W 2014 roku FIFA nałożyła na Barcelonę zakaz transferowy w związku z nieprawidłowościami przy dokonywaniu transferów i procesów rejestracyjnych zawodników poniżej 18. roku życia (więcej TUTAJ). Chodziło o 10 nieletnich piłkarzy spoza Europy sprowadzonych do La Masii.
Jednym z nich był właśnie Ben Lederman. Mający trzy obywatelstwa (amerykańskie, izraelskie i polskie) 20-latek długo był uważany za jeden z największych talentów w USA soccera. Łącznie spędził w akademii Barcelony 7 lat, ale przez większość czasu nie mógł występować w oficjalnych rozgrywkach. Dziś jest zawodnikiem Rakowa Częstochowa i traktuje polską ligę jak trampolinę do kariery.
Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Jak dzieciak z USA trafił do La Masii? Piłka nożna nie jest w Stanach sportem numer jeden.
Ben Lederman, piłkarz Rakowa Częstochowa: Teraz wszystko się dynamicznie rozwija, a w USA podchodzi się do piłki bardziej na serio niż 5-6 lat temu. Jest wielu młodych zawodników wchodzących do wielkich lig, rozwija się to dynamicznie i uważam, że przed USA duża przyszłość. Jako 11-latek byłem przez tydzień na testach w Barcelonie i pamiętam doskonale, że ostatniego dnia powiedziano mi, że chcą, bym podpisał kontrakt. To był jeden z moich najszczęśliwszych dni w całym życiu i wspaniałe uczucie, które pamiętam do teraz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nietypowa sytuacja w meczu. Niemal wszedł z piłką do bramki
Czy trudno było się utrzymać w La Masii przez 7 lat? To miejsce, do którego chce trafić tysiące kandydatów na piłkarzy z całego świata.
Na pewno każdy dzień obfitował w walkę i było czuć rywalizację każdego dnia. Wszystkie treningi i mecze stały na bardzo wysokim poziomie i trzeba było bić się o swoje. W końcu reprezentowaliśmy jeden z największych klubów na całym świecie.
W 2014 roku musiał pan jednak opuścić Hiszpanię na dwa lata i wrócić do USA...
Wszystko było powiązane z sankcjami, jakie FIFA nałożyła na Barcelonę w związku ze złamaniem przepisów transferowych. W drużynie nie mogli występować zawodnicy spoza Hiszpanii i zarówno ja, jak i inni obcokrajowcy - łącznie było nas dziesięciu, musieliśmy opuścić kraj. Byliśmy dziećmi i uniemożliwiając nam treningi w naszym klubiem zabrano nam to, co kochaliśmy najbardziej, czyli piłkę nożną. Niczego innego nie pragnęliśmy. Do dziś nie rozumiem, jak to się stało, bo to bardzo przykra sprawa i ciężko mi się o tym mówi.
Czy trenował pan z kimś, kto obecnie gra w którejś z największych lig europejskich?
Tak, wielu bardzo dobrych zawodników. W mojej drużynie byli między innymi Ansu Fati i Riqui Puig, którzy obecnie są w pierwszej kadrze FC Barcelony. Bardzo fajnie jest patrzeć, że dostają już szansę.
Jak trafił pan z Barcelony do Rakowa?
Dużo dał mi polski paszport, który mam ze względu na rodzinę ze strony mojego taty. Moja babcia urodziła się w Krakowie, skąd przeniosła się do Izraela, gdzie urodził się już mój tata. Przyznam jednak, że nie słyszałem wielu historii o polskim etapie mojej rodziny. Raków był zainteresowany zakontraktowaniem mnie. Wiedziałem, że to dla mnie duży krok do przodu, bo to mój pierwszy profesjonalny klub seniorski. Stąd moja decyzja o przejściu do Rakowa, która jest dla mnie bardzo pozytywna. Teraz chcę dać jak najwięcej klubowi.
Przepis o konieczności gry młodzieżowca w PKO Ekstraklasie musi się panu podobać.
Tak, oczywiście - wiem, że to był jeden z kluczowych argumentów Rakowa do zakontraktowania mnie. Polski paszport dużo mi w tym pomógł.
Jest pan już niemal rok w Rakowie Częstochowa. Czy wystarczyło to do pełnego poznania PKO Ekstraklasy?
Uważam, że to dla mnie dobra liga i czuję się w niej fajnie. Do perfekcji na pewno brakuje mi gry, gdyż wyszedłem w małej liczbie spotkań, jednak uważam, że mogę dać od siebie dużo drużynie.
Przychodził pan do beniaminka, który plasował się w dolnej części tabeli, a teraz walczycie o medale i europejskie puchary. Co takiego zmieniło się w zespole, że macie zupełnie inne cele?
Według mnie tak naprawdę nie zmieniło się wiele. Ciągle dobrze pracujemy, rozwijamy się i właśnie to przynosi sukcesy, gdyż drużyna się przy tym rozwija.
Skończycie sezon na podium?
Na pewno chcielibyśmy zdobyć medal w tym sezonie, jednak jest jeszcze za wcześnie na takie deklaracje. Przed nami jeszcze drugie tyle spotkań do rozegrania i musimy każdego tygodnia podchodzić w pełni skupieni do kolejnego spotkania. Wiemy, że musimy ciężko pracować i wyniki przyjdą - tak było dotychczas.
Jak pan widzi swoją obecną sytuację w drużynie?
Ja sam przez ostatnie trzy miesiące nie mogłem pomóc zespołowi, gdyż miałem powikłania po przejściu koronawirusa. Nie mogłem grać i trenować przez dwa miesiące i trener chciał w tym czasie dawać szanse młodym piłkarzom, na co wszyscy pracowaliśmy i zasługiwaliśmy.
Teraz ze zdrowiem jest już wszystko w porządku?
Tak, na pewno jest dużo lepiej, choć nie jestem jeszcze gotowy na sto procent. Trenuję od dwóch tygodni i dochodzę do formy.
Porozumiewa się pan w języku angielskim. Jak wygląda nauka języka polskiego?
Uczę się go i choć nie jest to łatwe, czynię w tym aspekcie progres. Po niecałym roku praktycznie wszystko rozumiem, szczególnie w szatni, jednak nie jest u mnie jeszcze najlepiej z mówieniem, szczególnie z odpowiednim akcentem.
Czytaj także:
Lech nie przebił miedziowego muru
Jagiellonia ściągnęła talent