24 lipca 2020 temperatura w całej Polsce dochodziła nawet do 30 stopni, ale w Szczecinie musiało być jeszcze goręcej. Zwłaszcza w budynkach klubowych Pogoni.
Tego dnia Grupa Azoty, główny sponsor klubu, wydał oświadczenie: "Zarząd (…) zdecydował o zakończeniu współpracy z Klubem Piłkarskim Pogoń Szczecin w sezonie 2020/2021. Decyzja ta wynika z przeprowadzonej analizy osiąganych korzyści wizerunkowych. Nie bez znaczenia pozostają także wyniki drużyny, która od dłuższego czasu nie osiąga zakładanych przez spółkę celów sportowych (…)".
W jednej chwili budżet Pogoni stopniał z 39 do 35 milionów złotych. W czasach pandemicznych, gdzie liczy się każdy grosz, był to potężny cios. Było to o tyle zaskakujące, że drużyna nie miała wcale słabych wyników sportowych. Zespół Kosty Runjaicia skończył sezon na 6. miejscu w PKO Ekstraklasie. Wyżej w ostatnich latach nie był. Żeby doszukać się lepszego wyniku, trzeba się cofnąć do sezonu 2000/01. Oczywiście wydawało się, że tym razem Pogoń powalczy o puchary, ale zimą klub miał poważne ubytki kadrowe i cel stał się mało realny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola nie powstydziłyby się największe gwiazdy futbolu!
Trudno wskazać jednoznacznie przyczynę rezygnacji państwowego giganta, choć lokalni dziennikarze nieśmiało sugerowali, że prezes Jarosław Mroczek zbyt nachalnie udzielał się podczas kampanii wyborczej na rzecz Rafała Trzaskowskiego. Wbrew jego oczekiwaniom wygrał obecny prezydent.
Nic dziwnego, że wiązano ze sobą te dwa zdarzenia, było to naturalne skojarzenie, choć za rękę nikt nikogo nie złapał. Biorąc pod uwagę skalę ubytków i odejście sponsora raczej nikt nie oczekiwał, że Pogoń włączy się do walki o coś więcej niż górna połówka tabeli. - Nikt tego nie oczekiwał, ponieważ to by było science fiction - mówi Daniel Trzepacz, dziennikarz serwisu pogonsportnet.pl.
Stabilizacja to podstawa
Żeby jednak zrozumieć fenomen Pogoni Szczecin, trzeba się cofnąć w czasie do 6 listopada 2017 roku. Po odejściu Macieja Skorży prezes Mroczek dał szansę Koście Runjaicowi. Urodzony w Austrii Niemiec pochodzenia chorwackiego już wcześniej wysyłał CV do polskiego klubu, ale w Pogoni chcieli wypróbować Skorżę.
Runjaić był pierwszym wyborem, gdyby coś poszło nie tak. Poszło nawet gorzej i Pogoń znalazła się na ostatnim miejscu w tabeli. Nowy trener zaczął powolną przebudowę składu. Jest w klubie do dziś.
- Na początku, gdy Pogoń szła od IV ligi, zmiany trenerów były dość częste. W pewnym momencie prezes zmienił podejście, postawiliśmy na ciągłość. To na pewno ułatwia pracę, jeśli chodzi o wpasowywanie zawodników do składu - mówi Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy klubu.
Runjaić zaczął od zmiany nastawienia drużyny. Na początku zaprosił wszystkich zawodników do baru na piwo. Ale było nie tylko miło. Runjaić zlokalizował i pozbył się zawodników, którzy jego zdaniem mieli zły wpływ na resztę drużyny. Pierwszy to Adam Gyurcso. Węgier był ulubieńcem kibiców i wielu dziennikarzy, którzy mieli słabość do jego świetnych dryblingów. Tyle tylko, że był wielkim indywidualistą, zarzucano mu, że psuje atmosferę w szatni.
Z kolei wypożyczony z Lecha Dariusz Formella robił sobie żarty z metod treningowych Niemca. Kosta, niczym mistrz chińskiej sztuki wojennej Sun Tzu, pozbył się kłopotu jednym podwójnym cięciem i tym samym pokazał reszcie, czego oczekuje.
Stipica jest fantastyczny
Oczywiście byłoby nadużyciem powiedzenie, że pozbycie się dwóch zawodników miało decydujący wpływ. Było raczej pokazem bezkompromisowości. Równocześnie nowy trener wprowadzał zmiany na boisku. Tego nie da się załatwić jednym ruchem, był to bardzo powolny proces.
