Mariusz Kukiełka. Ciągły mecz na wyjeździe

WP SportoweFakty / WP SportoweFakty / Mariusz Kukiełka na treningu akademii
WP SportoweFakty / WP SportoweFakty / Mariusz Kukiełka na treningu akademii

- Ktoś powie: "to wyp...j do Niemiec", ale prawda jest taka, że byłem tam najbardziej ceniony - mówi Mariusz Kukiełka. Były reprezentant Polski buduje teraz swoją markę w Irlandii. W Dublinie otworzył akademię.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Z powodu zagrożenia epidemią koronawirusa, apelujemy do Was, byście unikali dużych skupisk ludzkich, uważali na siebie, poświęcili czas sobie i najbliższym. Zostańcie w domu, poczytajcie. Pod hasztagiem #zostanwdomu będziemy proponować Wam najlepsze teksty WP SportoweFakty z ostatnich lat.
Z Dublina Mateusz Skwierawski[/b]

Te puste butelki przeraziły Mariusza już na serio. Był to jeden z jego pierwszych lotów do Dublina - na pokładzie samolotu tanich linii siedzieli praktycznie sami Polacy i nie ułatwiali roboty obsłudze. W kabinie unosił się smród sfermentowanego alkoholu, uwalnianego przez przepite organizmy. Jeden z pasażerów szarpał stewarda, był totalnie nawalony i kolejnego dnia na pewno nie pamiętał, że szedł w stronę ewakuacyjnych drzwi, gdy samolot był sto metrów nad ziemią. Podwozie się wysunęło, maszyna schodziła do lądowania, a były reprezentant Polski powtarzał w myślach: "Gdzie ja k...a jestem?!".

Mariusz Kukiełka układał sobie życie na nowo. Patrzył przez okno i zastanawiał się, czy o to mu chodziło.

W Irlandii godzina nie ma znaczenia. Na zewnątrz wciąż ten sam obrazek. Leje, wieje, jest południe, a wokół ciemnica, jakby dzień miał się zaraz kończyć. I tak dwa miesiące bez przerwy. Były piłkarz potrzebował czasu, ale dziś już umie tam żyć. Może i bez słońca, ale światło padające na boisko z lamp podoba mu się nawet bardziej. W drodze powrotnej ze swojej szkółki piłkarskiej wycieraczki nie nadążają zbierać deszczu z szyb, a jemu uśmiech nie schodzi z twarzy.

ZOBACZ WIDEO: Polska akademia na Zielonej Wyspie. Mariusz Kukiełka otworzył szkółkę w Irlandii

Porażka boli do dziś

Zawsze lepiej mu było na obczyźnie. W kraju nie czuł się traktowany sprawiedliwie. Fala hejtu spadła na niego po meczu reprezentacji. W Mińsku Jerzy Engel wystawił go w pierwszym składzie na mecz eliminacji mistrzostw świata 2002. Białoruś nas zlała, przegraliśmy 1:4.

Drużynie Engela cztery gole wbił Roman Wasiluk, Kukiełka jednego zawalił. Bierze głęboki wdech, gdy o tym wspomina. Minęło 19 lat, ale emocje wciąż są żywe. - Chciałem przyblokować napastnika, Jurek Dudek się zatrzymał, obaj się zawahaliśmy, podałem mu głową i wyszło fatalnie - opowiada, powoli spuszczając wzrok.

Zna własną wartość, jest pewny siebie i zdecydowany, ale wina za tamtą akcję ciągle w nim siedzi. Gdy o tym mówi, nieświadomie ścisza głos, a przecież tamta porażka nie miała znaczenia, Polska i tak była już na mundialu, kadrowicze zwyczajnie zlekceważyli rywala.

Wspomnienie o jedynej porażce reprezentacji w kwalifikacjach nie zostało tylko w Mińsku. Kukiełka obrywał za to w lidze, mecze wyjazdowe Amiki Wronki stały się dla niego traumą. - Graliśmy w Szczecinie z Pogonią, strzeliłem gola i się zaczęło. Najpierw z trybun poszło: "ch...j ci na imię, Kukiełka ty sku....ie." A później: "Kukiełka! Co? Białoruś!" - wspomina, choć już z większym dystansem.

