Szczęście Fabiańskiego polega na tym, że kontuzjowana łąkotka nie wymaga szycia. Wówczas przerwa w grze byłaby jeszcze dłuższa. Polak kontuzji nabawił się w meczu towarzyskim z FC Valencia na trzy minuty przed końcem spotkania. - (...) wystartowałem do piłki. Rzuciłem się, ale upadając poczułem niesamowity ból w kolanie. Drugą bramkę puściłem, grając już z kontuzją - powiedział dla Przeglądu Sportowego Fabiański.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.