Hyballa jak Smuda. "Łamiemy bariery fizyczne i psychiczne"

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Łukasz Burliga
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Łukasz Burliga

- Nie wytrzymaliśmy napięcia i skończyło się fatalnie. Stracić punkty w meczu, w którym prowadzisz już 3:0, to coś niewiarygodnego - mówi Łukasz Burliga. W Wiśle Kraków nie milkną echa porażki z Piastem Gliwice (3:4).

[tag=5582]

[/tag]Po meczu z Piastem w krakowskim klubie doszło do - jak mówi nam Łukasz Burliga - "rozmów o odpowiedzialności". Przy Reymonta 22 bowiem zaczęto się na poważnie obawiać, że drużynie znów grozi bój o utrzymanie w PKO Ekstraklasie. - Każdy jest rozgoryczony, ale teraz trzeba na tę porażkę dobrze odpowiedzieć w niedzielę z Jagiellonią - mówi obrońca Wisły.

Burliga opowiada też o wyjątkowo trudnym okresie przygotowawczym u Petera Hyballi, swojej przyszłości w klubie i jak zespół zareagował na pechowy debiut 17-letniego Piotra Starzyńskiego. Po jego starciu z Jakubem Świerczokiem sędzia Krzysztof Jakubik podyktował rzut karny, z którego Piast wyrównał, a chwilę później strzelił gola na 4:3.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Rozmawialiście w szatni z Piotrem Starzyńskim, dla którego wymarzony debiut zamienił się w koszmar?

Łukasz Burliga, obrońca Wisły Kraków: Piotrek w ostatnich sparingach grał bardzo dobrze, zasłużył na tę szansę. Parę razy fajnie szarpnął skrzydłem, szkoda, że później sędzia tak się zachował. Nikt jednak nie ma do niego pretensji - ani żaden z zawodników, ani trener, ani - jak sądzę - kibice. Oby dalej się rozwijał tak, jak do tej pory. Na pewno nie damy mu krzywdy zrobić. Kuba Błaszczykowski też go po tym meczu podniósł na duchu. Miejmy nadzieję, że ta sytuacja nie wyrządzi mu większej krzywdy w głowie, piłkarze muszą być na takie rzeczy odporni. Trzymamy za niego kciuki.

ZOBACZ WIDEO: Piłkarze zaszczepieni przeciwko COVID-19 przed mistrzostwami Europy? "Spokojnie czekamy na swoją kolej"

Już w przerwie meczu z Piastem na antenie Canal+ stanowczo apelował pan do drużyny o koncentrację. Lampka ostrzegawcza się zapaliła, ale może nie wszystkim?

Sama reakcja zespołu po przerwie była dobra. Mieliśmy stuprocentowe sytuacje również w drugiej połowie. Zabrakło jednak trochę szczęścia, jakości i odpowiedzialności w ich wykorzystaniu. Później to się zemściło, bo nastąpiła ta kuriozalna sytuacja z rzutem karnym. Nie wytrzymaliśmy napięcia i skończyło się fatalnie. W ogóle stracić punkty w meczu, w którym prowadzisz już 3:0, to coś niewiarygodnego. A już stracić komplet punktów, to nawet nie mówię. Na pewno były dodatkowe okoliczności, jak - nie jestem przekonany, czy słuszne - decyzje sędziego, ale trzeba analizę zacząć od siebie. Prowadzimy 3:0, mamy wszystko pod kontrolą, po czym robimy szkolne błędy, sami sobie gole strzelamy.

Widać, że teraz pan i Maciej Sadlok bierzecie na siebie większą odpowiedzialność. Po odejściu Pawła Brożka czy Marcina Wasilewskiego to wy staliście się tymi doświadczonymi, którzy czasem muszą powiedzieć parę słów prawdy. Kapitan ze wszystkim sobie nie da rady sam.

Na pewno ciąży na nas teraz dodatkowa odpowiedzialność. Kuba Błaszczykowski jest również właścicielem, poza tym nie trenował z drużyną na początku okresu przygotowawczego, więc staramy się go wesprzeć. Jeszcze jest Rafał Boguski. W poniedziałek mieliśmy w klubie rozmowy o odpowiedzialności, natomiast trzeba to wszystko przełożyć na boisko. Każdy musi być odpowiedzialny za swoje zagrania. Błąd się może przydarzyć, ale my robimy takie pomyłki, które są nieodpowiedzialne. Ja rozumiem, że komuś się piłka czasem źle odbije, ja też mogę bramkę zawalić. Ale jak tracimy bramki po wyrzutach z autu, to coś takiego nie może się przydarzać na poziomie ekstraklasy. Za dobry mamy zespół, by tracić punkty w ten sposób.

