Polskie Orły z Dublina - wyjątkowy klub w wyjątkowym miejscu

Materiały prasowe / Na zdjęciu: drużyna Polskie Orły
Materiały prasowe / Na zdjęciu: drużyna Polskie Orły

Polskie Orły z Dublina to wyjątkowy klub. Nie tylko podchodzą do piłki profesjonalnie, ale też są w ważnym miejscu dla polskiej mniejszości w Irlandii. I co ważne, trenują tuż obok miejsca, w którym Jan Paweł II odprawiał mszę dla ponad miliona osób.

W tym artykule dowiesz się o:

Początkowo patrzono na nich nieco podejrzliwie. Nie mogli znaleźć sobie dobrego miejsca do treningu. O problemie Polskich Orłów, biało-czerwonej akademii z Dublina, usłyszał Niall Quinn, który jest jedną z największych legend tutejszego futbolu. Gdy przyszedł na trening, pokiwał głową z uznaniem. Wykonał kilka telefonów i w sprawę zaangażowała się Irlandzka Federacja Piłkarska. Miejsce się znalazło. Najlepsze ze wszystkich.

Cztery pełnowymiarowe przepiękne boiska trawiaste, na których trenują dzieci "Polish Eagles", położone są tuż obok potężnego krzyża wzniesionego w 1979 roku z okazji wizyty Jana Pawła II. Była to pierwsza zagraniczna podróż Papieża Polaka. Na mszę przyszło ponad 1,25 miliona osób. To niemal jedna trzecia całego narodu. Dziś w tym samym miejscu trenuje około 130 dzieci w biało-czerwonych koszulkach z orzełkiem na piersi. Na plecach mają małe flagi: polską i irlandzką.

Wszystko zaczęło się od przypadkowego spotkania w sklepie. Artur Kaźmierczak, polski trener i skaut PZPN, zobaczył znajomą twarz.
- Mariusz? – zapytał faceta przy półce.
- Tak, to ja – potwierdził rozmówca. Dla Mariusza Kukiełki, 20-krotnego reprezentanta Polski, było to początkowo jedno z wielu spotkań. Z czasem zamieniło się we wspólny projekt. Założyli szkółkę piłkarską. Mariusz naciskał na nią od początku, Artur był nieco sceptyczny. Niby chciał, ale się opierał.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale wściekłość! Trener w Rumunii wpadł w szał

Mariusza wszyscy znają, jego nazwisko przyciąga rodziców młodych piłkarzy. Artur był znany w środowisku piłkarskim jako łowca polskich talentów w Irlandii. Jeździł po kraju, szukał zawodników pochodzących z rodzin polskich imigrantów i wysyłał informacje do PZPN. W piłkę grał najwyżej w III lidze we Wrześni. Przyjechał do Irlandii w 2004 roku. Na fali wejścia Polski do Unii Europejskiej wsiadł w autobus w Poznaniu i po 48 godzinach był w Dublinie. W Polsce zostawił dobrą pracę szefa w restauracji, w Irlandii czekał na niego tylko przystanek autobusowy i wielka przygoda. Dostosował się. – Łapałem się czegokolwiek i przetrwałem. Dzięki tamtym doświadczeniom dziś niczego się nie boję, nie ma wyzwania, któremu nie sprostam – śmieje się. Jest odpowiedzialny w akademii za wszystkie sprawy organizacyjne.

Na początku pobytu w Irlandii spotkali się z grupą Polaków i założyli amatorską drużynę piłkarską. Byli tam chłopcy z niższych lig z Polski. Przez dwa lata nikt nie był w stanie ich pokonać. Drużyna nazywała się "Polskie Orły". Po wielu latach odświeżyli kontakty, część chłopaków pracuje dziś w akademii. I tak samo jak wtedy, w latach 2006-08, chcą być niepokonani.

- Ludzie patrzą z dużym uznaniem na naszą pracę. Doceniają nas. Jest tu o nas głośno. Większość lokalnych klubów prowadzą rodzice, pasjonaci. U nas są trenerzy z licencjami UEFA, mamy naprawdę wysoki poziom. Drużyna Mariusza z 2009 roku to postrach Dublina – mówi Kaźmierczak.

Informacje o powstaniu klubu i pierwszym treningu wrzucili do Internetu, powiedzieli też tu i ówdzie wierząc w nieśmiertelną siłę poczty pantoflowej. Na pierwszy trening przyszło około 50 osób. - Trochę się tego obawialiśmy, obstawialiśmy, ilu będzie. Ale 50 to była bardzo dobra grupa, odetchnęliśmy z ulgą. Zrobiliśmy małe powitanie i wzięliśmy się do roboty. Potem z każdym dniem przybywało nam zawodników. Plany nieco pokrzyżowała pandemia, ale nie poddaliśmy się i już wróciliśmy do gry. Jest o nas coraz głośniej, przychodzi sporo nowych dzieci – opowiada Kaźmierczak.

