrukcje i wskazówki z góry. To w żaden sposób nie jest decyzja jednego czy dwóch zespołów. Gra powinna być kontynuowana, a sprawa na spokojnie wyjaśniona. Tak byłoby najlepiej.
Turcy chcieli podobno grać, ale pod warunkiem, że rumuński arbiter zostałby odsunięty…
To niedopuszczalna ingerencja. Od tego jest delegat, przepisy, normalna ścieżka, można złożyć protest. Sprawa i tak będzie wyjaśniana. Powtarzam: mecz powinien być kontynuowany. Piłkarze nie mogą decydować o tym, czy gramy dalej, czy nie.
Przełożono go jednak na środę, z inną obsadą sędziowską...
I oby to nie było otwarcie puszki Pandory, precedens. Choć oczywiście w pewnym sensie rozumiem decyzję UEFA, że nie chciano podgrzewać jeszcze emocji. Niemniej nie skazujmy tego człowieka od razu: jeszcze raz: gdyby był rasizm, to rumuński arbiter zasługuje na banicję i surową karę. Ale jeśli to niefortunna sytuacja, to być może UEFA powinna mu nawet podać pomocną dłoń.
Pan wiele lat był delegatem UEFA i FIFA. Miał pan zapalne sytuacje?
Zdarzało się. Pamiętam mecz Iranu na mistrzostwach świata we Francji. Byłem tam delegatem FIFA. Patrzymy, a irańscy kibice mają na sobie koszulki z jakimś liderem opozycji. A FIFA też nie pozwala na demonstracje polityczne na trybunach. I co tu robić? Logika nakazywałaby, żeby nakazać im zdjęcie tych koszulek. No to rozmawiam z francuskim szefem policji, ale on kategorycznie odmawia pomocy, mówiąc, że francuskie prawo zakazuje mu nakłaniania czy zmuszania kogoś do przebrania się. Załatwiliśmy więc sprawę inaczej. Umówiłem się z realizatorami TV, że w trakcie transmisji nie będą pokazywać tego sektora. Przydały się tu moje doświadczenia z Białorusi.
Z Białorusi?
Tak, byłem kiedyś delegatem na mecz Białoruś - Cypr. Cypryjczycy wywiesili transparent, że Cypr jest grecki. Nakłanialiśmy ich, żeby to zdjęli, ale nie chcieli. I wtedy ktoś z białoruskiej federacji poradził mi, żebym pogadał z operatorem białoruskiej telewizji. Że za litra to się pewnie załatwi.
Za litr wódki?
No tak, a czego? I faktycznie. Dałem człowiekowi litr wódki, a on w zamian za to przez cały mecz zgrabnie omijał w transmisji ten nieszczęsny transparent. Nawet nie wystąpiłem o zwrot tej kasy, poszło z mojej kieszeni (śmiech). Czasem i tak trzeba było sobie radzić. Mamy podręcznik UEFA, gdzie są wymienione zabronione symbole i tak dalej. Ale czasem dochodzi do trudnych sytuacji. W podręczniku UEFA na przykład zabronione są symbole związane z Banderą, bo uznany jest za przedstawiciela ruchu nacjonalistycznego. Ale na Ukrainie zwalczanie symboli banderowskich jest z kolei przestępstwem. Czyli na przykład: jestem na Ukrainie, widzę transparent na meczu i nakazuję go zdjąć. Z jednej strony postępuję podręcznikowo, ale w tym momencie według ukraińskiego prawa popełniam przestępstwo. I co tu zrobić? Czasem to naprawdę są bardzo trudne sytuacje. Nie ma co pochopnie oceniać i od razu stygmatyzować.