Były reprezentacyjny pomocnik kończy we wtorek 52 lata i od ponad dekady pracuje jako trener. Niegdyś jednak przeżywał wielkie chwile w karierze zawodniczej. Rozegrał 22 spotkania w reprezentacji Polski, był piłkarzem m.in. Zagłębia Lubin, Hannoveru 96, Widzewa Łódź (w jego najlepszym okresie w latach 90.), Hansy Rostock oraz Anorthosisu Famagusta.
- Do dziś wspominam dwumecz Widzewa z Broendby, czy starcie z Legią, w którym w ostatnich minutach wyszliśmy ze stanu 0:2, wygraliśmy 3:2 i to było zwycięstwo na wagę mistrzostwa Polski - przyznał Sławomir Majak w rozmowie z WP SportoweFakty.
Jest co wspominać
Są też jednak mniej oczywiste momenty. - Z czasów gry w Hansie Rostock bardzo ważna była dla mnie bramka w spotkaniu z VfL Bochum, która dała nam wtedy utrzymanie w Bundeslidze. Tak naprawdę każdy moment zmiany klubu i podjęcie nowego wyzwania było równie istotne jak gole, a trochę ich zdobyłem. Tak mnie zresztą postrzegano - jako zawodnika, który potrafi trafiać do siatki w ważnych momentach - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tiki-taka Barcelony w... Arabii Saudyjskiej. Ręce same składają się do oklasków
Minęło niemal ćwierć wieku, ale polscy kibice wciąż wracają do pamiętnego sezonu 1996/1997, gdy Widzew Łódź - prowadzony przez Franciszka Smudę - wywalczył awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Majak strzelił jedną bramkę w dwumeczu rundy wstępnej z Broendby IF (u siebie, gdy łodzianie zwyciężyli 2:1), a potem jeszcze jedną w zasadniczej części rozgrywek (w wygranym 2:0 domowym starciu ze Steauą Bukareszt).
Kto wie jednak, czy najważniejsze nie było trafienie, przy którym 27-letni wówczas pomocnik "tylko" asystował. "Majak w rękę któregoś z... i goooool" - ryk Tomasza Zimocha, który komentował starcie Broendby z Widzewem dla Polskiego Radia przeszedł do historii, a w 89. minucie rewanżu po zagraniu Majaka gola na wagę awansu strzelił głową Paweł Wojtala. Widzew spełnił marzenia.
- To była zupełnie inna Liga Mistrzów niż teraz. Grali w niej faktycznie tylko mistrzowie. Dziś mamy nawet po cztery drużyny z najsilniejszych piłkarsko krajów. Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie. Pewnie gdyby mistrzom Polski, Słowacji czy Węgier umożliwić regularne występy w tych rozgrywkach, kluby by się mocno rozwinęły, co napędziłoby też zainteresowanie kibiców. Przy aktualnym poziomie komercji w futbolu, to chyba jednak nierealne. Niezależnie od przyczyn, szkoda, że nasze zespoły pojawiają się w Champions League tak rzadko - stwierdził Majak.
Kiedyś dobry piłkarz, dziś trener z ambicjami
Niektórzy byli piłkarze rezygnują ze związków z futbolem tuż po zakończeniu kariery, ale nie Majak. - Od początku wiedziałem, że gdy skończę zawodowo grać, na pewno zostanę w piłce. Nie byłem wcześniej zdecydowany, czy będzie to trenerka, skauting, czy może menedżerka. Najbardziej odnajdywałem się jednak w pracy szkoleniowej i tak już zostało.
W tym zawodzie były reprezentant Polski funkcjonuje od 15 lat. - Klubów, w których byłem zatrudniony, nazbierało się już dużo. W niektórych byłem tylko kilka tygodni i może ta lista nie wygląda zbyt korzystnie, ale bywały też sytuacje, że od razu umawialiśmy się tylko na dwa lub trzy miesiące współpracy - opowiada.
Teraz Majaka czeka jednak dłuższe wyzwanie, bo 1 stycznia związał się z III-ligową Siarką Tarnobrzeg, podpisując kontrakt na półtora roku z opcją przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy. Klub z Podkarpacia chciałby wrócić na szczebel centralny, lecz jego strata do liderującej Wisły Puławy to aż 17 pkt., przez co w obecnym sezonie awans jest praktycznie niemożliwy.
- Znam trochę tę grupę III ligi, bo wcześniej pracowałem w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Cieszę się, że dostałem ofertę. W trudnych pandemicznych czasach o zatrudnienie jest naprawdę ciężko. Czekałem aż rok, by wrócić na ławkę. Mam jednak konkretne, długofalowe zadanie. Wiadomo, że każdy chciałby awansu, ale przy tak dużej stracie do lidera tylko hurraoptymista mógłby pomyśleć, że to jest realne już w obecnym sezonie. Umówiliśmy się tak, że wiosną przede wszystkim poznam zespół - przyznał.
Majak nie kryje, że chciałby w końcu popracować na szczeblu centralnym. - Miałem już okazje posmakować II ligi, gdy byłem zatrudniony w Concordii Piotrków Trybunalski i Calisii Kalisz. Wtedy funkcjonował jeszcze podział na grupy, więc to nie do końca był szczebel centralny. Teraz marzy mi się, by za jakiś czas pojawić się w centralnej II lidze.
Mimo bogatej kariery, fortuny na futbolu nie zarobił
Największe triumfy Majak święcił w latach 90. Wtedy w polskiej lidze nie płaciło się jeszcze na tyle dużo, by nawet czołowi piłkarze mogli sobie zapewnić spokojną emeryturę.
- Pamiętam, że w tamtym czasie poprzednie pokolenie zawodników Widzewa narzekało, że nie miało nawet tak dobrze jak my. Gdy ja grałem, sytuacja się poprawiała, jednak to wciąż nie były zarobki, z których dałoby się odłożyć na cały okres po zakończeniu kariery - zaznaczył Majak.
Jedyną szansą był wyjazd zagraniczny. - Pograłem kilka lat w Bundeslidze i głównie dzięki temu mogłem odłożyć. Dziś wielu polskim zawodnikom nie opłaca się wyjeżdżać, bo w ekstraklasie można zarabiać nawet 100 tys. zł miesięcznie. Dla nas takie sumy to była totalna abstrakcja - nawet jeśli występowało się w Lidze Mistrzów i na poziomie reprezentacyjnym. Inna sprawa, że roztrwonić można każde pieniądze, więc zarobki są kwestią względną. Ważne, by dobrze inwestować. Nie zmienia to faktu, że współcześni piłkarze mają łatwiej niż moje pokolenie - zakończył.
Czytaj także:
Oficjalnie: mecz Polska - Islandia ostatnim sprawdzianem przed Euro 2020
Wieczysta Kraków nie przestaje szokować. Kolejny piłkarz z przeszłością w ekstraklasie zagra w okręgówce