Wtedy męczył się z tym przez kilka miesięcy, stres palił go od środka. Zamiast skupić się na grze, rozmyślał co po spotkaniu powie siedzącej na trybunach rodzinie. - W tamtych czasach najgorzej mieli łysy i rudy. Bo co się nie działo, to rudy czy łysy z urzędu był "ch...j" - mówi. Przez kontuzję kolana nie pojechał na mistrzostwa.

Polak znaczył złodziej

Po karierze myślał o powrocie do Niemiec. Spędził tam najlepsze lata, świetnie znał język, ale po rozmowie z Agnieszką zmienił plany. Oboje pochodzą z Tarnobrzegu, znają się z podwórka, dawno temu umówili się na randkę, ale Mariusz nie przyszedł. Później znowu się nie udało - piłkarz nie przyjechał z Niemiec przez przegrany mecz. Odnowili kontakt, kiedy zawodnik przymierzał się do powrotu do Polski. W 2011 roku w końcu się spotkali, do dziś są razem. Kukiełka trzy lata temu przeprowadził się dla Agnieszki do Dublina, rezygnując z pracy z młodzieżą w rodzinnym mieście.

Przez około pół roku szukał na siebie pomysłu. Mówi o sobie, że jest "zniemczony". Że najpierw obowiązki, a później przyjemności. Nawet na spotkaniu z nami pokazując na zegarek podkreśla, że przyszedł punktualnie. Długo nie mógł wytrzymać bez konkretnego zajęcia. Od zawsze taki był. Potrzebował celu, inaczej wychodził z siebie.

- Chodziłem na siłownię, dla podtrzymania formy grałem na orlikach, zacząłem jeździć na mecze ligi irlandzkiej, treningi grup młodzieżowych. Poznałem kilka osób i stwierdziliśmy, że fajnie byłoby coś zrobić dla polskich dzieciaków w Dublinie - przypomina sobie początki. Z grupą znajomych otworzył akademię. - Najpierw na treningi przychodziło po kilku chłopaków, nie było za wesoło. Z czasem się rozwinęliśmy, w styczniu otworzyłem własną szkółkę o nazwie "Polish Eagles" - opowiada.

Przywykł do życia na emigracji, połowę kariery spędził poza krajem: w Holandii, Grecji i przede wszystkim w Niemczech. Co od razu rzuciło mu się w oczy - Irlandczycy są do Polaków przyjaźniej nastawieni. Dobrze pamięta, jak to wyglądało w Niemczech. W Dreźnie, już po pierwszym treningu, mógł zwątpić w sens transferu do Dynama. - Grupka starszych panów przywitała mnie mówiąc: "Auslander raus" czyli "obcokrajowcy wynocha" - mówi.

To były czasy, gdy na Zachodzie Polak znaczył złodziej. Kiedy szeleszczący język rozchodził się po sklepie, ochroniarze szeptali, że tamci zaraz coś ukradną. - Odwiedzili mnie znajomi i poszliśmy na zakupy. Pani w sklepie słysząc, że rozmawiamy po polsku podeszła i zapytała, czy moi przyjaciele coś kupują. "Jeżeli nie, to proszę wyjść" - powiedziała wskazując na drzwi. Polskie kasjerki miały zakaz rozmów w naszym języku - opowiada Kukiełka.

W Dublinie jest inaczej. - Nie ma dyskryminacji, niechęci, a Polacy są wszędzie, pracują w urzędach, szkołach, szpitalach, hotelach. Irlandczycy nas cenią. Człowiek czuje się tu jak u siebie, nawet nie znając języka - porównuje.

Koniec z bieganiem po górach

Dzieciaki w jego akademii zadają najczęściej te same pytania: jakie to uczucie usłyszeć hymn, który Ronaldo jest lepszy i czy ich trener naprawdę grał z Realem Madryt. Potrafią też dogryźć. Jak Kamil. Niedawno pochwalił się na zajęciach, że znalazł w internecie bramkę Kukiełki w Bundeslidze. - Super, miło mi, że się interesujesz - odpowiedział były reprezentant Polski. - Trenerze, ale samobójczą - parsknął śmiechem.

Dla byłego piłkarza praca w szkółce dla juniorów też była wyzwaniem. W luźnej rozmowie lubi rzucić mięsem, a nawyku zrugania kogoś po zepsutej akcji przecież trudno wyzbyć się z dnia na dzień, dlatego Kukiełka do zajęć z dziećmi przygotowywał się z psychologiem sportu. I to pomogło. Nieważne co myśli, uśmiech nie schodzi mu z twarzy, w jego akademii nie mówi się "nie" i "źle", a tłumaczy do skutku.