- Gdy zostałem trenerem Pogoni, zobaczyłem, że mam do dyspozycji zespół, który chce grać w piłkę. Zajmowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli, mając 6 punktów straty do bezpiecznej strefy. Dlatego od samego początku bardzo dużo rozmawiałem z zespołem. Przedstawiłem swoją wizję, co musimy zrobić, by utrzymać się w Ekstraklasie. Trzeba było przede wszystkim zwiększyć świadomość. Niezbędna była poprawa gry w defensywie, a także operowania piłką - opisywał swoje początki w magazynie "Asystent trenera".
Kluczowym momentem było przyjście do drużyny bramkarza Dante Stipicy. Chorwat nie dość, że świetnie broni na linii, to jeszcze znakomicie gra nogami, co pozwala drużynie grać wysoko, ułatwia jej dominację. Doskonale to widać zwłaszcza w tym sezonie. Stipica zachował czyste konto w 11 z 16 meczów.
- Widać u niego niesamowity entuzjazm i wdzięczność za szansę. Dante wiele lat siedział na ławce w Hajduku, potem w CSKA Sofia. Trenerzy zaufali mu, dali grać i on sprawia wrażenie, jakby każdą interwencję traktował jako sposób spłaty długu. Jest fantastyczny, jest w tej chwili najlepszym bramkarzem ligi - mówi Trzepacz.
Kto nie traci, ten nie przegrywa
Na razie Pogoń jest bardzo skuteczna jeśli chodzi o skauting, raczej unika wpadek transferowych. - Klucz do sukcesu? Część zawodników gra ze sobą dość długo, uzupełniamy ich o dobrych obcokrajowców i świetnych wychowanków, głodnych gry – zauważa Adamczuk.
- Transfery to trudna sprawa. Proszę zobaczyć na przykład Michalisa Maniasa. Sporo strzelał w lidze greckiej, wydawało się, że to dobry transfer. Okazał się niewypałem. Ściąganie zawodników wolnych jest zawsze obarczone ryzykiem, ale na razie całkiem nieźle nam to wychodzi - dodaje dyrektor sportowy Pogoni.
Kluczowa była bardzo mocna gra w defensywie. Zarządza nią Benedikt Zech, świetny austriacki obrońca ze sporym doświadczeniem z gry na najwyższym szczeblu w swojej rodzimej lidze. Runjaić długo szukał dla niego partnera, obecnie jest to Mariusz Malec, który wywalczył sobie miejsce. Podobnie jak Jakub Bartkowski, dość skuteczny w ofensywie prawy obrońca. Na lewej stronie długo bronił się Hubert Matynia, ale ostatnio leczył kontuzję i jego miejsce zajął Portugalczyk Luis Mata.
Formacja wydaje się bardzo stabilna. Według serwisu etsktrastats.pl przeciwko Pogoni rywale oddają 3,19 celnego strzału na bramkę. Najmniej w lidze. - Kosta wyznaje zasadę, że jeśli nie stracimy bramki, to mamy punkt, a jeśli coś się uda strzelić, to trzy - tłumaczy Trzepacz. W ostatnich meczach ta metoda działała. Stipicę od grudnia pokonał jedynie Michał Jakóbowski z Warty Poznań.
Ofensywa gra to walka o klienta
Kluczowym zawodnikiem dla Pogoni jest Damian Dąbrowski, którego klub pozyskał z Cracovii. Ten defensywny pomocnik w epizodem w kadrze narodowej fantastycznie odnalazł się w taktyce Runjaicia. Przez niego przechodzi większość akcji. Na każdej musi postawić swój stempel.
- Jest najlepszym zawodnikiem klubu i na tej pozycji nie ma równych w lidze. W związku z kontuzją Jacka Góralskiego nie widzę nikogo lepszego na mistrzostwa Europy - podkreśla Trzepacz.
Problemem Pogoni wydaje się siła ognia. W drużynie brakuje bramkostrzelnych zawodników. Wcześniej byli tacy piłkarze jak Zvonimir Kozulj, Adam Buksa czy dwa sezony temu Radosław Majewski, który nie dość, że potrafił zrobić przewagę, to też miał świetne podania między obrońców rywali. Teraz przód to zawodnicy solidni, ale o wirtuozach nie ma mowy. Adamczuk zaznacza jednak, że nikt w klubie nie zamierza stawiać na grę defensywną.
- Już wcześniej wybraliśmy pewien kierunek. Poprzedni trenerzy, Kazimierz Moskal i Maciej Skorża, też grali ofensywnie. W dzisiejszym świecie trzeba walczyć o kibica. Nie tylko z kinami czy galeriami handlowymi, ale też z piłką zagraniczną. W domu jest ciepło, masz powtórki, możesz wypić piwo. Dlatego mecz to musi być dobra rozrywka. Nie tylko walka o punkty, ale też dobre widowisko. I my tak chcemy grać - mówi Adamczuk.
