1 stycznia minęło dwanaście miesięcy od przenosin Adama Buksy z Pogoni Szczecin do New England Revolution. W minionym sezonie Major League Soccer zespół z Foxborough dobrnął do półfinału rozgrywek, a Polak wystąpił we wszystkich 28 meczach i zdobył 7 bramek - był drugim najlepszym strzelcem swojej drużyny.
Dobrą grą w Stanach Zjednoczonych zwrócił na siebie uwagę Jerzego Brzęczka, ale z powodu przepisów MLS nie mógł wziąć udziału w zgrupowaniu, na które został powołany. Nie traci jednak nadziei na udział w Euro. - Jestem gotowy i o powołanie do reprezentacji Polski będę walczyć do samego końca - zapewnia.
Michał Grzela, WP SportoweFakty: Trudno było się przystosować do nowych realiów?
Adam Buksa, New England Revolution:
Nie. Wszystko przebiegło płynnie. Akurat tak się złożyło, że przed transferem - w grudniu - miałem przerwę od gry. Był czas, żeby wypocząć i dobrze przygotować się do okresu przygotowawczego w Stanach, który trwał siedem tygodni. Pozwoliło mi to lepiej się zaadaptować w nowym kraju i zgrać z całą drużyną. Oczywiście, już w trakcie samego sezonu pojawiły się wszelkiego rodzaju perturbacje, wynikające z pandemii, ale poza tym wszystko ułożyło się wręcz książkowo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: cybertrening dał popalić gwiazdom Bayernu. Ta reakcja Lewandowskiego mówi wszystko
Perturbacje, o których pan mówi, na kilka miesięcy wprowadziły MLS w stan hibernacji. Jak w pana przypadku wyglądał ten okres?
Jeśli dobrze teraz liczę, mieliśmy niespełna cztery miesiące przerwy - od marca do końca czerwca. To naprawdę sporo, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w normalnych okolicznościach byłby to najintensywniejszy moment całego sezonu. Dla nikogo nie był to łatwy czas, ale wtedy piłka zeszła na dalszy plan. We własnym zakresie trzeba było się do tego przystosować, natomiast jako zespół przez dwa miesiące trenowaliśmy zdalnie przez Zooma. Potem, już w czerwcu, wróciliśmy do normalnych zajęć na boisku - początkowo w mniejszych grupach, a następnie - trzy tygodnie przed turniejem w Orlando - dostaliśmy zgodę na powrót do wspólnych treningów.
Jak wygląda gra w MLS?
Spodziewałem się przeskoku i zdawałem sobie sprawę, że liga jest mocniejsza, szybsza oraz bardziej agresywna niż polska. Nie sądziłem, iż MLS będzie aż tak wymagająca. Każdy może wygrać z każdym, a w niektórych zespołach występują zawodnicy, którzy robią kolosalną różnicę. MLS to liga niedoceniana i taka, w której naprawdę można się rozwinąć. To najszybciej rozwijająca się liga na świecie.
Obrana przez pana droga okazała się zatem strzałem w "10"?
Jestem ciągle w jej początkowej fazie, ale wyjazd do MLS na pewno był dobrą decyzją.
W zeszłym sezonie strzelił pan 7 goli w 28 meczach. Jak taki wynik został odebrany przez sztab szkoleniowy?
Pozytywnie. Bruce Arena (trener New England Revolution - przyp. red.), z którym nie raz rozmawiałem na temat tego sezonu, mówił, że MLS jest trudną ligą i jest zadowolony z mojej postawy. Zawodnicy, którzy w swoich karierach osiągali naprawdę sporo, jak chociażby Javier Hernandez czy Gonzalo Higuain, mieli dużo większe problemy ode mnie, aby się zaadoptować.
W nadchodzących miesiącach reprezentację Polski czeka początek eliminacji do mistrzostw świata i przede wszystkim wyjazd na Euro 2020. Jak zapatruje się pan na swoje szanse, jeśli chodzi o udział w mistrzostwach?
Droga do kadry zawsze wiedzie przez nic innego, jak dobre występy w klubie. Z tego powodu skupiam się na sobie, żeby jak najlepiej przygotować się do sezonu i pokazywać jakość od pierwszego meczu. Jestem gotowy i o powołanie do reprezentacji Polski będę walczyć do samego końca
Czy Adam Buksa na dobre zadomowi się w MLS?
W New England mam jeszcze dwa lata kontraktu. Moim celem jest powrót do Europy i gra w mocnej lidze na Starym Kontynencie.
Życie w Stanach Zjednoczonych jest takie, jak pan sobie wyobrażał?
W ciągu ostatnich miesięcy życie w Stanach niestety bezustannie kręciło się wokół pandemii. Osobiście, wyjąwszy wyjazdy na mecze wyczarterowanym samolotem, praktycznie nie wychylałem nosa poza Boston, gdzie mieszkam. W związku z tym USA nie zwiedzałem, ale to też nie był mój cel. Samo życie znacząco się różni, ale mimo to razem z moją dziewczyną jesteśmy zadowoleni z tego, jak ono wygląda. Muszę jednak przyznać, że zawsze najbardziej cenię sobie życie w Polsce.
Wspomniane różnice postrzega pan jako wyzwanie, czy bardziej w kategorii okazji do nauczenia się czegoś nowego?
Jedno z drugim się wiąże. Na pewno było to spore wyzwanie pod kątem logistycznym. W mojej ocenie - ze względu na dużą ilość spraw formalnych - trzeba znać język angielski. To jest podstawa, żeby w Stanach zafunkcjonować. Oczywiście, klub w niektórych kwestiach służy zawodnikom pomocą, ale pewne sprawy trzeba załatwić samemu.
Stany Zjednoczone są już czwartym krajem, po Austrii, Polsce i Włoszech, w którym pan gra. Któremu z tych miejsc zawdzięcza pan najwięcej?
Na pewno Polsce, gdzie spędziłem najwięcej czasu, wszedłem na poziom ligowy i - nazywając rzeczy po imieniu - nauczyłem się najwięcej. Gwarantem rozwoju był jednak wyjazd za granicę, stąd decyzja o przejściu do MLS.
Co z przyszłością? Czy powrót do Polski i Ekstraklasy, na przykład pod koniec kariery, wchodzi w grę?
Za naturalną kolej rzeczy uważam swoją przyszłość w Polsce. Niemniej, jeśli chodzi o kwestie klubowe, nie wybiegam tak daleko w przyszłość.
W Polsce nazwisko "Buksa" kojarzy się także z pańskim bratem - Aleksandrem, który gra w Wiśle Kraków. Jak widzi pan jego przyszłość?
Olek aktualnie przygotowuje się do rundy wiosennej i skupia tylko i wyłącznie na tym. W kwestii przyszłości gorąco liczę na to, że kiedyś będzie nam dane zagrać w jednej drużynie, zwłaszcza narodowej.
Zobacz także: Bundesliga. Marcel Schafer: Bartosz Białek rozwija się znakomicie
Zobacz także: