[tag=66392]
Nikola Mitrović[/tag] spędził w Wiśle jedynie rundę wiosenną sezonu 2017/18, ale na długo zapamięta pobyt pod Wawelem. Klubem rządziła wówczas Marzena S. - była prezes, która dziś przebywa w areszcie. Więcej TUTAJ.
Jak jednak ujawnił w książce "Wisła w ogniu" dziennikarz śledczy Szymon Jadczak, z miesiąca na miesiąc coraz większy wpływ na klub miała zorganizowana grupa przestępcza tzw. Sharksów.
Dwa światy
Dla Mitrovicia już wiosną 2018 roku było jasne, że w Wiśle dzieją się rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. - Ci ludzie nie byli ze świata futbolu. Oni przynależeli do innego świata. Ich interesowały tylko pieniądze. Oni należeli do kryminalnego świata bardziej niż do sportowego - nie gryzie się w język Mitrović.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: odpalił petardę w meczu o Puchar Maradony. Kapitalny gol!
- Ale przeczuwaliśmy, że coś jest nie tak. Teraz przypominam sobie, jak graliśmy ostatni mecz sezonu przeciwko Górnikowi. Gdybyśmy wygrali, to awansowalibyśmy do europejskich pucharów. Jeszcze przed meczem jacyś ludzie pojawili się w szatni - wspomina Serb.
- Pytaliśmy przy tej okazji, co się dzieje z naszymi wypłatami, których nie dostawaliśmy od kilku miesięcy. Dowiedzieliśmy się tylko, że jak wygramy, to wtedy natychmiast pieniądze dla nas się znajdą. To był naprawdę szalony czas - podkreśla Mitrović.
34-latek ujawnia teraz, w jakich warunkach musiała wówczas funkcjonować drużyna: - Byłem w Wiśle pół roku i przez ten czas prawie w ogóle nie dostawałem pensji. Wiele rzeczy było dziwnych. To był trudny czas. Ja akurat miałem za sobą udaną karierę zanim trafiłem do Krakowa i nie miałem z tego powodu poważnych finansowych problemów. Ale było wtedy w drużynie wielu młodych piłkarzy, którzy nie mieli tego komfortu i trzeba było im pomagać.
Serb opisuje, z jakimi problemami musieli borykać się młodzi wiślacy, zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy: - Oni już w pewnym momencie nie mieli pieniędzy na benzynę, żeby dojechać na trening w Myślenicach. Na jedzenie. Na nic. Jak ktoś mógł liczyć na to, że zawodowi piłkarze będą profesjonalnie pracować w takich warunkach? - pyta retorycznie.
Duża presja
Czas spędzony w Krakowie był dla Mitrovicia trudny także pod względem sportowym. Trafił na Reymonta 22 za sprawą trenera Joana Carrillo i po pół roku wraz z nim opuścił klub po tym, jak Wisła skończyła sezon na 6. miejscu.
Jak na paranormalne warunki panujące wtedy w klubie, był to bardzo dobry wynik. Drużyna Carrillo otarła się o awans o do europejskich pucharów, co w kolejnych latach było już tylko marzeniem.
Mitrović był jednak mocno krytykowany przez kibiców za sposób gry, a Carrillo obrywało się za to, że na niego stawia. - Rzeczywiście, była na mnie wytwarzana bardzo duża presja - przyznaje dziś Serb.
I dodaje: - Specjalnie mnie to wszystko nie dotykało, bo jestem doświadczonym piłkarzem. Nie muszę się przejmować tym, co ludzie sądzą. Prawdą jest jednak, że wytwarzano nacisk na trenera, na zasadzie: "Czemu ten Mitrović gra?".Nie był to łatwy czas. Ale to miało związek z tymi wszystkimi "działaczami"
Wisła zasługuje na to co najlepsze
Mimo że Mitrović opuścił klub, zanim nastał najtrudniejsze czasy, czyli próba przejęcia Wisły przez Vannę Ly i spółkę, wie doskonale, co się działo później pod Wawelem.
- Wiele z tych informacji docierało do mnie, śledziłem, co działo się z Wisłą. Wciąż mam w Krakowie przyjaciół, z którymi mam kontakt. Wisła to naprawdę wielki klub, z historycznymi zasługami i świetnymi kibicami. Nie powinna walczyć o utrzymanie w lidze. Taki klub zasługuje na więcej - na grę przynajmniej o europejskie puchary co sezon. Albo na powrót do walki o tytuły - komentuje Serb.
I podkreśla, że z całego serca życzy powodzenia nowym władzom, które chcą postawić klub na nogi po tamtym kryzysie: - Wiem, że teraz w klubie rządzą już inni ludzie, że Kuba Błaszczykowski przejął Wisłę. Mam nadzieję, że świetnie sobie z tym poradzą i przywrócą klubowi należne mu miejsce. Na pewno potrzebują na to czasu, bo nie da się takich rzeczy zmienić w dwa dni. Jestem przekonany, że jeśli tylko oprą się na właściwych ludziach, poradzą sobie z tym wyzwaniem. Słyszę, że sytuacja klubu się poprawia i bardzo mnie to cieszy, mówię to szczerze. Wisła jako klub i jej fani zasługują na to co najlepsze.
Sam Mitrović po krótkim etapie w Azerbejdżanie wrócił na Węgry, gdzie w przeszłości odnosił największe sukcesy. Chwali sobie pobyt w Ujpest FC. - Na Węgrzech bardzo poprawiła się w ostatnich latach infrastruktura sportowa i dla klubów nie jest problemem gra nawet w styczniu - wskazuje, dodając: - W większości stadiony są piękne, nowoczesne. Kluby też powoli rosną w siłę, o czym świadczą choćby ostatnie wyniki Ferencvarosu w Europie. Trzeba przyznać, że generalnie w węgierskim futbolu dzieje się wiele dobrego.
Czytaj również:
Paulo Sousa to zupełne przeciwieństwo Jerzego Brzęczka. "Ma silny charakter. Nie można sobie z niego żartować"
Tak Jerzy Brzęczek zareagował na zwolnienie. "To w nim siedzi"