- Proszę zobaczyć, że w meczach z Rakowem czy z Cracovią nie cofnęliśmy się do zmasowanej defensywy po tym, jak strzeliliśmy bramkę. Chcieliśmy kolejnych. W tym duchu kształcimy chłopców akademii. Chcemy dominować, atakować, posiadać piłkę, grać odważnie, ryzykownie. A wynik? Nigdy nie zdarzyło mi się w akademii zwolnić trenera z powodu przegranego meczu - mówi dyrektor sportowy klubu.
Bez taryfy ulgowej
Skoro pojawia się temat akademii - jest to przyszłość klubu. Już teraz w składzie Pogoni jest kilku zawodników, którzy barwy klubu reprezentują od dziecka. Kacper Kozłowski, wychowanek Bałtyku Koszalin, ma 17 lat i uchodzi za największy talent w Polsce. Interesują się nim światowi potentaci.
Mimo wielkiej jakości i świetlanej przyszłości, Kozłowski przekonał się, że Kosta nie patrzy na nazwiska. Na jeden z pierwszych treningów zawodnik przyjechał na skuterze. Runjaić powiedział w dość ostrych słowach, co o tym myśli. Argumentował, że w razie wypadku kariera młodego zawodnika może być skończona. Ten pokiwał głową, ale wkrótce po raz kolejny trener zobaczył go na skuterze. Kozłowski wylądował w drużynie rezerw.
To właśnie ze względu na jego wejście do drużyny Pogoń nie skorzystała z opcji przedłużenia umowy z Kożuljem, jednym z najlepszych zawodników ligi. Każdy w Szczecinie wie, że na Kozłowskim klub może zarobić fortunę.
- Akademia nie jest nastawiona wyłącznie na zarabianie, ale na pewno ma zapewnić istotny wkład do budżetu. Nie ma się co oszukiwać, pieniądze robią piłkę. Transfery takie jak Walukiewicza czy Buksy pozwoliły nam ściągać zawodników z wyższej półki. Do pewnego momentu mogliśmy szukać zawodników na poziomie 7-8 tysięcy euro miesięcznie. Potem, mając większe możliwości, szukaliśmy piłkarzy na poziomie 14-15 tysięcy euro. Różnica w jakości była widoczna - mówi Adamczuk.
W kadrze jest wielu innych młodych zawodników wychowanych w Szczecinie lub ściągniętych tu w młodym wieku: Sebastian Kowalczyk jako 14-latek z Salosu Szczecin, Adrian Benedyczak jako 13-latek z Gryfa Kamień Pomorski, Marcel Wędrychowski jako 11-latek ze Stali Szczecin, Hubert Turski jako 11-latek z Unii Dolice i w końcu Kacper Smoliński, który gra w Pogoni od najmłodszych lat. To zawodnicy, którym Runjaić regularnie daje szansę gry w lidze, nie boi się ich młodego wieku i małego doświadczenia. To też znak dla innych młodych piłkarzy, że tu tworzy się ważny ośrodek szkoleniowy w kraju.
- Wprowadzamy naszych zawodników. I nie dlatego, że to wychowankowie, ale dlatego, że na to zasługują. Nikt nie pracuje tak ciężko jak chłopcy z Pogoni. Niektórzy wchodzą do drużyny mając 16 lat albo nawet 15, jak było w przypadku Kacpra Kozłowskiego. A mogę zapewnić, że w akademii w młodszych kategoriach wiekowych mamy wielu fantastycznych chłopaków - mówi Adamczuk, "ojciec chrzestny" akademii.
Ciągle do przodu
Pogoń jest na pierwszym miejscu w lidze, ma prawo myśleć o walce o pierwszy tytuł w historii, a w najgorszym wypadku o czwarte podium. W ciągu kilku miesięcy ma zostać otwarty nowy stadion, który fantastycznie będzie się prezentował w otoczeniu kilku boisk naturalnych i sztucznych.
Pogoń infrastrukturalnie wchodzi w nową erę. A co dalej jeśli chodzi o piłkę? - Naszym celem jest na pewno walka co roku o czołowe miejsca w tabeli. Żeby dziennikarze nie pytali, czy to niespodzianka, żeby przyjmowali to, że Pogoń jest liderem, jako coś naturalnego. Chcemy się po prostu rozwijać - zaznacza Adamczuk.
W sobotę, w ramach 17. kolejki PKO Ekstraklasy, Pogoń zagra z Piastem Gliwice, sensacyjnym mistrzem sprzed dwóch lat. Początek meczu o godz. 17:30.