Klub to coś więcej niż tylko futbol. W Irlandii żyje ponad 120 tysięcy Polaków. Jesteśmy tu drugą największą nacją, zaraz po miejscowych. Nie wszyscy trzymają się razem, klub jest miejscem, które ich łączy.

- Staramy się robić różne imprezy, które scalają społeczność. Niedawno mieliśmy Mikołajki, teraz wspólne śpiewanie kolęd po polsku razem z chórem "Koniczynki". Chcemy być miejscem, które jest ważne dla całej społeczności Polaków w Dublinie. Mamy sporo pomysłów, zobaczymy, co uda się zrealizować. Dziś mamy też sporo dzieci z mieszanych rodzin, lub z korzeniami polskimi. Ale nie zamykamy się tylko na rodaków - zaznacza menedżer akademii.

Na razie Irlandczycy patrzą na polski projekt z zaciekawieniem. Ale bez niechęci. Mariusz Kukiełka w wywiadzie z WP SportoweFakty opowiadał: - Irlandczycy są do Polaków przyjaźniej nastawieni. W Dreźnie grupka starszych panów przywitała mnie mówiąc: "Auslander raus" czyli "obcokrajowcy wynocha". Kiedyś odwiedzili mnie znajomi i poszliśmy na zakupy. Pani w sklepie słysząc, że rozmawiamy po polsku podeszła i zapytała, czy moi przyjaciele coś kupują. "Jeżeli nie, to proszę wyjść" - powiedziała wskazując na drzwi. Polskie kasjerki miały zakaz rozmów w naszym języku. W Dublinie nie ma dyskryminacji, niechęci, a Polacy są wszędzie, pracują w urzędach, szkołach, szpitalach, hotelach. Irlandczycy nas cenią. Człowiek czuje się tu jak u siebie, nawet nie znając języka.

Polskie Orły to miejsce inne niż wszystkie. Polacy pokazują, że można mieć inne podejście do treningu. Ważne jest, żeby dzieci spędzały dobrze czas, żeby wszyscy czuli się tu jak u siebie w domu. – U nas w akademii trenerzy nie używają gwizdków. Nie ma też słowa "źle". Zamiast tego wolimy powiedzieć "spróbuj jeszcze raz". Dlatego dziś jak przychodzisz na trening, widzisz grupę uśmiechniętych dzieciaków, które przyszły tu, bo kochają piłkę, nie dlatego, że kazali im rodzice - mówi Artur.

A szczęśliwe dziecko to oczywiście szczęśliwy rodzic. - Niedawno jeden z Irlandczyków, ojciec naszego chłopca, powiedział mi: "Słuchaj no, nie wiem, jak to robicie, ale mój chłopak nie może się doczekać kolejnego treningu. To najlepszy klub na ziemi. Będę wszystkim o tym mówił". Zrobiło się od razu cieplej. A ten rodzic jest taksówkarzem, więc ma spore możliwości – dodaje ze śmiechem.

Polskie Orły rosną w siłę. O sukcesach młodych zawodników jest już głośno w naszym kraju. Do klubu dzwonią skauci z polskich akademii, pytają, zapraszają na testy. - Bawimy się tutaj dobrze, ale też pracujemy naprawdę ciężko. Bo co tu dużo ukrywać, mamy swoje marzenia. Wychować reprezentanta Polski. Albo reprezentantkę - kończy Artur Kaźmierczak.

ZOBACZ Czy Anglicy wychowają reprezentantów Polski

ZOBACZ Coraz więcej chłopców wychowanych w Niemczech gra dla Polski

Komentarze (5)
avatar
miro-miro
26.12.2020
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Pierwsza zagraniczna podróż JPII byla do Meksyku 
avatar
Maciek Tarłowski
26.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Czy Dziwisz już przebaczył tym chłopakom ? Pytam w kontekście tego gagu o JPII, równie potrzebnym w tym artkule jak rybie - rower... 
dopowiadacz
26.12.2020
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Też uważam , że profesjonalnego , polskiego futbolu w Irlandii , nie byłoby gdyby JP II nie odprawił tam mszy . 
avatar
Tadeusz Stasiak
26.12.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Czy to ta Irlandia, w której Kościół katolicki handlował dziećmi urodzonymi w przyklasztornych domach samotnych matek i gdzie przy klasztornych murach leżą pochowane setki ciał dzieci przez nik Czytaj całość