Kukiełka prowadzi jedną z grup w swojej akademii "Polish Eagles"
Kukiełka prowadzi jedną z grup w swojej akademii "Polish Eagles"

Jeden z rodziców mówi, że dla syna nie ma możliwości, by opuścił trening, że lepiej nie wywoływać w domu burzy. Na każdy dojeżdżają do Dublina prawie półtorej godziny samochodem.

Kukiełka chciał zapoczątkować w Irlandii inny styl treningu, bardziej techniczny. Tamtejszy nie do końca mu odpowiada. - Nawet w juniorach wszystko opiera się na przygotowaniu fizycznym. Byłem na zajęciach dwunastolatków, trener ustawił sobie dwadzieścia piłek w narożniku boiska i dośrodkowywał. Czterech broniło, sześciu atakowało. Nagrywałem to wszystko telefonem, po 22 minutach zmarzły mi ręce i poszedłem. Przypuszczam, że dalej to robili - kręci głową Kukiełka.

W swojej szkółce ma cztery grupy, trenują tylko chłopcy z Polski, od 5 do 13 roku życia. On sam zaczynał mając 7 lat, to były zupełnie inne realia. - Jak grałem w Siarce Tarnobrzeg, to prawdziwy facet musiał mieć wąsa. Jak coś komuś nie pasowało, to dawało się w twarz i na tym konflikt się kończył - mówi. O diecie nikt wtedy nie słyszał. - Przed meczem jadło się schabowego z ziemniakami i nikomu to nie przeszkadzało - śmieje się.

W ekstraklasie zadebiutował w wieku 15 lat i trzystu dni, w Siarce się zahartował. - W okresach przygotowawczych przez trzy tygodnie nie widziałem piłki. Pracowaliśmy w siłowni, ze sztangami, piłkami lekarskimi, biegaliśmy po górach. Na wbiegnięcie i zbiegnięcie na Jaworzynę Krynicką każdy miał 25 minut. I tak trzy razy. Kto próbował skracać trasę i się zgubił, docierał do ośrodka na kolację - opowiada.

Beckhama mógł tylko sfaulować

Ze swojej kariery jest zadowolony. Urósł dopiero za granicą, choć to zaskakujące, że poradził sobie w Bundeslidze, a nie przebił się w Wiśle Kraków, która piętnaście lat temu była najlepszym klubem w Polsce. Drużyna Henryka Kasperczaka walczyła rok w rok o Ligę Mistrzów, ale z Realem Madryt nie miała szans.

- To była najdłuższa i najcięższa karuzela, na której byłem w życiu. Pamiętam, że sfaulowałem Davida Beckhama, dostałem żółtą kartkę i zdążyłem powiedzieć tylko "sorry", a piłka była już po drugiej stronie boiska - wspomina. - Raul, Zidane, Figo, Ronaldo, bawili się z nami, ograli nas w dwumeczu najmniejszym nakładem sił, a dla nas tempo było tak szybkie, że nie mieliśmy nawet czasu myśleć - opowiada.

Jako jeden z nielicznych z tamtej drużyny grał później na tak wysokim poziomie. Poznali się na nim Niemcy. Zagrał 71 meczów w Bundeslidze i 60 spotkań w 2. Bundeslidze. Najlepszy czas miał w Energie Cottbus, grał zawsze, jak był zdrowy. Mario Gomez, napastnik Bayernu Monachium, dobrze go zapamiętał. Zaczepił Kukiełkę przed spotkaniem Pucharu Niemiec na rozgrzewce.

- Ja ciebie znam - zagaił reprezentant Niemiec. - Nie, nie, to ja ciebie znam - odpowiedział speszony Polak. Zawodnicy często ze sobą rywalizowali, Kukiełka lubił walkę z wysokimi napastnikami, wcześniej kilka razy krył Gomeza. - Nazywasz się jakoś na K, tak? - drążył napastnik. - W Cottbus grałeś! Pamiętam cię, nigdy nie odpuszczałeś - gracz Bayernu poklepał Kukiełkę po plecach. Ten występował już na prowincji, w piątoligowej Germanii Windeck.

