Nokaut na boisku i na trybunach - relacja z meczu Korona Kielce - Lech Poznań

Tak, jak nikt nie spodziewał się, że kielecka Korona rozgromi na swoim boisku warszawską Polonię 4:0 w pierwszej kolejce, tak i teraz nikt nie przypuszczał, że kielczanie dadzą sobie strzelić 5 bramek w konfrontacji z poznańskim Lechem. Podopieczni trenera Marka Motyki przez niemal 90 minut na boisku po prostu nie istnieli.

Atmosfera przed meczem była niezwykle gorąca, ale wszystko to, co działo się na boisku, sprawiało, że miny kieleckim kibicom rzedły, co przekładało się na liczne wyzwiska, jakie kierowali pod adresem sympatyków Kolejorza.

Już w 3 minucie piłkarze poznańskiego Lecha uzyskali prowadzenie. W polu karnym Korony znalazł się Robert Lewandowski, który zagrał piłkę wzdłuż bramki Radosława Cierzniaka. Nie było tam żadnego z graczy Kolejorza, a piłkę do siatki niefortunnie skierował Łukasz Nawotczyński.

2:0 dla poznaniaków mogło być już w 10 minucie spotkania. Z lewej strony boiska rzut wolny wykonywał Sławomir Peszko, uderzył piłkę obok muru Korony i ta dość nieoczekiwanie trafiła w słupek. Chwilę później bliski zdobycia gola był Manuel Arboleda, ale strzelając głową skierował futbolówkę ponad bramką Cierzniaka.

Co się odwlecze, to nie uciecze. W 20 minucie piłkarze Lecha przeprowadzili koronkową akcję. Lewą stroną boiska pociągnął sprowadzony przed paroma dniami do Poznania Seweryn Gancarczyk, który bardzo precyzyjnie dośrodkował piłkę do wbiegającego w pole karne Peszki, a ten mocnym strzałem głową pokonał zaskoczonego obrotem sytuacji Cierzniaka. Na trybunach kieleckiego stadionu pojawiły się gwizdy. Kielczanie byli totalnie zdezorientowani i wiele wskazywało na to, że kolejne trafienia dla Lecha są tylko kwestią czasu.

Piłkarze Kolejorza nie spuszczali z tonu i raz po raz atakowali bramkę zespołu Korony, dla którego spotkanie to ułożyło się wyjątkowo niefortunnie, a rywal okazał się zbyt trudny zarówno pod względem czysto piłkarskim, jak i motorycznym. W 26 minucie Semir Stilić w zamieszaniu w polu karnym sprytnie uderzył piłkę tzw. "krzyżakiem", i gdyby nie czujność w bramce kieleckiego golkipera, byłoby już po meczu.

Jedną z nielicznych okazji do strzelenia gola złocisto-krwiści mieli w 37 minucie. Jaśniejsza postać na boisku w barwach Korony, młody Jacek Kiełb, przeprowadził groźny rajd prawą flanką i dograł piłkę Krzysztofowi Gajtkowskiemu, który będąc na wysokości 14 metrów strzelił wprost w ręce znudzonego do szpiku kości Grzegorza Kasprzika.

W przerwie meczu trener Korony zdjął strzelca pierwszego gola, Nawotczyńskiego. Na boisku pojawił się lewy obrońca Paulius Paknys, który, jak podpowiadałaby logika taktyczna, powinien zmienić Brazylijczyka Edsona, występującego na tej pozycji.

Nie była to jakaś zasadnicza zmiana, która mogłaby odmienić losy tego spotkania, ale po przerwie piłkarze Korony uwierzyli w swoje możliwości i wzięli się do zdecydowanych ataków. W 52 minucie gry świetnie w polu karnym Lecha znalazł się Jacek Markiewicz, który posłał głową bardzo kąśliwą piłkę w samo okienko bramki Kasprzika. Golkiper Kolejorza jakimś cudem zdołał jednak wybronić uderzenie, dzięki czemu poznaniacy wciąż mieli przewagę dwóch bramek.

Nie ma przewagi, której nie dałoby się obronić, ale nie ma też i takiej przewagi, której nie dałoby się powiększyć. Pędzący prawą flanką Peszko ograł na prawej stronie Edsona i zagrał piłkę wzdłuż bramki Korony. Wbiegającemu w pole karne Jakubowi Wlkowi nie pozostało nic innego, jak tylko dostawić nogę i pogrążyć Koronę, która tego dnia była po prostu za słaba.

Swoją słabość kielczanie po raz kolejny pokazali w 83 minucie. Bośniak Semir Stilić przebiegł kilkanaście metrów środkiem boiska, po krótkiej wymianie podań dograł piłkę do wybiegającego na czystą pozycję Robertowi Lewandowskiemu, a ten niczym wytrawny napastnik spokojnym strzałem skierował piłkę w samo okno bramki Cierzniaka. Chwilę później młody zawodnik Kolejorza strzelił swojego drugiego gola, tym razem po podaniu Peszki.

Kielczanie schodzili z murawy Areny Kielc z opuszczonymi głowami. Trudno się temu dziwić, wszak takiego lania nie spuścił im na nowym stadionie chyba jeszcze nikt.

Korona Kielce - Lech Poznań 0:5 (0:2)

0:1 - Nawotczyński (sam.) 2'

0:2 - Peszko 20'

0:3 - Wilk 58'

0:4 - Lewandowski 85'

0:5 - Lewandowski 87'

Składy:

Korona Kielce: Cierzniak - Nawotczyński (46' Paknys), Markiewicz, Hernani, Edson - Kiełb, Andradina, Zganiacz, Sobolewski (74' Nowak) - Gajtkowski (61' Gawęcki), Buśkiewicz.

Lech Poznań: Kasprzik - Injac, Djurdjević, Arboleda, Gancarczyk - Peszko, Bandrowskii, Stilić, Wilk (78' Kikut) - Rengifo (70' Chrapek), Lewandowski.

Żółte kartki: Nawotczyński, Edson, Paknys (Korona) oraz Injac (Lech).

Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).

Najlepszy piłkarz Korony: Paweł Buśkiewicz.

Najlepszy piłkarz Lecha: Sławomir Peszko.

Najlepszy piłkarz meczu: Sławomir Peszko.

Komentarze (0)