Te rozmowy odbyły się wewnątrz drużyny czy z trenerem Hyballą?

Zarówno indywidualne z trenerem, jak i w ramach zespołu. Ale w większe szczegóły nie chciałbym wchodzić, bo to jednak nasza wewnętrzna sprawa. Nie poddajemy się. Kilka razy były już w tym sezonie takie głupie wpadki, już nawet nie chcę wracać do tego, co się wcześniej działo. Kiedyś ta zła passa musi się odwrócić, bo na treningach widać, że ten zespół ma jakość.

Nie macie wrażenia deja vu? Ten sezon miał być spokojniejszy niż poprzedni. A tymczasem - jak mawiał Franciszek Smuda - znów włączacie się do "walki o spadek".

Pojawiło się to widmo walki o utrzymanie, mamy tylko dwa punkty przewagi nad ostatnią drużyną w tabeli. Tym bardziej teraz trzeba być odpowiedzialnym i pracować ciężko. Terminarz jest przecież taki, że na końcu gramy z tymi najlepszymi zespołami i tym bardziej trzeba teraz punktować. Bo potem może już być naprawdę gorąco. Oby potem nie było rozpaczliwej walki pod koniec sezonu, bo nie chciałbym znowu być w takiej sytuacji, jak w poprzednim roku. Póki jeszcze wiele meczów przed nami, trzeba zdobywać punkty.

Tym bardziej że nie po to wyjątkowo ciężko pracowaliście zimą, żeby teraz trwonić tego efekty. Nie jest tajemnicą, że nie od razu połknął pan bakcyla, jeśli chodzi o metody pracy trenera Hyballi, ale ostatecznie chyba się pan do nich przekonał? Wyszło to panu na dobre, bo na inaugurację wybiegł pan w pierwszym składzie.

Można to rzeczywiście tak odbierać, że dla mnie to wyszło "na plus". Nie to, że ja byłem jakoś nieprzekonany do ciężkiej pracy, po prostu miałem ostatnio sporo kontuzji i sam się zastanawiałem, czy mój organizm da radę podczas tych treningów. Od dwóch lat miałem trochę perturbacji ze zdrowiem, a gdy już wydawało mi się, że wszystko jest w porządku i wracam do formy, to złapałem koronawirusa. Natomiast teraz zimą byłem w końcu w stanie przepracować porządnie okres przygotowawczy od A do Z, bo żadnego treningu nie opuściłem. Organizm dał radę. Osobiście jestem bardziej wydolnościowcem, niż szybkościowcem, więc te treningi najpewniej mi posłużyły.

Greenkeeperzy wspominali, że pracowaliście tak mocno, że wykopaliście rowy w boisku.

Tak, było bardzo intensywnie. Na pewno jest to inny styl przygotowań, niż te, które odbywałem u wcześniejszych szkoleniowców. Może najbardziej zbliżone metody pracy miał trener Franciszek Smuda. Jest to bowiem nie tylko łamanie barier fizycznych, ale też przełamywanie tych psychicznych. Były takie zajęcia, że rano trenowaliśmy prawie trzy godziny, a po południu nie było taryfy ulgowej. I to cały czas na wysokich obrotach. Trener Hyballa mówi, że tak się trenuje w Niemczech, ma też ten styl opierający się na gegenpressingu, odbieraniu piłki wysoko. Było to zresztą chyba widać już w meczu z Piastem, choć jeszcze nie przełożyło się to na wynik. Wierzę, że ta praca daje efekty. I że wejdziemy na ten wyższy poziom, zarówno fizyczny, jak i mentalny - czyli to, czego wymaga trener Hyballa.

W programie "Foot Truck" Łukasz Załuska powiedział ciekawą rzecz: "polska szatnia to narzekanie. W sobotę źle zagraliśmy bo we wtorek był ciężki trening. Szkotowi dzień przed meczem mógłbyś kazać się czołgać w błocie przez 4 godziny i on by to zrobił. Później wyszedłby na mecz i nawet nie pomyślałby, że ma ciężkie nogi". Może rzeczywiście to kwestia różnic kulturowych w podejściu?

Można wiele rzeczy przełamywać - i fizycznie, i w głowie. Udowodnili to ludzie choćby na wojnie. Trener Juergen Klopp ponoć też ma taki styl pracy. A trener Hyballa - z tego, co słyszałem - się tym inspiruje. I w podobnym kierunku chce zmierzać. Słyszałem od niego, że on się nie zmieni, tak chce grać i taka jest jego filozofia gry. Mam tylko nadzieję, że my - indywidualnie i jako drużyna - podołamy temu wyzwaniu i przede wszystkim zaczniemy punktować.

W niedzielę gracie z Jagiellonią Białystok. Teoretycznie mógłby pan wiedzieć o tym rywalu więcej niż inni, bo to pana były zespół, ale "Jaga" mocno się zmieniła od czasu pana odejścia.

Na pewno to teraz zupełnie inny zespół. Choć uważam, że zostali tam akurat bardzo solidni zawodnicy jak Martin Pospisil czy Taras Romanczuk w środku pola. Jagiellonia ma bardzo dobrą drugą linię. W obronie jest jeszcze Ivan Runje, do tego Rafał Grzyb, z którym grałem jest teraz w sztabie. Jest to coś przyjemnego znów zagrać z Jagiellonią. Ale my musimy teraz koncentrować się na każdym kolejnym meczu, bo potrzebujemy punktów.

A to nie jest pewien głębszy problem Jagiellonii, że ten zespół co chwilę przechodzi rewolucje?

Dużo się zmienia. Prezes Cezary Kulesza potrafi robić jednak bardzo dobre transfery. To, ilu on w ostatnich latach sprzedał zawodników za dobre pieniądze, to może imponować. Niełatwo jest znaleźć u nas inny klub, który pod tym względem można porównać do Jagi, może Lech podobnie funkcjonuje ostatnio w tej kwestii. Jagiellonia na tym bazuje, że sprowadza ciekawych zawodników z perspektywą na dobry transfer i dobrze im to wychodzi. I z tej filozofii bierze się ta duża rotacja. Aczkolwiek wiem, że teraz jest tam też ciśnienie na sukces sportowy. I pod tym względem ta rotacja nie pomaga w złapaniu regularności.

Tymczasem Wisła ogłosiła, że od lipca wraca do niej Alan Uryga. To sygnał, że w Krakowie zmieniło się podejście do zawodników "stąd"? Przez lata byli oni traktowani nieco po macoszemu.

Bardzo się cieszę, że Alan wraca, to mój dobry kolega. Długo graliśmy razem, zwłaszcza za czasów trenera Smudy. Był też czas, że prawie udało mi się go "ściągnąć" do Białegostoku, bo był tam już na testach medycznych, ale w końcu nie podpisał kontraktu. Alan ma zadatki na jednego z liderów szatni, a jest nam to potrzebne. Udowadnia to w Płocku, bo jest kapitanem. Nieprzypadkowo Wisła podpisała z nim kontrakt na pięć lat. Na pewno też Wisła zawsze była kojarzona jako klub, z którym niektórzy byli związani tak mocno, że spędzali tu prawie całą karierę. Jak choćby Arek Głowacki czy Paweł Brożek. Ja zresztą też jak odchodziłem, to zawsze wracałem. Cieszę się, że osoba mocno związana z tym klubem, a Alan taką jest, będzie mogła tu wrócić. I miejmy nadzieję, da zespołowi bardzo wiele.

A jak wygląda temat pana przyszłości? Pana kontrakt kończy się za pół roku. Rozmawiacie z klubem na ten temat?

Mam już swoje lata. Mamy jeszcze sporo czasu, nie ma co się z tym tematem kontraktowym spieszyć. Jeżeli będę dobrze grał i Wisła będzie zainteresowana, to możemy siąść do rozmów, to nie ode mnie już zależy. Na dziś nikt z klubu nie prowadził ze mną żadnych rozmów. Ale jeszcze niedawno różnie bywało z moim zdrowiem. Na razie cieszę się, że przepracowałem dobrze okres przygotowawczy, chcę teraz rozegrać dobrą rundę. A nie koncentrować się na sprawie umowy. Przy czym oczywiście u mnie Wisła ma priorytet.

Czytaj również:
Wybrał Wisłę zamiast Lecha. "To dla mnie idealne miejsce"
Tak Jerzy Brzęczek zareagował na zwolnienie. "To w nim siedzi"

Komentarze (0)