Wcześniej miał kilka ciekawych propozycji. Był bliski wypożyczenia do Schalke, gdy Tomasz Wałdoch złamał palec. Chciał go Szachtar Donieck, ale sprowadził Mariusza Lewandowskiego. Najbliżej był przejścia do Eintrachtu Frankfurt, ale dwa dni przed rozmowami z kierownictwem klubu pracę stracił trener Friedhelm Funkel po porażce w lidze.

Niemcy potrafią

Dwa mistrzostwa Polski z Wisłą Kraków, dwa krajowe puchary z Amiką, Puchar Grecji z PAOK-iem, mecze w kadrze i Bundeslidze, mistrzostwa Europy do lat 16 - tym Kukiełka może się pochwalić. Jego zdaniem nowe pokolenie reprezentantów wcale nie jest dużo zdolniejsze od zawodników z jego czasów.

- Piłka to gra zespołowa, a my nie mamy wyników, tylko jednostki - uważa. - Poza tym, za moich czasów więcej nas było w Bundeslidze: Wałdoch, Hajto, Kałużny, Krzynówek, Wichniarek, Kłos, Kryszałowicz, Kosowski, Zdebel, Żuraw, Kos i inni. 90 procent miało miejsce w pierwszym składzie swojej drużyny - wylicza. - Teraz młodzi wyjeżdżają do Włoch, ale moim zdaniem nie jest to lepsza liga od niemieckiej - twierdzi.

Nie lubi, gdy ktoś mówi o nim "niespełniony talent". Ne może zrozumieć, dlaczego ludzie starają się umniejszyć jego dokonania.

- Pogodziłem się, że zostanę gościem, który zawalił mecz z Białorusią. Niestety, ale jesteśmy narodem, który cieszy się z czyjegoś niepowodzenia, nie potrafimy docenić sukcesu. Na przykład Niemcy potrafią trąbić przez kilka dni jak ich człowiek zostanie mistrzem świata w warcabach. Tam byłem traktowany na poziomie, na którym grałem, czułem większy szacunek od kibiców, trenerów, nawet dziennikarzy. Zaraz ktoś powie: "to wyp...j do Niemiec". Ale takie są moje odczucia - rozkłada ręce.

Kolejny sukces na obczyźnie

Dziś ma małe cele, pracuje trochę w cieniu, ale nie czuje potrzeby bycia gwiazdą. Zależy mu, żeby to jego zawodnicy błyszczeli. Chciałby zostawić coś po sobie, na razie dokłada do rozwoju polskiej piłki z własnej kieszeni inwestując w swoją akademię. Pomoc zadeklarowała pani ambasador, były piłkarz szuka też sponsorów. Od września wystartują w tamtejszej lidze. Kiedyś w Polsce chce kontynuować pracę z młodzieżą.

Kukiełka bierze czynny udział w treningu, z boiska daje instrukcje zawodnikom
Kukiełka bierze czynny udział w treningu, z boiska daje instrukcje zawodnikom

- Nikt nie znalazł jeszcze recepty, dlaczego w młodzieżowej piłce odnosimy sukcesy, a później giną nam te talenty. Może chłopców zjada presja, może za duża rotacja jest wśród trenerów? - zastanawia się. I podaje swój przykład. Z jego drużyny, która wygrała młodzieżowe Euro, karierę zrobiło tylko trzech graczy: on, Mirosław Szymkowiak i Arkadiusz Radomski.

- Ja jestem spełniony, niczego od siebie nie oczekuje. Marzy mi się tylko, żeby wychować reprezentanta. Chciałbym zobaczyć mojego zawodnika, który śpiewa hymn, to byłoby piękne - dodaje.

Agnieszka zdaje egzamin na kolejny stopień szefa kuchni w irlandzkiej restauracji, w Dublinie mieszka już jedenasty rok. Kukiełka powoli przygotowuje ją na powrót. Zagraniczne wojaże zawsze kończył sukcesami, a i tym razem emigracja dała mu coś szczególnego: latem biorą ślub. Tym razem planuje się pojawić za pierwszym razem.

Mateusz Skwierawski

Czytaj pozostałe teksty autora:

Wahan Geworgian. Reprezentant z bazaru

Ireneusz Jeleń. Snajper z pola kukurydzy

Igor Sypniewski. Legenda spod trzepaka

Sebastian Szałachowski. Igraszki z diabłem

Źródło artykułu: